Już dziś nasz kraj obchodzi stulecie odzyskania niepodległości po 123 latach zaborów. Tak wielkie wydarzenie przyćmione zostało niestety przez złożony ciąg utarczek na polskiej scenie politycznej. Choć dominują one w mediach, są przecież dalekie od istoty tego święta – można powiedzieć, że odbywają się na jego powierzchni. To dobry moment, by zstąpić głębiej i szczerze zastanowić się nad tym, jak patrzeć na los narodowy z chrześcijańskiej perspektywy. Czy możemy w ogóle mówić o jakimkolwiek związku istnienia narodów z zamysłem Bożej opatrzności? Czy tożsamość narodowa jest neopogańskim lub oświeceniowym tworem, z którym zdążający do niebieskiej ojczyzny naśladowcy Chrystusa nie mają nic wspólnego? Nikt nie ma w końcu wątpliwości, że Bóg stworzył Polaków – ale czy stworzył także Polskę? I jeśli tak – jak to w takim razie rozumieć? Czym jest naród w oczach Boga?

Izrael – człowiek i naród

Właśnie w sprawach okołonarodowych współczesny chrześcijański umysł bywa wyjątkowo zagubiony. Rozgrywający się na naszych oczach konflikt między zasadą globalistyczną i tożsamościową dezorientuje wielu z nas; odrodzenie nacjonalizmów niektórym wydaje się być wskrzeszaniem niepotrzebnych i historycznie zgubnych partykularyzmów. Szczególnie duch wielkich metropolii sprzyja myśleniu kosmopolitycznemu, w którym zupełnie dosłownie “nie ma Żyda ani Greka”, a wszystkie lokalne lub narodowe cechy charakterystyczne rozpuszczają się w jednolitym doświadczeniu życia w późnej nowoczesności. Co ważniejsze jednak, do chrześcijańskiej świadomości wdziera się niejasne, lecz forsowane przez popkulturę przekonanie o przestarzałym charakterze pojęcia narodów i ich wyjątkowości. Zaczynamy czuć się coraz lepiej w świecie zglobalizowanym, w którym kulturowe różnice zanikają lub ulegają utowarowieniu w postaci atrakcyjnych produktów lokalnej kuchni dla turystów.

Jak sprawa przedstawia się jednak z perspektywy Biblii? Choć często tego nie zauważamy, Bóg – zarówno z perspektywy Starego, jak i Nowego Testamentu – tworzy i wyprowadza z niebytu zarówno jednostki, jak i narody. Nieraz te drugie zapoczątkowywane są właśnie z pierwszych – w ten sposób na świecie pojawiły się ludy Ammonitów i Moabitów (potomstwo Lota i jego córek), Edomitów (Ezaw) i wreszcie absolutnie centralny dla starotestamentowej historii zbawienia naród żydowski – szczególne dziedzictwo patriarchów Abrahama, Izaaka i Jakuba. Bóg okazał się powoływać konkretnych wybranych przez Niego ludzi, ale także tworzyć społeczne i historyczne twory przekraczające rozmiary indywidualnej jednostki czy rodziny. Od najstarszych czasów nadanie imienia określało niepowtarzalną i pochodzącą z Góry tożsamość tego, który je nosił – jak uderzające jest zatem to, że imię “Izrael” otrzymał Jakub oraz wywodzący się z niego naród. Bóg nadając imię określał podmiotowość człowieka – nazywając po imieniu narody przyznał się, że podobną podmiotowość widzi także w nich.

Jaki z tego wniosek? Przede wszystkim taki, że omyliłby się ten, kto sądziłby że zakres twórczego dzieła Boga ogranicza się wyłącznie do (i tak oszałamiającego) stwarzania jednostek – rozciąga się on także na rzeczywistości wspólnot o różnych rozmiarach i rodzajach. Stwórca wszechświata tchnął duszę nie tylko w wnętrze Adama, ale także w rodzinę Noego, ród Abrahama i naród Izraela. Wszystkie one istnieją jako realna, choć ostatecznie duchowa rzeczywistość w oczach Boga. Oszałamiająca perspektywa objawienia biblijnego jest jednostkowa oraz wspólnotowa; Bóg jest Psychologiem i Socjologiem. Ten, który sam jest Jednością w Wielości oraz Wielością w Jedności stworzył ludzkość, która choć złożona z pojedynczych nieśmiertelnych dusz, Jego opatrznościowym zamysłem formuje także większe struktury bądź systemy rodzin i narodów. Nie chodzi tutaj bynajmniej o mechanicystyczne rozumienie tego co ponadjednostkowe; wprost przeciwnie, przyglądając się istocie narodu nie sposób sprowadzić jej ani do wspólnego języka, ani rasy, ani miejsca zamieszkania – naród jest “jednością losu historycznego”, wiąże się z poczuciem przynależności do większej całości, która zamiast unicestwiać to co pojedyncze i indywidualne, raczej je w pełni dookreśla, zakorzenia w rzeczywistości, dopełnia rzeczywistość duszocielesnego zespolenia, które stanowi każdy z nas.

Naród i dusza

Jeśli chcemy zrozumieć naród, powinniśmy spojrzeć nań nie jako na zbiór jednostek, ale jak na jednostkę wyższego rzędu – całość, która tak jak indywidualna dusza, wyraża w niepowtarzalny i szczególny sposób coś z Bożego obrazu i objawienia siebie w stworzeniu. Los każdego narodu, tak niepowtarzalny i głęboko duchowy, zawsze stanowi jakąś formę odpowiedzi udzielonej przez ludzkość w historii na stojącą przed nią tajemnice Boga, diabła, natury i upadku, dobra i zła, szczęścia i cierpienia. Kultura każdego z narodów, choć w nieunikniony sposób skażona (zawsze bardzo głęboko) grzechem, wyraża przecież jakąś niedoskonałą i fragmentaryczną prawdę istnienia. Dlatego właśnie w prawdziwie refleksyjnym chrześcijańskim podejściu do wszystkich narodów jest miejsce na ciekawość, zrozumienie, współczucie i autentycznie życzliwą krytykę – ale nigdy na nonszalanckie unieważnienie tego czy innego narodu bądź jego ducha jako nieodwołalnie zepsutego albo niegodnego uwagi.

Nie istnieje naród, który nie dostarczałby bardziej jaskrawej ilustracji realności losów narodowych jak właśnie naród żydowski. Dramatyzm jego historycznych relacji z Bogiem stanowi kanoniczną matrycę do zrozumienia losu narodów w ogóle. W historii Izraela całkiem namacalnie spełnia się to, co w przypadku innych narodów dzieje się w ukryciu i za pomocą subtelnych narzędzi Opatrzności – jego Twórcą jest sam Pan. To On poprzez Objawienie dane patriarchom, królom i prorokom dostarczył duchowego materiału kładącego podwaliny pod żydowską świadomość narodową, On wyciosał (często za pomocą gromów, ognia i gniewu) jego kształty i On skierował go na drogę, z której naród żydowski jak żaden inny w dziejach nie jest w stanie zejść; na drogę mesjańską, drogę oczekiwania Zbawiciela świata i – po przyjęciu Go – bycia Jego awangardą, Jego elitarną grupą uderzeniową wywracającą zatęchły w niewierze świat do góry nogami. Tragedią narodu żydowskiego jest właśnie niemożność pełnej realizacji tego powołania, odcięcie się od niego przez wzgardzenie Ukrzyżowanym Mesjaszem i poszukiwanie Mesjasza-Triumfatora, Króla tysiąca zwycięstw. Powołania nie da się jednak utracić a jego zew jest silniejszy niż ludzkie wysiłki – dlatego mesjanizm żydowski po Chrystusie naturalnie ciążyć musi ku alternatywnym Mesjaszom i ich drogom zbawienia ludzkości. “Daję im bowiem świadectwo, że mają gorliwość dla Boga, ale gorliwość nierozsądną; bo nie znając usprawiedliwienia, które pochodzi od Boga, a własne usiłując ustanowić, nie podporządkowali się usprawiedliwieniu Bożemu” (List do Rzymian 10, 2-3). Czy tragizm losu Żydów, tragizm heroicznego błądzenia stanowić może zatem przesłankę do żywienia nienawiści do tego narodu, do wulgarnego antysemityzmu? Wprost przeciwnie, to właśnie z głębokiego zrozumienia jego niepowtarzalnego losu – bezcennego tak jak bezcenna jest dusza – musi wypływać autentycznie chrześcijańskie współczucie, ból, krytyka i sympatia, a z nich – szczere i gorące oczekiwanie, że w ramach wypełniania się historii naród ten również wstąpi do Królestwa swojego prawdziwego Mesjasza, wnosząc do niego własne talenty i dary.

Egipt – Mój lud, Asyria – dzieło Moich rąk

Dotychczasowa refleksja nie zaprowadziła nas poza granice tego, co całkiem powszechnie akceptowane. Nikt z chrześcijan nie zaprzecza wyjątkowości narodu żydowskiego. Niedostatecznie często dostrzegamy jednak, że logika rozumienia starotestamentowego Narodu Wybranego w rzeczywistości Nowego Przymierza przekłada się na Kościół i również na inne narody. Jednym z najbardziej poruszających fragmentów Księgi Izajasza jest fascynujące proroctwo o Izraelu, Egipcie i Asyrii (19, 20-25):

I będzie znakiem i świadkiem Pana Zastępów w ziemi egipskiej, gdy będą wołać do Pana z powodu gnębicieli, wtedy pośle im wybawiciela; on ujmie się za nimi i wyratuje ich. Wtedy objawi się Pan Egiptowi i Egipcjanie poznają w owym dniu Pana, i będą przynosić ofiary krwawe i ofiary z pokarmów, i będą składać Panu śluby i spełniać je. A gdy Pan będzie smagał Egipt, smagał i leczył, wtedy nawrócą się do Pana, a On da im się ubłagać i uleczy ich. A w owym dniu prowadzić będzie droga z Egiptu do Asyrii: Asyryjczyk uda się do Egiptu, a Egipcjanin do Asyrii, i Egipcjanie wraz z Asyryjczykami będą służyć Panu. W owym dniu będzie Izrael jako trzeci razem z Egiptem i Asyrią błogosławieństwem na ziemi. Którą pobłogosławi Pan Zastępów, mówiąc: Niech będzie błogosławiony mój lud Egipt i dzieło moich rąk Asyria, i moje dziedzictwo Izrael!

Niełatwo jest znaleźć słowa te ukryte w ogromie zapowiedzi Starego Testamentu. Widzimy, że w wielu fragmentach ksiąg prorockich Pan obwieszcza sąd nad Izraelem oraz ościennymi narodami – najczęściej jednak sąd nad Narodem Wybranym ma prowadzić do jego oczyszczenia i odnowienia. Prawie każdy z proroków kończy swoją księgę zapowiedziami przyszłej odnowy Izraela, w której przeminie rzeczywistość grzechu i sądu; bardzo rzadko jednak sąd nad narodami pogańskimi przedstawiany jest jako element ich historii zbawienia. Tym bardziej poruszająca jest zapowiedź, że Bóg Izraela stanie się Bogiem jego tradycyjnie śmiertelnych wrogów, a ramiona Pana rozciągną się od Jerozolimy także na Niniwę i Memfis. Bóg który wybawił Izraela z niewoli egipskiej, wybawi także Egipt z jego własnej niewoli. To zapowiedź mesjańska; przebłysk przyszłej epoki, w której Izrael utraci wyłączność dostępu do Królestwa Bożego, a wkraczać do niej będą także etiopscy eunuchowie, rzymscy setnicy i greccy filozofowie. To w tych właśnie czasach przyszło nam żyć; czasach, gdy Trójjedyny Bóg zbawczo wkracza w życie innych narodów, powołując je do wstąpienia do swojego Królestwa, te zaś niczym pojedyncze nieskończenie cenne jednostki, wnoszą do niego to, co od samego początku podarował im Stwórca.

Narody pod berłem Króla

Tak naprawdę, to właśnie od samego początku stanowiło cel i sens istnienia narodów – wszystkie one stworzone zostały, “by szukać Boga, czy go może nie wyczują i nie znajdą, bo przecież nie jest On daleko od każdego z nas” (Dzieje Apostolskie 17, 27). Pojawienie się Ewangelii i wspaniałe otwarcie jej przesłania na wszystkie narody umożliwiło z kolei autentyczną realizację tego powołania, dla nieskończonego błogosławieństwa samych narodów, ale także dla wzbogacenia całego Kościoła. Czym byłaby chrześcijańska teologia bez systematyzującego wkładu greckiej filozofii? Co stałoby się z letniejącym na progu średniowiecza chrześcijaństwem bez Iroszkotów i ich powtórnej ewangelizacji nominalnie wierzącej Europy? Jaki los spotkałby pogan na Grenlandii, Karaibach i w Indiach bez płonących serc Braci Morawskich? Ileż misji na całym świecie nie istniałoby bez wkładu pieniędzy, modlitw i ludzi z kościołów Stanów Zjednoczonych Ameryki? Czy chrześcijaństwo byłoby bogatsze bez przeszywającego serce do głębi egzystencjalizmu północnych dusz Kierkegaarda, Lutra, Dostojewskiego? I wreszcie, kto wie czy los światowego Kościoła w XXI wieku nie zawiśnie na naszych prostych, ale z całej siły kochających Pana braciach i siostrach z coraz bardziej chrześcijańskiego Trzeciego Świata? Tak – z całą pewnością nie tylko Królestwo Boże wniosło zbawienie do życia narodów, ale także narody wniosły “sławę i dostojeństwo” (Objawienie św. Jana 21, 26) do życia Królestwa Bożego.

Ich istnienie przetrwa aż do samej wieczności – w jej chwałę wejdą nie pojedyncze dusze, ale chwalebne narodowe tłumy zbawionych. To tam w pełni zajaśnieje niepowtarzalny blask wszystkich odcieni ludzkiej przemienionej natury, obecny także w bogactwie narodowych barw, temperamentów i kultur. Nie na darmo Pismo mówi o “Nowym Niebie i Nowej Ziemi”; to co ziemskie nie przeminie, ale zjednoczy się z tym co niebieskie. Nie pozostawimy ziemi, Podlasia i Śląska tylko na spłonięcie w ogniu; to wszystko zmartwychwstanie z popiołów i wkroczy do wiecznej, niekończącej się rzeczywistości. Nasza prawdziwa ojczyzna jest w Niebie, jak mówi Apostoł Paweł (List do Filipan 3, 20) – zbyt często jednak pomijamy następny werset mówiący, że Jezus “przemieni znikome ciało nasze w postać, podobną do uwielbionego ciała swego, tą mocą, którą też wszystko poddać sobie może”. W niebie czeka na nas najprawdziwsze i najwspanialsze ciało, które będzie niebieskie w swej doskonałości i ziemskie w swojej namacalności; czy tak samo nie będzie także z tożsamościami? Innymi słowy, czy w wieczności nie czeka na nas także prawdziwa – powstała ze wszystkiego co Boże i przemienione przez łaskę w tym życiu Polska? Głęboko wierzę, że tak. Mało tego – to my budujemy ją już dziś. Przyczyniając się do wzrostu Kościoła w Polsce, uwieczniamy także samą Polskę. Czynimy nasz naród obywatelem Nieba i dziedzicem nieskończonej chwały.

  • 35 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Filip Łapiński - finiszujący student psychologii i socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Członek zboru stołecznego Kościoła Zielonoświątkowego w Warszawie. Blisko 12-letnia podróż na drogach wiary w Chrystusa jest największą przygodą jego życia. Uwielbia czytać i próbuje pisać. Pracuje jako sekretarz redakcji naukowego czasopisma.