Siostra żony brata kolegi powiedziała, że nie będzie w Polsce benzyny

Mój drogi Piołunie,

co do ogólnego stosunku Polaka do wojny, to nie możesz za bardzo polegać na owych uczuciach nienawiści, o których z takim zapałem rozpisują się chrześcijańskie czy antychrześcijańskie czasopisma. Polaka w jego udręce można oczywiście zachęcić, aby się mścił, budząc w nim odwetowe uczucia skierowane ku rosyjskim przywódcom, i o tyle sprawa wygląda dobrze. Lecz zazwyczaj bywa to rodzaj melodramatycznej czy mitycznej nienawiści (…).

Cokolwiek byś czynił, to w duszy twego polskiego pacjenta będzie zawsze zarówno trochę złośliwości, jak i dobrej woli. Niezwykle ważną rzeczą jest skierować jego złośliwość ku jego bezpośrednim i codziennie spotykanym sąsiadom, natomiast uczynność wypchnąć het, ku odległym krańcom, ku ludziom, których nie zna. W ten sposób złośliwość staje się sprawą całkowicie realną, zaś uczynność w znacznej mierze urojoną – niech wpłaci sobie trochę pieniędzy na zbiórki charytatywne dla odległych i “nietutejszych” ofiar wojny, dla podbudowania własnego ego i romantyczności pomagania. Ważne, żeby oddzielał to od swojego podwórka. Nie ma absolutnie żadnego pożytku z rozpalania jego nienawiści ku Putinowi i reszcie polityków odpowiedzialnych za ten chaos, jeśli w tym samym czasie pomiędzy nim a jego rodziną o zróżnicowanych poglądach, odmiennym kulturowo sąsiadem, ukraińskim współpracownikiem czy czarnoskórym spotkanym w pociągu zacznie dojrzewać zgubna atmosfera wzajemnej życzliwości. 

Twój kochający stryj
Krętacz1

Proszę pod żadnym pozorem nie brać sobie powyższych rad do serca. 

Nie chcesz chyba słuchać rad Krętacza, prawda?

Ja nie chcę.

Kiedy myślę o propagandzie i manipulacji, przypominają mi się emocje, które towarzyszyły mi podczas lektury Listów starego diabła do młodego C.S. Lewisa. Przytoczony powyżej fragment tej książki nie brzmi tak w oryginale (Lewis przecież nie żył za czasów Putina, ba, nie żył nawet za czasów Ukrainy), a stanowi swego rodzaju mocno zmodyfikowaną na potrzeby tekstu parafrazę, która jest moim nadpisanym, cynicznym nawiązaniem do krążących po sieci fake newsów na temat ukraińskich uchodźców. 

Książka Lewisa to utwór należący do chrześcijańskiej fikcji literackiej. Czytelnik dostaje wgląd do zbioru korespondencji pisanej przez wykreowaną postać starszego diabła-mentora Krętacza do młodego diabła-rekruta Piołuna, który dopiero uczy się fachu i poznaje techniki odwodzenia człowieka od prawdy i wiary w Boga. List za listem, zapoznając się z poradami od diabła dla diabła, obserwujemy, jak wielopoziomowe może być kłamstwo, jak bardzo można zachwiać moralnością i zdolnością do właściwej oceny konkretnych faktów i jak wiele aspektów rzeczywistości potrafi przekręcić ten, który rozpoczął swoje dzieło od z pozoru niewinnego, sprytnego pytania, z subtelnie ukrytym w implikacji kłamstwem: Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu? (Rdz 3:1b2). Listy starego diabła do młodego to wstrząsająca lektura, którą polecam wszystkim twierdzącym, że są w stanie samowystarczalnie, łatwo i bez pokornej modlitwy identyfikować otaczające ich oszustwa, zakłamania o sobie samych i pojawiające się pokusy. 

Skąd w ogóle pomysł, żeby powiązać Lewisa z uchodźcami i wojną pomiędzy Rosją a Ukrainą? W tym miejscu pewnie można by zażartować, że taka już jest nasza, protestantów natura, że gdzie się da, tam pojawi się C.S. Lewis. Jednak odkładając żarty na bok, nie jest mi ani trochę do śmiechu ze świadomością, że znaleźliśmy się nie tylko blisko bestialskiej i krzywdzącej ludzkie życia wojny, ale również w centrum wojny informacyjnej, na którą wróg od dawna się zbroił. I może to brzmi dziwnie, bo dane przesyłane w sieci nie mają w sobie wystarczającej dozy dramatyzmu, żeby być traktowane tak poważnie jak latające nad Ukrainą bombowce (co jest oczywiście jak najbardziej właściwe, Internet raczej nie bombarduje mieszkań i nie zabija cywili), ale powinniśmy zdać sobie sprawę, że o ile jako Polacy nie jesteśmy na siłę angażowani w działania militarne Putina, o tyle nadal możemy działać na korzyść agresora i realizować jego cele, nie do końca mając tego świadomość.

Nie chodzi tu o to, że ktoś z nudów napisze sobie fake news o tym, że na granicach są rzekomo jacyś dziwni ludzie, agresywni uchodźcy nie wyglądający jak typowi biali Europejczycy, a w Polsce lada moment zabraknie benzyny na skutek sankcji. Obydwie historie są rzecz jasna zmyślone, chociaż fatalne w skutkach. Tworzenie fake newsów ma jednak o wiele bardziej dalekosiężny cel niż wywołanie krótkotrwałej paniki. Jest nim to, by wspólnoty spolaryzować i podzielić, bo ludźmi przestraszonymi o swój własny byt, szukającymi kozłów ofiarnych i skłóconymi ze sobą, zdecydowanie łatwiej się manipuluje. Chodzi o wywołanie długotrwałej paniki moralnej, czyli powszechnego przekonania, że dotychczasowy porządek został drastycznie zaburzony przez jakąś grupę lub zjawisko i wyraźnie szkodzi nam i naszemu otoczeniu. Na skutek takiej paniki zaczynamy chłonąć i produkować newsy na drażliwy temat bezrefleksyjnie, jak gąbka, w atmosferze ogólnego niepokoju.

Można powiedzieć, że piszę mówię o rzeczach oczywistych. Typowych dla grzesznego świata, w którym my, chrześcijanie, na szczęście mamy Boga strzegącego naszych rozumów. Nie przeczę, że tak jest, i chwała Panu za to, że interesuje się swoimi dziećmi, chroni je i przekonuje o prawdzie. To jednak nie oznacza, że jesteśmy bezgrzeszni, nigdy się nie boimy i jesteśmy odporni na wszelkie wysublimowane formy karmienia nas niesprawdzonymi informacjami. Wszyscy wiemy, jakie szkody w Kościołach i w rodzinach sprawiły tematy zapalne i nabudowane wokół nich newsy, które ktoś komuś przekazał. Faktyczne zagrożenie koronawirusem? Pogłoski o planowanym zamknięciu Warszawy na wzór Wuhan? Skuteczność i nieskuteczność obostrzeń? Szczepienia i powikłania poszczepienne? Ile Kościołów przeżyło rozłamy i liczne kryzysy z powodu szumu informacyjnego spowodowanego pandemią? Znamy efekty zbiorowej paniki, selektywnego przekazywania i przetwarzania informacji oraz koloryzowania ich nie od dziś, również w Kościołach, gdzie przecież powinniśmy polegać na Prawdzie i umieć identyfikować kłamstwa – łatwiej jest jednak to powiedzieć, niż faktycznie według tego żyć. Fake newsy mogą być nam podawane na tacy przez opłacone trolle internetowe, ale równocześnie możemy nieświadomie pośredniczyć w ich wytwarzaniu. Ten problem jak najbardziej dotyczy także nas, chrześcijan. Zresztą, zakłamywanie rzeczywistości i wprowadzanie chaosu, w tym ograniczanie możliwości weryfikacji informacji oraz podsycanie podziałów, to specjalizacja nie tylko propagandowych mediów czy przywódców politycznych chcących za wszelką cenę utrzymać władzę, ale przede wszystkim Złego, na którego celowniku jesteśmy. Stąd moje skojarzenie wojny informacyjnej z Listami starego diabła do młodego. Kłamstwo to podstawa propagandy. A najsilniejszym kłamstwem jest przekonanie nas, że jesteśmy na tyle inteligentni, by wyrzec się własnej czujności.

Czasy nowych mediów to już nie tylko dobrze znana nam propaganda w postaci rządowych gazet i cenzury w książkach, choć na pewno znajdziemy w sferze polityki jakichś jej zatwardziałych, konserwatywnych wyznawców. Dzięki rozwojowi technologicznemu i Internetowi funkcjonujemy w rzeczywistości, w której przeprowadzanie zmasowanych ataków, produkcja fake newsów i możliwości rozprzestrzeniania się treści zdają się być praktycznie nieskończone. Wytwarzanie treści pod tezę, mających destabilizować społeczeństwo i wpływać na odbiór rzeczywistości, przestało być zadaniem orwellowskiego Ministerstwa Prawdy i nie ogranicza się wyłącznie do działalności Winstonów Smithów zatrudnianych po to, by manipulowali historią. Teraz każdy z nas może reprodukować zasłyszane kłamstwo w skali dotąd nieznanej. Historia nie jest przepisywana wstecz, historia jest wypierana przez przytłaczającą skalę jej alternatywnych wersji, zastępowana czymś, co zagłuszy jej niewygodne fragmenty. I dzieje się to, niestety, z niezwykłą skutecznością.

W sytuacji złożonej manipulacji i masowej propagandy są dwie rzeczy, które możemy zrobić. Pierwsza to tym większe zaufanie Temu, który jest Prawdą, weryfikowanie wiadomości o tym, co dzieje się na świecie, trwanie w modlitwie i Słowie Bożym, dbanie o właściwe priorytety oraz unikanie kompulsywnego karmienia się wątpliwej jakości wiadomościami, zwłaszcza jeśli zaniedbujemy przez to swoje życie duchowe. Druga to wyczulenie swoich zmysłów na techniki manipulacji treścią i zbudowanie sobie systemu obronnego. I zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku – wyzbycie się własnej pychy. 

W 2018 roku “New York Times” opublikował krótki film, w którym eksperci badający sowiecką propagandę postanowili sformułować kilka koronnych przykazań tworzenia dobrych fake newsów.3 Nie jest to rzecz jasna wyczerpująca lista porad dotyczących tego, jak kłamać (zresztą, gdyby ktoś był tym zainteresowany, byłoby to co najmniej niepokojące), i nie otrzymano tych zaleceń od samych propagandowych twórców. Nie dowiadujemy się też, jak przed dezinformacją się bronić, co chciałabym poruszyć w tym tekście. Traktując materiał “New York Timesa” jako punkt odniesienia, omówię, jak powstają kłamliwe nowinki w sferze medialnej, oraz zaproponuję możliwe mechanizmy obronne, które możemy wdrożyć w życie, żeby przetrwać w wojnie informacyjnej i odnieść w niej zwycięstwo. Warto również podkreślić, że techniki propagandy i tworzenia fake newsów nie są wykorzystywane wyłącznie przez rosyjskich polityków. Z pewnością ich mniej lub bardziej subtelne realizacje można znaleźć w każdym zdeprawowanym przez grzech społeczeństwie. Na co zatem powinniśmy uważać i z czym tak naprawdę się mierzymy?


Twórcy fake newsów wyszukują pęknięcia w społeczeństwie

Bycie opłaconym trollem internetowym, działającym na korzyść zmasowanego ataku, nie przebiega w ramach pospolitego ruszenia i nagłej kreatywności twórcy. Wytwarzanie treści mających uderzyć w jakąś mentalną część populacji, zachwiać ich poczuciem bezpieczeństwa i wyznawanymi wartościami, zazwyczaj poprzedzone jest dokładną obserwacją możliwych tematów i niepokojów, do których można dorzucić swoje trzy grosze.

Osoby opłacane, by tworzyć fake newsy, będą obserwować społeczeństwo i jego nastroje, poszukując choćby i najdelikatniejszych pęknięć, w które można włożyć kij, nieco podłubać jak w mrowisku, pogłębić strach i skłócić ze sobą ludzi. Informacje wywołujące niepokój, skierowane przeciwko jakiejś grupie lub prowokujące ludzi do zakupu tony papieru toaletowego czy litrów paliwa, mają za zadanie zagnieździć się w naszych umysłach i popychać nas do działań motywowanych strachem, równocześnie potęgując podział my-oni, gdzie podatni na fake newsy są tymi bardziej oświeconymi i realnie przejmującymi się, a cała reszta to ignoranci. Celem jest zająć ludzi tym, co w sumie problemem nie jest, i poróżnić ich między sobą.

Jak przeciwdziałać pęknięciom?

Odpowiedź jest prosta do napisania, będąc zdecydowanie trudniejszą do wdrożenia w życie. Można oczywiście powiedzieć, że im mniej lęku, niepokoju i pęknięć w społeczeństwie, tym mniej przestrzeni, w której można operować fałszywymi narracjami. Ten prosty, samonasuwający się wniosek niezwykle trudno zrealizować, ponieważ jesteśmy tylko ludźmi i jest dla nas naturalne, że w chwili naruszenia dotychczasowego porządku świata w postaci wojny w Europie Centralnej będziemy podatni na uczucia lęku, trwogi, czy na odświeżanie wiadomości kilkanaście razy dziennie, motywowane chęcią dowiedzenia się, co się dzieje. Nie jest to jednak sytuacja bez wyjścia.

Po pierwsze, musimy przeciwstawić się kompulsywnemu przeglądaniu wiadomości. Wzmacniać w sobie przekonanie, że kiedy jesteśmy silnie wstrząśnięci brutalnymi wydarzeniami, powinniśmy uciekać do naszego Stwórcy i tego, co łączy nas jako chrześcijan w Nim, oraz starać się myśleć jak najbardziej racjonalnie, ufając Bogu. Kiedy rzeczywistość staje się niestabilna, powinniśmy zwrócić się ku Temu, który jest stabilny, niezmienny i wieczny.

Po drugie, co szczególnie istotne, jeżeli dostrzegamy pęknięcia w naszych Kościołach, w naszych rodzinach czy w naszym społeczeństwie, zastanówmy się, czy szerokie obrzucanie się przysłowiowym błotem i omawianie różnic zdań, nastrojów niezgody i niepokoju w ramach płomiennych debat internetowych to gra warta świeczki. Eskalując konflikty w przestrzeni wirtualnej, czy to polityczne, czy kościelne, praktycznie obnażamy nasze słabe strony, ujawniając, z czym sobie nie radzimy, a często są to sfery, na których można dość skutecznie zagrać emocjonalnie.

Naprawiaj pęknięcia, zanim zaczną być zauważalne. Nie polaryzuj Kościoła. Ucz się jedności, uchwyć się tego, co łączy, a nie tego, co dzieli.

Twórcy fake newsów sprzedają nam wielkie kłamstwa, a my w nie, paradoksalnie, wierzymy

Mogłoby się wydawać, że żeby kłamstwo zostało przyjęte, musi być niedalekie od prawdy. Otóż niekoniecznie. Im bardziej coś jest skandaliczne, tym bardziej klikalne i viralowe. Im bardziej coś wydaje się burzyć dotychczasowy porządek i wywołuje zdumienie, tym bardziej społeczeństwo jest skłonne rozsiewać dalej tę informację, przerazić się nią i przyjąć za prawdziwą, myśląc, że coś jest tak złożone i niecodzienne, że przecież nikt nie wymyśliłby tego sam z siebie. Jest to paradoks, ale paradoks dobrze nam znany w wypowiedziach w rodzaju:

Coś musi w tym być, skoro ktoś tak twierdzi i tak żarliwie tego broni. 
Skoro kolega sąsiada potwierdził, że na stacji nie ma paliwa, to chyba to wszystko prawda.

Jak nie być podatnym na wykreowany skandal? 

Nie karm się kontrowersją. Zanim przyjmiesz coś kontrowersyjnego za fakt, sprawdź źródło, z jakiego ta kontrowersja pochodzi. Odróżniaj retorykę od faktów. Unikaj skandalicznych, clickbaitowych tytułów. To, że ktoś coś w przejmujący sposób opowiada, stosując chwyty retoryczne, jeszcze nie znaczy, że ta sytuacja rzeczywiście miała miejsce. Nie popadaj w pychę z powodu swojej wspaniałomyślności i twardego rozumu. Jeżeli myślisz, że jesteś wystarczająco inteligentny, że nikt cię nie oszuka – uważaj. Nie priorytetyzuj emocjonowania się zasłyszanym i niesprawdzonym przez ciebie pod względem wiarygodności skandalem ponad swoje obowiązki, swoją duchowość i tematy rozmów z innymi ludźmi – to wbrew pozorom bardzo trudne zadanie. 

Twórcy fake newsów zawsze dodają do kłamstw ziarno prawdy

Najsilniejszym kłamstwem jest to, które zawiera w sobie część prawdy. Podobnie działa manipulacja – ma za zadanie pod warstwą prawdy ukryć kłamliwe intencje. Ten punkt uderza w ludzką tendencję do selektywności i lenistwa. W momencie, w którym uznamy jakąś część informacji za odpowiadającą rzeczywistości, znacznie łatwiej jest nam przyjąć resztę tej informacji jako prawdziwą. Często nie odróżniamy interpretacji informacji od przedstawionego nam faktu. W skutecznym fake newsie zawsze zawarte jest jakieś ziarno prawdy, a nawet często bywa tak, że w większości fake news jest prawdziwy, a zmyślona czy przekoloryzowana jest wyłącznie jego część. Kłamstwo w pewien sposób okala prawdę, stawiając prawdę w kłamliwym kontekście.

Jak ocenić, czy jakaś informacja jest prawdą, czy fikcją? 

Weryfikuj informacje w całości. Nie wnioskuj o prawdziwości całości przedstawionej ci treści tylko dlatego, że ktoś wysłał ci barwne i niepokojące zdjęcia czy relację kogoś, kogo nigdy na oczy nie widziałeś i nie wiesz kim jest, ale reklamuje się jako wierny i samozwańczy sprawozdawca rzeczywistości na przekór mediom. Zastanów się, czy masz do czynienia z interpretacją i narracją, czy z rzetelnym przedstawieniem dowodów. Otaczaj się mediami, dziennikarzami i zaufanymi osobami, które prezentują fakty w możliwie najbardziej twardy i pozbawiony emocjonalnych ozdobników sposób. 

Twórcy fake newsów skutecznie ukrywają to, że maczali palce w tworzeniu kłamstw, i zaprzeczają temu, kiedy zostaną zdemaskowani

Siostra żony brata kolegi szwagierki ma kontakty w Ministerstwie i oni tam twierdzą, że… Brzmi znajomo? Jedną z zasad twórców fake newsów jest to, by sprawić, że zaprezentowana odbiorcy historia będzie pochodzić skądinąd, a nie od nich samych. Dlatego najbardziej przełomowe treści zazwyczaj pojawiają się w sieci bez nazwiska osoby, która przyznałaby się do przedstawienia rzekomych faktów. Pamiętacie pogłoski o planowanym zamknięciu Warszawy na początku pandemii, który ogłaszały nam żony naszych znajomych, co mają kolegów wojskowych? Bezosobowe plotki mają olbrzymią moc, z której często nie zdajemy sobie sprawy. Fraza ja tylko przekazuję, usłyszałem to od kogoś innego pewnie również wygląda znajomo.

Jak oceniać informacje, do których się nikt nie przyznaje?

Przede wszystkim z dystansu. Jeżeli przekazana ci informacja wydaje się pochodzić od kogoś zaufanego, spróbuj odtworzyć łańcuch powiązań i zapytać o to osobę, która pierwsza ją wyprodukowała. Często taka procedura dochodzenia, co kto powiedział, staje się o wiele trudniejsza, niż można się tego spodziewać. Równocześnie miejmy na uwadze, że ogólnie mądrą zasadą jest założenie, iż zwykli ludzie w silnych sytuacjach stresowych mogą selektywnie traktować zasłyszane informacje, koloryzować je, bądź nie zapamiętywać istotnych szczegółów, dlatego warto porównać zasłyszane informacje z innymi relacjami świadków. Poza tym, niezwykle istotne jest to, kto danego newsa przekazuje. Jeżeli najnowsze i skandaliczne doniesienia z Przemyśla podaje przyjaciółka siostry szwagierki, pracująca blisko granicy z Ukrainą, za pośrednictwem konta na Facebooku utworzonego w zeszłym tygodniu i udostępniającego wyłącznie takie treści – gratulacje, odkryłeś tzw. trolla internetowego, który najprawdopodobniej jest zautomatyzowany i sterowany w ramach propagandy, a szwagierka nigdy nie miała siostry pracującej w Przemyślu.

Równocześnie dbajmy o to, żebyśmy sami przekazywali informacje zgodne z prawdą, nieprzekoloryzowane, możliwie jak najrzetelniejsze. Bierzmy odpowiedzialność za treści, które publikujemy w sieci, nie dokładając swojej cegiełki do chaosu informacyjnego. 

Twórcy fake newsów otaczają się użytecznymi idiotami

Od razu przepraszam za mocne słowo użyte w nagłówku – nie jest to moja inwencja twórcza, tylko termin zaczerpnięty z filmu “New York Timesa”. Od razu pragnę zaznaczyć, że każdy z nas może stać się użytecznym idiotą. Nie jest to określenie na żadną grupę osób, ani termin mający różnicować ludzi względem wykształcenia czy inteligencji. Chociaż atakowani przez trolle internetowe są najczęściej ludzie empatyczni, porywczy i emocjonalni oraz tacy, którzy rzadko weryfikują udostępniane treści, obiektem ataku może być każdy, nawet doktor profesor habilitowany, niesamowicie inteligentny fizyk, zaufany pastor Kościoła, czy pani Krysia z drugiego piętra. Każdy z nas może stać się użytecznym idiotą, jeżeli będzie kierował się impulsywnością w dzieleniu się informacjami, choćby wynikało to przede wszystkim z empatii czy autentycznego przejęcia się realnością kryzysowej sytuacji.

Twórcy fake newsów chcą znaleźć kogoś, kto roześle ich dzieła dalej. Nie jest sztuką wykreowanie fake newsa i zawieszenie go w Internecie. Prawdziwy talent to wkradnięcie się do świadomości ludzkiej, sprowokowanie społeczeństwa do powielania zasłyszanej historii, podejmowania na jej temat dyskusji. Skutecznie zmanipulowani użyteczni idioci sami tworzą posty, grafiki, materiały wideo i wywołują kłótnie w przestrzeni wirtualnej i poza nią na bazie dostarczonego im kłamstwa. Twórcy fake newsów mogą poszczycić się sukcesem wtedy, kiedy temat zacznie być tzw. samograjem.

Jak nie stać się użytecznym idiotą?

Nie publikuj treści pod wpływem silnych emocji, wzburzony zasłyszaną nowiną. Odczekaj przynajmniej kilka godzin i zastanów się, czy informacja, którą przyswoiłeś, jest prawdziwa. 

Ważne jest także zdawanie sobie sprawy z własnego temperamentu i możliwych obszarów, w których łatwo nas zdenerwować czy podburzyć do określonego działania – jeżeli masz tendencję do osądzania, uważaj na chwytliwe tytuły osądzające kogoś lub coś, bądź wręcz proszące się o osąd. Jeżeli jesteś osobą bardzo wrażliwą i empatyczną, uważaj na clickbaitowe tytuły, zawierające bardzo emocjonalne odniesienia. Rzecz jasna nie twierdzę, że każdy tekst tego typu będzie od razu fake newsem – bo istnieje przecież wiele naprawdę dobrych, choć subiektywnych, reportaży czy artykułów na temat obecnych wydarzeń, które są jak najbardziej cenne. Jeśli jednak trafimy na zmasowane wiadomości o jakimś skandalu niewiadomego pochodzenia, utrzymane w tonie przemawiającym do naszych emocji i wręcz proszącym się o podanie dalej, powinniśmy zachować szczególny poziom czujności.

Twórcy fake newsów działają długofalowo

To, co charakteryzuje upór wytwarzania informacji, które nie są prawdziwe, to silna wiara w to, że pielęgnowanie chaosu i przeciwdziałanie przejrzystości prawdy w końcu przyniesie upragnione efekty polityczne. Kiedy mówimy o fake newsach związanych z jakąś sytuacją kryzysową, rzadko kiedy są to wytwory inwencji twórczej dziennikarza, a znacznie częściej zmasowane procedury pewnej strategii. Pamiętajmy, że tu nie chodzi o wywołanie chwilowych skandali – chodzi o wprowadzenie społeczeństwa w permanentny stan niepewności, w którym zdecydowanie łatwiej jest uśpić czujność, wygłuszyć życzliwość i osiągać konkretne polityczne cele.

Jak zatrzymać długofalowe skutki zmasowanych ataków dezinformacyjnych?

Przede wszystkim ograniczając swoją podatność na fake newsy i ustalając pewnego rodzaju higienę pracy. Nie daj się wpędzić w pełne paniki czytanie coraz to nowszych nowin, które wyświetlają ci się na facebookowym wallu. Postaraj się nie wskrzeszać niezweryfikowanych pogłosek, nie używaj jako argumentów w dyskusjach zasłyszanych skandali, jeżeli nie masz pewności, czy rzeczywiście miały one miejsce. Nie pozwól, by karmienie się absolutnie wszystkim, co pokazuje ci Internet, telewizja, i co słyszysz w radiu, warunkowało twoją rutynę dnia, system wartości, priorytety i działania polityczne. I przede wszystkim – nie podawaj niesprawdzonych informacji dalej. Banalna porada, ale jakże istotna.

Wojna pomiędzy Rosją a Ukrainą wciąż trwa. Liczne ataki zbrojne, oblężenie miast i bombardowania stały się dla naszych braci z Ukrainy tragiczną codziennością. Częścią planu Putina na wytłumaczenie się z inwazji jest propaganda i wojna informacyjna. Nie możemy bagatelizować jej zagrożeń. Pilnujmy siebie i swoich umysłów, żebyśmy nieopatrznie nie stali się niczego nieświadomymi wojownikami propagandy. Ufajmy Bogu, zachowując właściwe priorytety naszego duchowego życia, niesienia pomocy tym, którzy są krzywdzeni, i działania tak, jak w podobnej sytuacji zachowałby się Chrystus. Nie dajmy sparaliżować się fake newsami, których zadaniem jest wywołanie paniki. Strońmy od kłamstwa i je demaskujmy.

I może zamiast godzinnych podróży od linku do linku, wywoływania kłótni i snucia dywagacji na temat obecnej sytuacji mającej udowodnić innym, jak bardzo my się znamy, a inni są w błędzie, odświeżmy sobie lekturę Listów starego diabła do młodego C.S. Lewisa. Nie pozwalajmy się skłócać losowym nowinkom, mającym nas zastraszyć. Nauczmy się rozpoznawać manipulację. Pomagajmy w mądry, praktyczny i rozważny sposób. Poświęcajmy czas na modlitwę. I nie chłońmy bezrefleksyjnie wszystkiego, co czytamy, widzimy i słyszymy.


Ten artykuł możesz przeczytać także na moim blogu: doPrawdy.


  1. Przytoczony fragment stanowi zmodyfikowaną parafrazę fragmentu z VI rozdziału książki C.S. Lewisa Listy starego diabła do młodego dostępnej pod linkiem: https://tadeuszczernik.files.wordpress.com/2011/04/lewis-clive-staples-_-listy-starego-diabc582a-do-mc582odego.pdf [09.03.2022].
  2. Za: Biblia Tysiąclecia, http://www.biblia.pl/rozdzial.php?id=3, [dostęp: 09.03.2022].
  3. The Seven Commandments of Fake News | NYT Opinion, https://www.nytimes.com/video/opinion/100000006188102/what-is-pizzagate.html [dostęp: 09.03.2022].
  • 8 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Studentka socjologii cyfrowej, a także magister interdyscyplinarnych studiów nad dyskursem na Uniwersytecie Warszawskim, za misję naukową stawiająca sobie prowadzenie rzetelnych badań nad protestancką mniejszością religijną w Polsce. Współautorka portalu doPrawdy, funkcjonująca na co dzień wśród metod analizy dyskursu oraz teorii socjologicznych, silnie utwierdzona w przekonaniu o istnieniu prawdy obiektywnej. Chrześcijanką jest - dzięki Bogu - nie tylko z teorii.