Internetowa pycha, czyli chrześcijański “mój bój jest lepszy niż Twój”

Powinnam być zadowolona z siebie, że podjęłam się napisania tekstu na ten temat, prawda? Czyż nas wszystkich nie drażnią chrześcijanie, którzy wszczynają spory, publikują prowokacyjne posty oraz podburzają innych wierzących? Czyż nie jest to wręcz niesmaczne, kiedy bombardują portale społecznościowe swoją nierzetelną wiedzą wyssaną z palca, niespójną doktryną oraz uszczypliwie irracjonalną argumentacją? Na szczęście teraz razem – Ty i ja – możemy w końcu przybrać barwy wojenne i pluskać się w naszym wspólnie napompowanym baseniku pogardy dla tego typu zachowań. Bo przecież takie działanie w Internecie nie przynosi Bogu chwały, więc zasługuje na subtelne szyderstwo. Przecież chodzi o dobro tych ludzi. To z troski. Chwilę pośmiać się można. 

Tylko, że pisząc to, wcale nie jest mi do śmiechu. Mam nadzieję, że jako Czytelnik wyłapałeś moją ironię i domyślasz się, że nie pochwalam sposobu myślenia opisanego powyżej. Jest z nim nie w porządku krótko mówiąc – wszystko. 

W jednej ze swoich książek C.S. Lewis nazwał pychę przywarą, od której nie jest wolny żaden człowiek na świecie1. Stwierdził także, że im więcej mamy jej w sobie, tym bardziej drażni nas ona u innych. Więc nie chcę być dumna z tego tekstu i nie chcę by był on policzkiem wymierzonym osobom, u których zdaje się, że widzę problem. I do tego samego zachęcam Ciebie. Zamiast czytać ten post z myślą kto powinien go przeczytać, zastanówmy się czy my nie powinniśmy.

Przez ostatni rok, w ramach studiów, zajmowałam się analizą wypowiedzi protestantów w Internecie. I chociaż to w tematyce okołowyborczej poruszałam się najczęściej i najwięcej czasu poświęciłam forom dyskusyjnym – myślę, że możliwe jest zaobserwowanie pewnych ogólnych, internetowych (nie)prawidłowości, których to jako wierzący powinniśmy się bardziej wstydzić niż nimi szczycić. Mimo, że ten post nie będzie o polityce, pośrednio dotyczy także komunikacji nas chrześcijan o polityce, o koronawirusie, o dzielących nas różnicach, stosowanych praktykach, sytuacjach dnia codziennego, o wszystkim. 

Potraktujmy więc pychę jako problem każdego –  problem dość kompleksowy, często subtelnie zakryty, a jakże wycieńczający i wyniszczający. A konkretniej – zajmijmy się jego internetową odsłoną, dostrzegalną na Facebookowych osiach czasu czy Twitterowym feedzie.

Czym jest komunikacja i dlaczego Internet ją komplikuje

Nie od dziś wiadomo, że ludzie się komunikują, a wokół tego faktu narosło wiele definicji i teorii. Według jednej z nich, komunikacja to proces organizowania wiadomości w celu stworzenia znaczenia. Składa się na nią więc nie tylko treść komunikatów, ale także organizacja treści wedle jakiejś struktury. Koordynowanie i przetwarzanie wiadomości jest także efektem doboru pewnych środków i narzędzi. Niekiedy to właśnie te wszystkie kwestie poboczne wpływają znacząco na interpretację wiadomości – czyli na to jak zostaną one rozpoznane lub zrozumiane. Najpopularniejszą z definicji komunikacji jest założenie, że jest to proces kodowania i dekodowania wiadomości2.

Dlaczego o tym piszę? Po pierwsze, dlatego, że komunikacja jest czymś niezwykłym i w pewien sposób zachwyca mnie jej złożoność. Sam Bóg w pewien sposób także zdecydował się z nami skomunikować w konkretny sposób, co jest niesamowite (Hebr 1:1-2). Dał nam również możliwość mówienia do Siebie poprzez modlitwę oraz obcowania ze Swoim Słowem. Po drugie, piszę o tym, by wskazać, że komunikacja to bardzo złożony proces, a Internet jest dość specyficznym środowiskiem  – z jednej strony posiada wiele zalet, z drugiej – generuje problemy.

Nie chcę wchodzić zbyt głęboko w teorię, jednak uważam za istotne zaznaczyć, że Internet charakteryzuje się ogromnym potencjałem komunikacyjnym zarówno w kontaktach interpersonalnych, jak i w możliwościach publikowania treści dostępnych dla szerokiego grona odbiorców. Umożliwia także szybkie, spontaniczne i dostępne na wyciągnięcie ręki prowadzenie debat wszystkich ze wszystkimi, skraca dystanse, jednoczy ludzi o podobnych zainteresowaniach na całej kuli ziemskiej. Taki stan rzeczy ma swoje znaczące plusy, ale też obarczony jest ryzykiem – również dla nas, chrześcijan. W końcu mamy być dla tego świata światłem, pytanie tylko co ustanowimy jego źródłem. 

Niektórzy teoretycy zwracają uwagę na to, że w dyskusjach internetowych dysponujemy względnie nieograniczonym czasem na wyrażenie własnej opinii oraz odpisanie swoim oponentom3. Możemy – jeśli chcemy oczywiście – dzięki temu precyzyjnie formułować swoje myśli. Równocześnie, pomimo takiej możliwości, skrywając się za klawiatura łatwiej jest być impulsywnym. Łatwiej również nadinterpretować czyjeś słowa bądź zakładać o czyichś niecnych zamiarach. Trudniej obserwować stan rozmówcy, gdyż jego mowa ciała i intonacja głosu pozostają jedynie w fazie naszej spekulacji. O wiele łatwiej poddać tych, którzy się z nami nie zgadzają pod nasz samosprawiedliwy osąd, o wiele prościej jest zasłaniać się dobrymi intencjami w napisaniu kilku nieuprzejmych słów za wiele, chcąc wyprowadzić kogoś z błędu. Zresztą, wystarczy spojrzeć do Przypowieści Salomona, bo chociaż Internet zdaje się potęgować intensywność takich zachowań, tak naprawdę nie ma tu nic nowego pod słońcem (Koh 1:9), gdyż od dawna wiadome jest, że komunikacja międzyludzka idzie w parze z wieloma problemami (np. Przyp 10:19, 18:6-7, 18:21).

Jeżeli zatrzymalibyśmy się w tym miejscu, można by stwierdzić, że po prostu w Internecie trzeba uważać na to, co się pisze i starać się nie osądzać innych zbyt pochopnie. I myślę, że są to słuszne wnioski. Jednak wydaje mi się, że pycha internetowa sięga o wiele głębiej niż sami jesteśmy skorzy to przyznać. Chciałabym zwrócić szczególną uwagę na jej trzy przejawy.

Ekskluzywna selekcja

Kojarzysz posty tego znajomego, który codziennie wrzuca słabej jakości chrześcijańskie grafiki? Pewnie trochę Ci go żal, a trochę Cię bawi archaiczna estetyka. Przypominasz sobie tę grupę na Facebooku, gdzie ludzie dzielą się banalnymi tekstami? Niby w porządku, ale jakieś to takie… Trywialne? Poniżej Twojej godności intelektualnej? 

Wyrożniłabym dwa rodzaje selekcji. Pierwszy z nich jest dobry – polega na rozeznaniu się w obiektywnej wartości danej rzeczy i zdecydowaniu o prymacie jednej rzeczy nad drugą oraz na nie skupianiu się na tym, co wadliwe. Jeżeli porównujemy ze sobą dwa utwory muzyczne, gdzie w jednym mamy do czynienia z brakiem harmonii, a ogólna jakość nagrania pozostawia wiele do życzenia, nie ma nic złego w wyborze tego, co jest po prostu lepiej przygotowane, spójniejsze, głębsze bądź przemawia o talencie czy po prostu kunszcie. I o ile przy wyborze muzyki finalnie decyduje nasz gust, o tyle w przypadku treści chrześcijańskich, powinna decydować tu zgodność publikowanej treści ze Słowem Bożym – oddana w przynoszący Bogu chwałę sposób.

Problem pojawia się, kiedy selekcja przyjmuje charakter skrajnie ekskluzywny. Słuchasz tylko jednego kaznodziei, a na innych nie chcesz nawet spojrzeć, bo z zasady wiesz, że są nic nie warci? Uważasz, że jedynie w Twoim środowisku na świat patrzy się we właściwy sposób i nawet nie chcesz uważnie wysłuchać drugiej strony? Należy jasno podkreślić – krytyka ekskluzywnej selekcji nie jest pochwałą dla relatywizmu i wspólnego złapania się za ręce by odśpiewać Imagine Johna Lennona. Jednak gloryfikacja własnego podwórka to nadal jedynie gloryfikacja podwórka, a nie Tego, kto rzeczywiście na chwałę zasługuje. I jeżeli w głębi serca wiemy, że szydzimy z czyjegoś braku logiki, z czyjegoś ograniczonego poznania, czy z faktu, że postuje proste treści, a nie skomplikowane eseje – choćbyśmy mieli najlepszych nauczycieli, byli w najzdrowszym kościele, obserwowali najbiblijniejsze fanpejdże i słuchali najwartościowszych kazań – nasza pycha obdziera Boga z Jego chwały, a uwielbiony przez nas panteon złożony z ulubionych kaznodziejów tylko pogarsza sprawę. 

Bezrefleksyjna polaryzacja

Od jakiegoś czasu bardzo martwi mnie jak łatwo jest podzielić chrześcijan w Internecie na pół. Wystarczy niczym przynętę zarzucić wędkę z jakąś kontrowersją bądź problemem z dużą dozą niepewności, a całkiem prawdopodobne jest, że jedni z nas będą pro, a drudzy anty, jedni będą udostępniać w Internecie grafiki i posty o zaczepnym charakterze, aby ci drudzy na nie odpowiadali. Posypią się dane przeciwko wykresom, specjaliści przeciwko ekspertom, kompetencje przeciwko tytułom i wersety przeciwko fragmentom. A co najsmutniejsze – przedstawiciele obu stron konfliktu stwierdzą, że robią to, aby bronić Prawdy i uratować zabłąkane owieczki, potem rozsyłając screeny wypowiedzi tychże owieczek swoim sojusznikom, żeby wspólnie się z nich pośmiać.

Nie uważam, że obrona swojego stanowiska czy też w ogóle debata internetowa o zasadności stanowisk są złe same w sobie. Wręcz przeciwnie – mocno stoję za tym, żeby dyskutować o kwestiach spornych i nie bać się konfrontacji (opartej na dialogu i wzajemnym szacunku oczywiście). Jednak wszystko zależy od motywacji serca oraz od ilości energii, jaką temu poświęcamy. Przykre byłoby chociażby dyskutować cały dzień o zasadności czy bezzasadności lockdownu i nie mieć czasu na modlitwę, prawda? W końcu nawet o ludzi z odmiennym zdaniem, powinniśmy się modlić.

Amerykański politolog Nolan McCarty podaje, że możliwość selektywnego wyboru w ramach konsumpcji mediów, pozwala ich użytkownikom zagłębiać się w poszczególne poziomy selektywnej ekspozycji, równocześnie ukrywając się przed wszelkimi informacjami niezgodnymi z ukształtowanymi wcześniej poglądami4.Oznacza to, iż bardzo łatwo jest zagnieździć się w internetowej bańce informacyjnej i otoczyć ludźmi, którzy będą nam przyklaskiwać. Jeżeli dodamy do tego pychę, może to prowadzić to do bezrefleksyjnej polaryzacji – przestanie chodzić o Prawdę, a zacznie o prymat mojej racji nad racją kogoś innego. Lewis pisze, że pycha z natury dąży do konkurencji, kiedy to inne grzechy są konkurencyjne niejako przypadkowo5. Pojawiają się stronnictwa, a chrześcijanie dzielą się na dwa fronty. I niestety, tam gdzie spory i palące tematy zastępcze, często pojawia się też bagatelizacja i brak czasu na głoszenie Ewangelii.

Subtelna demonizacja

Zastanawiasz się czasem, czy ktoś głosi pogląd inny niż Twój złośliwie, aby podburzać wierzących i przy okazji zrobić Ci na złość? Być może ktoś napisał pod Twoim postem rzecz tak głupią, że wręcz zacząłeś się zastanawiać czy nie robi tego specjalnie, żeby intencjonalnie Cię zaatakować?

Owszem, są tacy ludzie. I nie uważam, że naszym zadaniem jest podkulić ogon i wszystkich usprawiedliwiać. Grzech należy nazywać grzechem, przemoc przemocą – choćby była ona słowna, a grzech subtelny. Prawdy należy bronić zawsze, niekiedy otwarcie, stanowczo i bez owijania w bawełnę. Jednak często łatwo jest przykleić komuś naklejkę arcywroga zbyt wcześnie, na skutek nieporozumienia lub własnej, wadliwej interpretacji czyichś słów. A im bardziej jesteśmy przekonani o nieomylności własnego ego, tym bardziej będziemy widzieć w innych, niezgadzających się z nami osobach, swoje naturalne nemesis.

Miłość do bliźniego jest też w pewnym sensie szczerą nadzieją na to, że robi coś mając dobre intencje. Oczywiście, nie wyklucza to zdrowego, krytycznego spojrzenia na sprawę. Nie można usprawiedliwiać dobrymi chęciami wszystkiego. Jeżeli czyjeś zachowanie w sieci zasługuje na napomnienie, jak najbardziej możemy to zrobić, istnieje jednak różnica pomiędzy samosprawiedliwym wieszaniem grzeszników na wirtualnych szubienicach, a zwróceniem komuś uwagi prywatnie. Zdarza się, że należy powiedzieć prawdę, która choć boli, jest konieczna. Jednak wraz z tą prawdą, powinna iść szczera nadzieja na to, że z duszą danej osobą nie jest aż tak źle jak nam się subiektywnie wydaje. Powinniśmy motywować to troską oraz szczerą gotowością do pamiętania o tej osobie w swoich modlitwach.

Specyfika kanału komunikacji nas nie usprawiedliwia

Pewnie znajdą się i tacy, którzy stwierdzą, że cel uświęca środki i skoro Internet jest jaki jest, trzeba stanąć odważnie na froncie i walczyć na jego zasadach. Ekskluzywna selekcja? Trudno, przecież portale społecznościowe same tworzą bańki informacyjne i tak już jest, że my przeglądamy te wartościowe rzeczy, a reszta te mniej wartościowe. Polaryzacja? Tak już bywa, więc skoro nie da się tego uniknąć, ważne by stać po lepszej stronie. Demonizacja osób, które się z nami nie zgadzają? Cóż, może czasem lepiej założyć, że jest się pod ostrzałem niż dać sobie odciąć lub wejść na głowę. W końcu to wszystko po to, żeby ochronić tych, którzy mogą dać się nabrać…

Wszystko co jest nie tak w takim sposobie myślenia ma to samo sedno. Często zachowujemy się tak jakbyśmy chcieli walczyć o Boga i Prawdę nie tak jak On tego chce, tylko na własnych zasadach. Potrafimy się usprawiedliwiać, sądząc, że toczymy dobry bój. Jesteśmy zdolni w ułamku sekundy wytknąć komuś błąd, a znalezienie belki we własnym oku zostawiamy sobie na później. Zaś Internet, dając nam szerokie pole do własnego samostanowienia, tylko nam to ułatwia.

Szacunek, empatia czy pokojowe podejście do dyskusji internetowych nie oznaczają bezgranicznych kompromisów i pobłażliwości dla treści bluźnierczych czy po prostu nieprawdziwych. Jednak cel w tym przypadku nie uświęca środków, a na pewno nie uświęca pychy. Dbajmy więc o nasze sumienia i o to, żeby nasze dyskusje internetowe, profile na portalach społecznościowych czy komentarze były świadectwem chrześcijańskiej troski wynikającej z głoszonej przez nas Ewangelii. I pamiętajmy, żeby mniej walczyć o własne racje na własnych warunkach, a więcej o Prawdę tak jak Bóg by sobie tego życzył. 

Natomiast Pana, Chrystusa, poświęcajcie w waszych sercach, zawsze gotowi do obrony przed każdym, kto domaga się od was zdania sprawy z nadziei, która jest w was, czyńcie to jednak z łagodnością i bojaźnią, mając dobre sumienie, aby w tym, w czym jesteście obmawiani zawstydzeni byli ci, którzy znieważają wasze dobre postępowanie w Chrystusie. Lepiej bowiem – jeśli taka jest wola Boża – cierpieć za czynienie dobra niż za czynienie zła. (1 P 3:15-17)6

Nie dajmy więc pysze niszczyć naszych charakterów i kształtować naszego ego. Gdyż człowiek pyszny zawsze patrzy na wszystko z góry – a dopóki patrzysz na z góry, nie możesz zobaczyć czegoś, co jest nad tobą 7.


Ten artykuł możesz przeczytać także na moim blogu: doPrawdy.


  1. C.S. Lewis, Wielki grzech, w: Chrześcijaństwo po prostu, Poznań 2002.
  2. J. K. Barge, S.P. Morreale, B.H. Spitzberg, Wprowadzenie do komunikacji w: Komunikacja między ludźmi, Warszawa 2012.
  3. Wyrwas K., Kilka uwag o dyskusji na forum internetowym w: Dialog a nowe media, Katowice 2004.
  4. N. McCarty, What are the causes of polarization? w: Polarization: what everyone needs to know, 2019.
  5. C.S. Lewis, dz. cyt.
  6. Biblia to jest Pismo Święte Starego i Nowego Przymierza: przekład dosłowny z języka hebrajskiego, aramejskiego i greckiego, z przypisami, Poznań-Tarnobrzeg 2019; wszystkie ustępy biblijne przytaczane są właśnie w tym tłumaczeniu.
  7. C.S. Lewis, dz.cyt.
  • 8 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Studentka socjologii cyfrowej, a także magister interdyscyplinarnych studiów nad dyskursem na Uniwersytecie Warszawskim, za misję naukową stawiająca sobie prowadzenie rzetelnych badań nad protestancką mniejszością religijną w Polsce. Współautorka portalu doPrawdy, funkcjonująca na co dzień wśród metod analizy dyskursu oraz teorii socjologicznych, silnie utwierdzona w przekonaniu o istnieniu prawdy obiektywnej. Chrześcijanką jest - dzięki Bogu - nie tylko z teorii.