Odmieniec stworzony na Boży obraz

Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje I duszę moją znasz dokładnie (Ps 139:14; BW)

Temat wartości ludzi z zaburzeniami ze spektrum autyzmu jako pełnoprawnych osób jest dla mnie szczególnie ważny. Przede wszystkim jest mi on bliski, gdyż sam mam zespół Aspergera. Jednym z głównych problemów jakie napotkałem na swojej drodze, jest porównywanie się z innymi ludźmi i próba odpowiedzi na pytanie, czy na pewno wszystko jest ze mną w porządku, a jeżeli nie jest w porządku, to jakie jest moje miejsce na tym świecie. Czy nie jestem po prostu jakimś dziwakiem, który nie potrafi się dostosować do standardów ogółu? Czy czyni mnie to ogólnie gorszym, bo czegoś nie umiem i nie jestem w stanie zrobić, mimo szczerych chęci i ogromnego wysiłku, jaki w to wkładam? Czy moim celem nie jest bycie z góry skazanym na porażkę? Dlaczego moje zainteresowania, sposób wypowiadania się dziwią innych i powodują, że inne osoby mnie unikają? Czy to, że postrzegam pewne rzeczy inaczej, np. zdecydowanie mniej emocjonalnie i nie potrafię kierować się intuicją, czy też potrzebuję więcej czasu, by coś zrozumieć, stawia mnie niżej od innych ludzi, którzy nie mają z tym tak wielkich problemów? Tego typu pytania zadawałem sobie często w przeszłości i podejrzewam, że inne osoby z ZA sobie również je sobie zadają albo zadawały. 

Teraz chcę przede wszystkim udowodnić wam i sobie, że na każde z powyższych pytań odpowiedź brzmi „nie”. Każda osoba bez względu na to, jakie ma zaburzenie, jest stworzona na Boży obraz i podobieństwo. Bez uświadomienia sobie tego nie damy rady pójść dalej. Chodzi nie tylko o to, byśmy zaakceptowali siebie takimi jakimi jesteśmy, choć jest to bardzo ważne. Samo to nie wystarczy. Nasza tożsamość musi być oparta na prawdziwym fundamencie. 

Często możemy mieć wrażenie, że nie jesteśmy w stanie zbudować swojej tożsamości społecznej na rzeczach, na których opierają ją inni ludzie, jak choćby na relacji z innymi i to właśnie relacji z innymi często może nam brakować. W szczególności osoby neuronietypowe mają różne trudności w tej kwestii i łatwo im się pogubić. Relacje z ludźmi są zbyt … niestabilne. Nikt nikomu nie da gwarancji tego, że osoba, którą lubię, będzie ze mną miała dobre relacje zawsze i wszędzie, że mnie któregoś dnia po prostu nie odrzuci, czy nie zrobi czegoś strasznego – taka pewność wydaje się być dla nas po prostu niemożliwa. To, co mnie na przykład najbardziej irytuje oraz czasem doprowadza do paniki, to brak poczucia kontroli i bezpieczeństwa, a przyznajmy szczerze, że relacje z ludźmi to rzecz, na którą mamy najmniejszy wpływ i o którą najbardziej się obawiamy. Próba przejęcia kontroli nad relacją często prowadzi do kłótni i nieporozumień. Szkoda więc chyba nerwów na to, żeby od relacji z innymi całkowicie uzależniać swoje poczucie tożsamości.

Co nam, osobom z ZA, zatem pozostaje? Kariera? Hobby? Możemy spróbować uciec w świat pasji i jesteśmy w tym bardzo dobrzy (śmiem twierdzić, że zdecydowanie lepsi niż inni), ale zanim trafimy na profesję, która odpowiada naszym zainteresowaniom, to może dużo wody w Wiśle upłynąć, a jest też ryzyko, że nasze wysiłki nie dadzą nam oczekiwanej satysfakcji. Pasja może być naprawdę wzbogacająca  i zajmująca, ale z czasem zdamy sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie zaspokoić wszystkich naszych potrzeb niezależnie od tego, jak głęboko będziemy w nią uciekać. Poza tym może się znudzić po jakimś czasie i trzeba będzie szukać czegoś nowego, możemy się też wypalić i poczujemy się  zmuszeni szukać innego sposobu na wypełnienie czasu i braków w życiu. Więc jest to chwiejna i nietrwała podstawa – zbyt krucha, żeby można było na niej zbudować poczucie własnej wartości.

Może zatem coś bardziej trwałego? Jakaś ideologia? Jest to jakiś pomysł, ale nawet kiedy jeszcze byłem osobą niewierzącą, wiedziałem, czy to z własnego doświadczenia, czy z lektury książek historycznych, że ideologie tworzone przez ludzi, choć czasem pięknie brzmiące i atrakcyjnie wyglądające na papierze, często w praktyce zawodzą sromotnie i nie wytrzymują próby czasu. Ideologia to jedno, a ludzie ją wyznający to często coś zupełnie innego i nie wiadomo tak naprawdę, co kryje się za górnolotnymi hasłami, na których wykorzystaniem w praktyce można się nieźle „przejechać”. Za duże ryzyko. 

Zostaje zatem odniesienie się do jakiejś siły czy bytu wiecznego i nadnaturalnego, nic bardziej trwałego i pewnego już chyba nie ma (odrzucam wszelkiego rodzaju nałogi czy fanatyzmy, gdyż z góry można przyjąć, że są szkodliwe i prowadzą do wielu problemów w życiu). Ja wybrałem Boga Biblii, z wielu powodów, ale głównym było to, że jest prawdziwy – Biblia jako Jego świadectwo jest spójna i daje klarowny, niepodważalny przekaz prawdy o Bogu, człowieku i relacji między nimi. Was również zachęcam do tego, by się otworzyć na Boże Słowo, gdyż Ono daje rozwiązanie na wszystkie, moje i wasze, problemy i rozterki. Przede wszystkim Bóg daje nam jasność co do tego, kim jesteśmy i jaką mamy wartość w Nim. Bez Jego obecności w naszym życiu nasza tożsamość nie ma w sobie nic trwałego i, jeżeli uważnie przyjrzymy się kartom Biblii, dostrzeżemy, że właściwie poza Nim nie ma innej opcji.

Można zapytać: Załóżmy, że wszystko to się zgadza. Wiele rzeczy na tym świecie jest nietrwałych, żeby opierać na nich swoją wartość, przypuśćmy że nawet relacje z ludźmi. Zatem jak konkretnie Bóg mówi o tym, że ktoś taki jak ja, mający zaburzenia ma wartość taką jak każdy inny człowiek?

Jakiego człowieka stworzył Bóg?

Potem rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na obraz nasz, podobnego do nas i niech panuje nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad bydłem, i nad całą ziemią, i nad wszelkim płazem pełzającym po ziemi. I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go. Jako mężczyznę i niewiastę stworzył ich. I błogosławił im Bóg, i rzekł do nich Bóg: Rozradzajcie się i rozmnażajcie się, i napełniajcie ziemię, i czyńcie ją sobie poddaną; panujcie nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios, i nad wszelkimi zwierzętami, które się poruszają po ziemi! Potem rzekł Bóg: Oto daję wam wszelką roślinę wydającą nasienie na całej ziemi i wszelkie drzewa, których owoc ma w sobie nasienie: niech będzie dla was pokarmem! Wszystkim zaś dzikim zwierzętom i wszelkiemu ptactwu niebios, i wszelkim płazom na ziemi, w których jest tchnienie życia, daję na pokarm wszystkie rośliny. I tak się stało. I spojrzał Bóg na wszystko, co uczynił, a było to bardzo dobre. I nastał wieczór, i nastał poranek – dzień szósty.  (Rdz 1:26-31, BW)

Wersety od 26 do 31 Księgi Rodzaju opisują koniec procesu stworzenia. Jest to punkt kulminacyjny, w którym Bóg mówiąc w pierwszej osobie, tworzy człowieka jako mężczyznę i kobietę i daje im jasny cel – władać ziemią. Jednocześnie, Bóg błogosławi pierwszym ludziom, nakazując rozmnażanie się i poddawanie całej ziemi swojej woli. Człowiek jest jedynym elementem w procesie stworzenia, który Bóg tworzy na swój obraz i podobieństwo. Nic – ani ziemia, ani niebo, ani woda, ani rośliny, ani zwierzęta – nie obrazuje tego, jaki jest Bóg, tak jak człowiek. Jednocześnie człowiek jest integralną częścią całego procesu stworzenia, nie został stworzony oddzielnie tzn. nie było oddzielnego procesu stworzenia człowieka, ani też nie został stworzony następnego dnia, ale Bóg utworzył go razem ze zwierzętami. Jednak to właśnie człowiek jest podobny do Boga i to on otrzymuje pełnie władzy od Niego nad wszystkim co Bóg stworzył, nad całym światem i wszystkim, co na nim żyje. Jest to tym bardziej widoczne w tym, że werset 27 stosuje powtórzenie, co w języku hebrajskim oznacza podkreślenie istoty lub rangi określonej myśli, otóż:

I stworzył Bóg człowieka na obraz swój. Na obraz Boga stworzył go.

Mówiąc krótko: Jest niesamowicie ważne to, że człowiek jest stworzony na obraz Boga. 

Jeden z najwybitniejszych Ojców Kościoła, Jan Chryzostom, pokazuje jeszcze inny aspekt wyjątkowości człowieka w tym fragmencie. Otóż kreacja przez Boga każdego poprzedniego elementu stworzenia jest poprzedzona zwrotem Niech się [stanie, powstaną itd.]. Tylko stworzenie człowieka ma aspekt osobowy, gdzie Bóg mówi Uczyńmy, co według Jana Chryzostoma, pokazuje proces przemyślenia, współpracy i wspólnoty pośród Trójcy. Bynajmniej nie oznacza to, że Bóg się zastanawiał czy stworzenie człowieka to dobry pomysł, albo miał kilka koncepcji na stworzenie człowieka (na przykład rozważając czy da mu trzy ręce, kopyta zamiast stóp czy coś równie absurdalnego). Nie oznacza to też, że potrzebował w tym jakiejkolwiek pomocy. Jak w poprzednim argumencie, język zastosowany tutaj ma na celu podkreślenie roli czy istoty człowieka w całym stworzeniu. 

Na koniec Bóg zarówno ludziom jak i zwierzętom ofiaruje rośliny jako żywność mającą zaspokoić ich pragnienia. Wszystko, co jest do życia potrzebne, czyli ziemia – dom człowieka, słońce i księżyc, które determinują jego cykl życia zostały już utworzone. Można powiedzieć, że Bóg stawia człowieka na “gotowym”, zrobił wszystko za niego, co podkreśla Jego rolę w stworzeniu. Od tego momentu zadaniem człowieka jest wyłącznie pielęgnowanie tego co zostało mu ofiarowane – to niezwykle piękny wyraz Bożej miłości i troski względem swojego stworzenia. Ponadto warto zaznaczyć, że wszystko, co Bóg uczynił przed człowiekiem, uznawał za dobre. Natomiast człowieka i zapewnienie mu wszystkiego, czego potrzebował, uznał za bardzo dobre. Biblia, czy też stosując lepsze nazewnictwo – Boże Słowo, czy też jeszcze lepiej ujmując – sam Bóg, opisuje ten proces w sposób bardziej rozbudowany w stosunku do innych elementów porządku stworzenia. Tak, człowiek jest wyróżniony przez swego Stwórcę! Bóg tworzy podobieństwo Siebie jako człowieka, daje mu wszystko, zapewnia co tylko potrzeba, a nawet celebruje sam moment stworzenia go. Później zostaje to jeszcze bardziej rozwinięte w rozdziale drugim Księgi Rodzaju, gdzie opisana jest doskonała więź między człowiekiem a Bogiem w rzeczywistości gdzie nie ma grzechu.

Możecie sobie pomyśleć: No dobra, człowiek został stworzony na obraz Boga i został niesamowicie wyróżniony spośród całego stworzenia. Ale co mi to tak naprawdę daje? W jaki sposób to zmienia moją sytuację? Dalej czuję, że jako osobie czegoś mi brakuje i uważam, że nie wszystko ze mną jest tak, jak być powinno.

Zwróćmy uwagę na to, że werset 26 nie skupia się na tym, by dokładnie określić jaki jest obraz Boga w człowieku, tylko po prostu stwierdza fakt, że człowiek nosi obraz Boga, co potem potwierdza w następnym wersecie. Człowiek to żywe stworzenie, w sensie fizycznym i umysłowym, obrazujące Boga, niezależnie od tego jaki się urodził – czy też bardziej precyzyjnie – jakim go Pan Bóg stworzył. Każdy człowiek w aspekcie fizycznym i psychicznym jest w stanie podporządkowywać sobie przestrzeń wokół siebie, zapanować w zakresie ludzkich możliwości nad żywiołami i zwierzętami. Choć papugi mają zdolność mówienia, to nie mogą wyrazić mową swoich myśli. Choć małpy potrafią wykonać proste wyliczenia, to nie wyobrażamy ich sobie uczących dzieci w szkole matematyki. Tylko człowiek jest zdolny do powyższych rzeczy. Niezależnie od tego, jaki się urodził, ma formę nadaną przez Boga i zdolności do podporządkowania sobie stworzonej przez Boga rzeczywistości. Nie ma tu sensu się rozdrabniać, czy człowiek przypomina Boga konkretnie wyglądem, myśleniem, postrzeganiem rzeczywistości, kontrolowaniem otoczenia, odczuwaniem emocji, czy też co tam jeszcze nam przyjdzie do głowy. Człowiek w tym jak działa, myśli i czuje jest jednością i żadna z jego cech czy funkcji nie jest wyizolowana czy podporządkowana innej, nie ma tu żadnej istotnej hierarchii, mówiącej o tym, że jakaś szczególna cecha tożsamościowa człowieczeństwa jest lepszym odbiciem Boga, niż inna. Ważne jest jego podobieństwo do Stwórcy i tym samym relacja człowieka wobec Boga. 

Bóg daje nam gwarancję tego, że jesteśmy cudownym dziełem, co podkreśla werset 14 Psalmu 139:

Wysławiam cię za to, że cudownie mnie stworzyłeś. Cudowne są dzieła twoje I duszę moją znasz dokładnie (BW).

Ponownie i tutaj, sama treść Psalmu nie skupia się na tym, jakie konkretnie cechy człowieka są cudowne. Sam autor, świadomy tego, że jest dziełem Boga, przyznaje, że jest cudowny i oddaje chwałę Stwórcy za to. Czy zatem każdy z nas nie chciałby mieć takiego poczucia własnej niezachwianej wyjątkowości danej od samego Boga? Kto z nas nie chciałby powiedzieć szczerze i z pewnością w sercu: Jestem cudownym Bożym dziełem i na tym opiera się moja tożsamość?

Gdzie zatem może leżeć problem? 

Załóżmy, że  to wszystko przyjmiemy za prawdę, ale nadal nie przynosi to nam wyczekiwanej ulgi czy pocieszenia. Pomimo tego odczucia, warto mieć z tyłu głowy przeświadczenie, że nic, co we mnie jest, nie odbiega od Bożego zamysłu, o ile nie jest efektem grzechu: to w jaki sposób odczuwam, jak odbieram rzeczywistość, jak przetwarzam emocje i tak dalej. Bóg w opatrzności stwarza każdego z nas – także po upadku – w określony sposób i w tym sensie także nasze ograniczenia i niedoskonałości są dane nam przez Niego. Ta opatrzność jest tym co jest fundamentem naszej tożsamości. Dlaczego więc często dalej mogę nie czuć by mi było z tym lepiej, nie zaspokaja to moich wewnętrznych potrzeb? Co z tego, że wiem, że jestem dziełem Boga skoro nie czuję, by ludzie wokół mnie tak mnie traktowali, a w konfrontacji z rzeczywistością jestem zagubiony i nieszczęśliwy? 

Musimy zwrócić uwagę na bardzo ważną rzecz. Przed grzechem wszystko było doskonałe, a człowiek, jak już wspomniałem, stanowił  wcześniej idealną jedność, gdzie każda cecha jego tożsamości miała taką samą, doskonałą wartość, każda z tych cech była też nienaganna moralnie i nieskalana grzechem. Należy oczywiście podkreślić, że chodzi tu o kwestie związane z osobowością, odbieraniem rzeczywistości, które same z siebie są wolne od grzechu, nadane przez Boga człowiekowi, po to, aby człowiek poznawał stworzoną przez Boga rzeczywistość tak jak Bóg chce. Obecnie jednak żyjemy w świecie, gdzie panuje grzech, który wyniszcza nas od środka, osadzając się na naszych słabościach i eksponując je – absolutnie tego nie neguję. Jednak w świecie tym obowiązuje też pewna hierarchia zupełnie neutralnych cech i czynności – chociażby takich jak zdolność nawiązywania kontaktów, czy szybkiego wyłapania ironii. Ludzie niekiedy zachowują się tak, jakby posiadanie tych umiejętności sytuowało wartość człowieka gdzieś wyżej, niż wartość tego, komu przychodzi to trudniej. Można się temu przeciwstawić i ową hierarchię zbudować w oparciu o Boże zasady, dążąc do tego, by każdemu człowiekowi przypisywać wartość jako istocie ludzkiej niezależnie od tego, jak został przez Boga stworzony. Ale konfrontacja z rzeczywistością jest bolesna i widać, że każdy człowiek, grupy społeczne czy nawet całe społeczeństwa mają swoje własne hierarchie. To człowiek, w zależności od swoich własnych potrzeb, wartościuje pewne neutralne i nadane nam przez Boga cechy wyżej, a inne niżej. 

Teraz odnieśmy to do nas – osób z zespołem Aspargera. Posiadamy cechy, które sprawiają, że nie potrafimy odnaleźć się w relacjach społecznych, czy też mamy trudności z radzeniem sobie w różnych sytuacjach, w których inni nie mają. Jesteśmy dosyć ograniczeni jeśli chodzi o możliwość nawiązywania relacji, brakuje nam pożądanych przez wielu umiejętności i nie zawsze odnajdujemy się wśród ludzi. Istnieje zatem ryzyko, że nasze potrzeby nie będą zaspokojone. Natomiast ludzie neurotypowi (tzn. nie mający Aspergera czy innych zaburzeń ze spektrum autyzmu) lepiej odnajdują się w tej konkretnej rzeczywistości. Mamy trudniej? Zdecydowanie! Ale w żaden sposób, obiektywnie, nasza wartość jako osób się nie zmienia, po prostu ten obszar naszego życia jest jaki jest. I chociaż wiemy, że nie mamy na to wpływu, stanowi to dla nas często ogromny problem w życiu, przez który czujemy się kompletnie zagubieni, popadamy w depresję i mamy mocno zaniżone poczucie własnej wartości albo  jeszcze gorzej.

Moim zdaniem głównym problemem tej frustracji i zagubienia jest fakt, że często budujemy to, kim jesteśmy, patrząc na rzeczywistość z perspektywy potrzeb niedoskonałego człowieka, a nie dzieła doskonałego Boga. To nie jest tylko nasz problem, ale większości ludzi, niekoniecznie posiadających jakiekolwiek zaburzenia. Nie krytykuję samej chęci spełniania potrzeb, ponieważ mogą być one zarówno dobre i chwalebne, jak i złe, ale chcę wyraźnie zwrócić uwagę na to, że źle lokujemy fundament naszej tożsamości. Nasz grunt jest zbyt chwiejny i niepewny, oparty na nietrwałych rzeczach służących wyłącznie zaspokojeniu swego ego. Trwały brak stabilizacji to istny koszmar. Nie przeczę temu, że relacje między ludźmi zarówno dla nas, jak i innych odgrywają ogromną rolę. Człowiek z natury jest zwierzęciem stadnym, chcemy być akceptowani i rozumiani, lubiani i podziwiani przez innych. To normalne. Potrzebujemy z kimś porozmawiać, spędzić czas, wymienić myśli, poglądy itp. Ale chociaż jest to istotny element naszego życia, to nie uznanie, czy nawet akceptacja wśród innych powinny dyktować nam, kim jesteśmy, choć tak bardzo może nam tych rzeczy brakować. Akceptacja ludzi to zbyt chwiejny fundament, tak samo jak kariera, czy ludzka ideologia, o których wspominałem wcześniej. 

Co zatem może mi dać Bóg?

Bóg nie stworzył mnie czy ciebie dla żartu, czy też żeby się pastwić nad ludzką niedolą, tylko miał w tym cel okazania Swojej miłości i Swojej chwały, co pokazał przytoczony wcześniej fragment Księgi Rodzaju. Wobec tego Biblia wymaga od nas, byśmy akceptowali wszystkich ludzi takimi, jakimi zostali stworzeni, poważnie i z miłością, taką prawdziwą chrześcijańską miłością, o której tyle słyszymy.

Ale nie sądzicie, że dalej czegoś brakuje? Fizycznie i umysłowo każdy człowiek jest podobny do Boga, każdy ma prawo oczekiwać od innych ludzi by traktowali go z miłością i z szacunkiem. Problem polega na tym, że szukamy wyrazów akceptacji i spełnienia nie tam, gdzie trzeba, bo podstawa naszej tożsamości jest nie tam, gdzie trzeba. Czujemy, że choć mamy tą wartość jako dzieło najwyższego Bożego, to nie jest ona pełna.

Nawet jeśli uświadomimy sobie, że fizycznie i umysłowo Boże podobieństwo w nas istnieje i nadaje nam wartość, musimy też pamiętać, że istnieje w nas także pozostałość po upadku – grzech pierwszych ludzi, który pozostaje w nas. Przez upadek nasza zdolność doświadczania najważniejszej części naszej tożsamości została ograniczona. Po upadku zdecydowanie gorzej niż w Raju ma się sprawa z duchowym podobieństwem, duchowymi potrzebami, czyli więzią z Bogiem, która dopełnia całości dzieła stworzenia. Przez upadek straciliśmy możliwość doświadczania ich w pełni. Nie jest więc niczym zaskakującym, że duchowa więź może być obecna tylko tam, gdzie Bóg i człowiek są w społeczności. Skoro Bóg nadał człowiekowi największą wartość, to więź między nimi była jedyną podstawą utrzymania tejże wartości w ogóle. Gdy ludzie byli w Raju, to moment oddzielenia dzieła od Stwórcy przez grzech był też momentem odebrania pełnej wartości dziełu. Potrzeba zatem by dzieło „powróciło” do Stwórcy.

Jedyny sposób, by to się stało, to uwierzenie w to, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym i oddał swoje życie na krzyżu za nasze Zbawienie, które jest gwarancją posiadania wiecznej więzi z Bogiem:

Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie. Gdybyście byli mnie poznali i Ojca mego byście znali; odtąd go znacie i widzieliście go (J 14:6-7; BW) 

Tylko Bóg, który stworzył człowieka na Swój obraz i podobieństwo, który wyróżnia go w stworzeniu i później w odkupieniu ludzkich grzechów w ofierze Chrystusa na krzyżu, jest trwałym fundamentem, który może nadać  człowiekowi wartość. Zauważmy, że w Raju, człowiek został uznany za bardzo dobre stworzenie nie sam w sobie, ale w pełnej relacji z Bogiem. Stwórca celebrował ten akt i zapewnił swojemu największemu dziełu wszystko, co było mu potrzebne, gdy człowiek był w idealnej więzi z Nim. Tak samo wygląda sprawa z ofiarą Chrystusa – wszystko, co potrzebne człowiekowi do posiadania relacji z Bogiem, zostało zrobione za niego, nawet Sam Bóg oddał Samego siebie, żeby tę relację z powrotem przywrócić – człowiek musi tylko to przyjąć. 

Apostoł Paweł w liście do Efezjan opisuje jak człowiek po upadku może stać się zbawionym:

I wy umarliście przez upadki i grzechy wasze,w których niegdyś chodziliście według modły tego świata, naśladując władcę, który rządzi w powietrzu, ducha, który teraz działa w synach opornych. Wśród nich i my wszyscy żyliśmy niegdyś w pożądliwościach ciała naszego, ulegając woli ciała i zmysłów, i byliśmy z natury dziećmi gniewu, jak i inni; ale Bóg, który jest bogaty w miłosierdzie, dla wielkiej miłości swojej, którą nas umiłował, I nas, którzy umarliśmy przez upadki, ożywił wraz z Chrystusem – łaską zbawieni jesteście – i wraz z nim wzbudził, i wraz z nim posadził w okręgach niebieskich w Chrystusie Jezusie, Aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie. Albowiem łaską zbawieni jesteście przez wiarę, i to nie z was: Boży to dar; Nie z uczynków, aby się kto nie chlubił. Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili. (Ef 2:1-10, BW). 

W Chrystusie jesteśmy dziełem Boga, stworzonym na Jego podobieństwo w każdym aspekcie: fizycznym, psychicznym i duchowym. Stworzenie w Chrystusie dopełnia ten ostatni, kluczowy element, wskazując przez nakaz naśladowania Chrystusa w uczynkach. Tylko w Chrystusie mamy pełną wartość, nadaną nam przez Boga. Człowiek powróci do Boga tylko przez Chrystusa. Bez Boga, bez Chrystusa jako fundamentu, wszystko to, co opisałem, nie ma kompletnie żadnego sensu i zastosowania w życiu. Jesteś stworzony na Boży obraz, ale tylko przez Chrystusa będziesz w stanie to poznać w pełni, nie inaczej. Bez Chrystusa dzieło doskonałego Boga staje się niepełne. Potrzebujemy Go po to, by uczynił naszą tożsamość w pełni wartościową. 

To społeczność z Bogiem, a nie z ludźmi, jest odpowiedzią na wszystkie nasze braki. Adam miał Ewę i był szczęśliwy. Jednak po wygnaniu z Raju Adam dalej był z Ewą, ale o pełni szczęścia, jaką posiadał będąc w jedności z Bogiem, mógł zapomnieć.

Podsumowanie

Tak naprawdę wychodzi na to, że nikt z Bożej perspektywy nie jest dziwakiem, a co za tym idzie – nikt nie jest gorszy. Niestety żyjemy w świecie, w którym ludzie z zaburzeniami są postrzegani w różny sposób, często bywają nierozumiani i w jakimś stopniu wykluczeni. Należy podkreślić, że niezależnie od tego, jakie zaburzenia mamy, stworzeni jesteśmy fizycznie i umysłowo na obraz Boga. Podejrzewam, że duża część osób z zespołem Aspergera tak jak ja w przeszłości miała lub jeszcze ma problem, żeby to zaakceptować, nawet niezależnie od naszego stosunku do Boga, bo świat daje nam prosty i klarowny przekaz, że tu nie pasujemy. Ja tylko w Chrystusie mam pełną i trwałą tożsamość jako człowiek. Dzięki temu, że jestem na nowo odrodzony, w Nim moja „odmienność” nie obniża mojej wartości w moich oczach i nie powinna w oczach innych (choć bywa różnie), a już na pewno nie jest kwestionowana przez Boga. Każdy z nas jest dziełem Bożym i dlatego każdy z nas potrzebuje Boga do tego, by móc czerpać z tego faktu jak najwięcej radości. A tylko dzięki Chrystusowi możemy mieć dostęp do tego prawdziwego i nieskończonego szczęścia.


Bibliografia:

Gordon J. Wenham, Genesis 1–15, Waco 1987

Andrew Louth, Genesis 1- 11, Ancient Christian Commentary on Scripture, Downers Grove 2001

Victor P. Hamilton, The Book of Genesis Chapters 1-17, New International Commentary on the Old Testament, Grand Rapids 1990

Kidner Derek, Genesis, Tyndale Old Testament Commentary, Downers Grove 2008.

Tony Attwood, Zespół Aspergera. Kompletny przewodnik, Gdańsk 2012

  • 2 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Absolwent geografii na Uniwersytecie Warszawskim i teologii na Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicznym w Warszawie, członek Kościoła Chrześcijan Baptystów oraz wykładowca chrześcijańskiej Poradni KUŹNIA. Kręci go historia, dobra książka oraz film. Lubi gotować i nawet mu to wychodzi. W wolnym czasie tłumacz języka angielskiego i doradca w kwestiach związanych ze sferą seksualną, szczególnie uwikłaniem w pornografię. Jeżeli nie odstrasza innych swoim aspergerem, to da się go nawet polubić.