Niespełnione postanowienia i ambicja Jonathana Edwardsa

Dziś tak zwany blue Monday – pół żartem, pół serio uznawany za najbardziej depresyjny dzień w roku, między innymi dlatego, że właśnie teraz wielu z nas boleśnie przekonuje się o nierealności naszych postanowień noworocznych (lub po prostu o słabości naszej woli). Bywa i tak, że ponosimy porażkę w dopełnianiu postanowień dotyczących życia duchowego: częstszej modlitwy lub regularnego czytania Biblii.

Jest to, jak sądzę, doskonały moment, by przyjrzeć się lekcjom płynącym z biografii pewnego ambitnego, młodego chrześcijanina, który nieco ponad trzysta lat temu zaczął powziął postanowienia nie tylko na nowy rok, ale na całe życie. Zaczął je spisywać w grudniu 1722 roku i bynajmniej nie ukończył listy 1 stycznia, lecz kontynuował jej tworzenie i w ciągu kolejnych ośmiu miesięcy spisał tych postanowień łącznie siedemdziesiąt. Nazywał się Jonathan Edwards i wyrósł później na największego teologa Ameryki w okresie kolonialnym, a może nawet, jak niektórzy twierdzą, największego teologa w historii Ameryki w ogóle.

Podzielę niniejszy tekst na trzy części. Najpierw opowiem co nieco o samym Jonathanie Edwardsie, a dokładnie o etapie jego życia, który poprzedził spisanie jego postanowień, oraz o samych rzeczonych postanowieniach. Następnie przyjrzę się ich treści. Idąc za przykładem specjalisty zajmującego się Edwardsem, dr. Matthew Everharda, podzieliłem je na trzy grupy: egzystencjalne, eschatologiczne i etyczne. Z każdej z nich wyciągnę pewne wnioski, ale przede wszystkim postaram się pokazać, w jaki sposób postanowienia te są zakorzenione w Słowie Bożym oraz jak sami możemy wyciągnąć z nich praktyczną mądrość. Na koniec powiem parę słów o naszych postanowieniach (noworocznych lub innych): czy warto je podejmować, a jeśli tak, to jakie.

Duchowe ambicje młodego Edwardsa

Jonathan Edwards rodzi się w roku 1703. Mamy początek XVIII wieku, a więc czas, kiedy nie istnieją jeszcze Stany Zjednoczone – niepodległość amerykańskich kolonii zostanie ogłoszona dopiero w roku 1776, a więc 18 lat po jego śmierci. Edwards rodzi się jako syn pastora oraz wnuk pastora. Mała ciekawostka: był jedynym chłopcem w rodzinie, poza nim jego rodzice mieli dziesięć córek, z których każda miała ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. Jonathan od początku wyróżniał się bardzo dociekliwym, wnikliwym umysłem, oraz pełnym głębokich uczuć życiem wewnętrznym; jedno i drugie później wyraźnie widać w jego pismach. W wieku trzynastu lat rozpoczyna naukę na Uniwersytecie Yale, po czterech latach kończy pierwszy stopień studiów; wtedy też doświadcza osobistego nawrócenia. Zachwyca się wersetem z 1 Listu do Tymoteusza 1:17: Królowi wieków zaś, nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, jedynemu Bogu, cześć i chwała na wieki wieków. Amen.1 Takiemu Bogu warto poświęcić życie. Kolejne dwa lata również spędza w Yale, kończy drugi stopień studiów, broni pracę o usprawiedliwieniu z wiary napisaną po łacinie (jak wtedy należało). W wieku lat dwudziestu poznaje niejaką Sarę; zachwyca się jej charakterem i pobożnością. Poślubi ją cztery lata później. Będą szczęśliwym małżeństwem z jedenaściorgiem dzieci.

Życiorys Edwardsa jest bardzo ciekawy, był on główną postacią wielkiego przebudzenia, które miało wtedy miejsce w Ameryce. Ale w momencie, który nas interesuje, Edwards ma 19 lat. Skończył studia, nie złożył jeszcze pracy magisterskiej. Jest bardzo zdolny i niezwykle ambitny: interesuje się teologią, ale także nauką i filozofią. Pragnie całe swoje życie poświęcić Chrystusowi. W związku z tym wszystkim wyjeżdża do Nowego Jorku, aby tam w małym zborze prezbiteriańskim pełnić obowiązki pastora. Jego staż trwa osiem miesięcy. Edwards doświadcza w tym czasie intensywnego duchowego wzrostu. Ale pragnie więcej. Dlatego, 18 grudnia 1722 roku, dziewiętnastoletni Edwards zaczyna spisywać swoje Postanowienia. Nie podejmuje decyzji, by zapisać się na siłownię, ale postanawia wyznaczyć kierunek swojemu życiu – w taki sposób, by było to życie prawdziwie chrześcijańskie. Zaczyna od około trzydziestu, ale w kolejnych tygodniach i miesiącach dopisuje kolejne. W sierpniu 1723 roku stawia kropkę po postanowieniu numer 70.

Póki żyję, będę żył z całych sił!

Nie będę cytować Postanowień Edwardsa w całości, ale warto w tym miejscu przytoczyć słowa, od których się zaczynają.

Świadomy faktu, że bez pomocy Bożej nie jestem w stanie dokonać niczego, pokornie błagam Boga, by w swojej łasce dopomógł mi przez Chrystusa w dotrzymaniu poniższych postanowień, jeśli tylko pozostają one zgodne z Jego wolą.
Będę pamiętał, by przeczytać owe postanowienia raz w tygodniu.
1. Postanawiam, że będę czynił tylko to, co uważam za najlepiej przyczyniające się do Bożej chwały, jak też do mojego własnego dobra, korzyści i pożytku, dopóki trwać będę, bez względu na czas, zarówno teraz, jak i za niezliczone stulecia. Postanawiam, że będę czynił wszystko, co uznam za swój obowiązek i co będzie najwłaściwsze dla powszechnego dobra i pożytku ludzkości. Postanawiam, że będę tak postępował niezależnie od tego, jak liczne i jak wielkie przeciwności napotkam kiedykolwiek na drodze.
2. Postanawiam, że nieustannie będę się starał poszukiwać coraz to nowych pomysłów i ulepszeń w upowszechnianiu wyżej wspomnianych działań.
3. Postanawiam, że gdybym kiedyś upadł i opuścił się w dotrzymywaniu poniższych postanowień, po nawróceniu będę okazywał skruchę za wszystkie zaniedbania, jakie sobie przypomnę.2

Jak już wspomniałem, wszystkie siedemdziesiąt postanowień Edwardsa można podzielić na trzy kategorie. Po pierwsze, na egzystencjalne, a więc dotyczące jego życia oraz celu jego życia jako całości. Po drugie, na eschatologiczne, tzn. związane z tym, co ostateczne: z końcem świata, z niebem i piekłem oraz z końcem jego własnego życia. Po trzecie, mamy postanowienia etyczne, określające to, w jaki sposób powinien postępować jako chrześcijanin.

Edwards patrzy więc na swoje życie i gdy zadaje sobie pytania: W jakim celu Bóg mnie stworzył? Jaki jest sens mojego istnienia? Dlaczego żyję?, odpowiada bez wahania: Dla Bożej chwały. Zarówno on sam, jak i każdy człowiek na świecie oraz cały wszechświat, został stworzony po to, by Boża wielkość, Boże piękno, Jego majestat i doskonałość zostały wyraźnie ukazane i by istoty stworzone oddały Mu chwałę, to znaczy uznały ją i wyrażały przez całe swoje życie. To jest Boży cel dla twojego życia: możesz go odrzucić, ale w ten sposób miniesz się z sensem swojej egzystencji. Edwards wyraża to na wiele sposobów. W postanowieniu czwartym mówi: Postanawiam, że będę czynił tylko to, co fizycznie bądź duchowo służby choćby w najmniejszym stopniu chwale Bożej, a wszystkiego innego przy każdej sposobności będę unikał. Pragnie, by całe jego życie było ukształtowane przez zaufanie pokładane w Chrystusie: Postanawiam, że w każdym tygodniu będę usiłował czynić większe postępy w wierze i w korzystaniu z łaski niż w poprzednim (nr 30). Postanawiam, że często będę na nowo zawierzał się Bogu, co dokonało się podczas mojego chrztu, który to akt odnowiłem uroczyście przy przyjęciu do Kościoła i uroczyście ponowiłem dzisiejszego dnia (…) (nr 42). Temu wszystkiemu miało też służyć poznawanie Słowa Bożego: Postanawiam, że będę czytał Pismo Święte tak wytrwale, ustawicznie i systematycznie, abym mógł stwierdzić i wyraźnie obserwować, że tym samym pogłębiam swoją wiedzę (nr 28). Jednocześnie to Słowo Boże nie miało być jak owo lustro, o którym w swoim liście pisze Jakub, że człowiek przejrzał się w nim i odszedł, i zapomniał, jak wygląda, lecz miało prowadzić do uważnego badania swojego serca, swoich motywacji, i rozprawiania się z tymi myślami, które nie wypływają z miłości do Boga: Postanawiam, że gdy popełnię jakiś ewidentnie zły uczynek, będę się starał rozeznać jego pierwotną przyczynę. Postaram się nie powtórzyć tego czynu w przyszłości i będę walczył z całych sił, i modlił się o przezwyciężenie owej przyczyny (nr 24). Postanawiam, że starannie i wytrwale będę starał się zbadać, która cząstka mojej osoby każe mi wątpić w miłość Bożą, będę z ową cząstką walczył z całych sił (nr 25).

Czytając wszystkie te postanowienia, można łatwo odnieść wrażenie, że skoro Edwards decyduje się, by całe swoje życie poświęcić oddawaniu chwały Bogu, skoro temu celowi poddaje swoje uczucia, swoje myśli, swoje wszystko, oznacza to, że rezygnuje z własnego szczęścia. Że nie zależy mu zupełnie na tym, do czego jego samego to wszystko doprowadzi. Ale okazuje się, że on potrafi jednym tchem pisać o Bożej chwale oraz o swojej wiecznej radości. Przypomnijmy, jak brzmi postanowienie numer 1: Postanawiam, że będę czynił tylko to, co uważam za najlepiej przyczyniające się do Bożej chwały, jak też do mojego własnego dobra, korzyści i pożytku, dopóki trwać będę, bez względu na czas, zarówno teraz, jak i za niezliczone stulecia. Nie mówi: Będę czynił wszystko dla Bożej chwały kosztem własnego dobra. Nie mówi też: Jeżeli starczy mi czasu, moje dobro również wezmę pod uwagę. Pisze o tym w taki sposób, jakby Boża chwała i jego dobro były jednym i tym samym celem. Ale zwróćmy uwagę, co mówi w postanowieniu 22.: Postanawiam, że będę starał się uzyskać dla siebie tyle szczęścia na tamtym świecie, ile tylko mogę, w każdy możliwy sposób, ze wszystkich sił, z taką pasją, siłą, zawziętością i wręcz gwałtownością, na jakie mnie tylko stać oraz jakie jestem w stanie z siebie wykrzesać.

Jak Edwards może pisać takie rzeczy? Może, ponieważ Biblia przedstawia cel naszego życia w taki właśnie sposób. Wskazuje nasze wieczne, największe możliwe szczęście ORAZ oddawanie chwały Bogu jako jeden cel, nie dwa cele sprzeczne ze sobą. Psalm 67:4-5 wzywa: Niech wysławiają Ciebie, Boże, ludy, niech wysławiają Ciebie wszystkie narody! Niech ludy cieszą się i radują, bo Ty sprawiedliwie sądzisz narody, a ludom przewodzisz na ziemi. Co mają robić narody? Wysławiać Boga oraz radować się i weselić. Radują się przez wysławianie Boga; wysławiają Go przez radość. Podobnie Psalm 149:1-2: Alleluja! Śpiewajcie PANU pieśń nową, głoście Jego chwałę w zgromadzeniu świętych! Niech się Izrael raduje swoim Stwórcą, niech się dzieci Syjonu cieszą swoim Królem! Oddawanie Bogu chwały przez pieśń musi być połączone z cieszeniem się Nim, naszym Stwórcą i naszym Królem. W końcu, kiedy w Liście do Filipian apostoł Paweł mówi o swoim pobycie w więzieniu i opisuje swoją postawę wobec tego, przez co przechodzi, mówi, że ma nadzieję, iż niezależnie od tego, czy zostanie wypuszczony na wolność, czy też zostanie skazany na śmierć, Chrystus będzie w nim uwielbiony, przez życie lub przez śmierć. W jaki sposób to uwielbienie zostanie Mu oddane? Paweł mówi: Dla mnie bowiem życie to Chrystus, a śmierć to zysk. Jeśli jednak żyć w ciele oznacza dla mnie owocnie pracować – to nie wiem, co wybrać. Obydwie możliwości są przede mną: chciałbym umrzeć i być z Chrystusem, bo to znacznie lepsze, pozostać zaś w ciele jest bardziej potrzebne ze względu na was. (Flp 1:21-24). Mówi więc: tak długo, jak żyję, sensem mojego życia, jego racją, jego radością, jest Chrystus. Ale umrzeć oznacza odejść do nieba i cieszyć się Nim jeszcze pełniej niż na ziemi. Chrystus jest moim pragnieniem i dla Niego istnieję, i dlatego On będzie przeze mnie wywyższony tak w życiu, jak w śmierci.

Oddajemy Bogu chwałę przez to, że jest On naszym największym szczęściem. Radość w Nim nie jest wrogiem życia dla Bożej chwały, lecz jego sensem. Mamy służyć Bogu nie po prostu z poczucia obowiązku, lecz dlatego, że odnajdujemy w Nim swoje spełnienie. I to właśnie Go wywyższa! Wyobraźmy sobie, że zabieram żonę na randkę. Spędzamy razem czas, idziemy do jakiegoś fajnego miejsca, jest miło, i ona w pewnym momencie mówi: Naprawdę doceniam to, ile dla mnie robisz. A ja odpowiadam: To po prostu mój małżeński obowiązek. Wolałbym teraz siedzieć w domu i oglądać serial, ale dla ciebie rezygnuję ze swojego szczęścia. Czy żona uzna, że te słowa były wyrazem miłości? Nie sądzę. Ale jeśli zamiast tego powiem, zgodnie z prawdą: Czas spędzony z tobą jest dla mnie największą przyjemnością, wszystkie starania i wydatki są warte tego, by się tobą cieszyć – czy ona stwierdzi: Ty egoisto, robisz to wszystko tylko dla własnej korzyści? Przeciwnie: przez to, że uznaję ją za źródło radości – ją samą, a nie po prostu to, co mi daje – wywyższam ją i okazuję jej miłość. I tak samo jest z Bogiem. Dlatego Edwards może powiedzieć zarówno: Będę czynił tylko to, co najlepiej przyczynia się do Bożej chwały, jak i: Postanawiam, że będę starał się uzyskać dla siebie tyle szczęścia na tamtym świecie, ile tylko mogę.

To prowadzi nas do drugiej kategorii jego postanowień: tych o charakterze eschatologicznym, a więc związanych z końcem: z końcem naszego życia i końcem świata, kiedy Chrystus przyjdzie po raz drugi, aby osądzić wszystkich. Dziewiętnastoletni Edwards, pewnie w odróżnieniu od większości swoich rówieśników, dobrze zdawał sobie sprawę z tego, jak krótkie i ulotne jest jego życie. A z tego płynie prosta myśl: Nie chcę zmarnować ani chwili. Postanawiam, że nie zmarnuję w swoim życiu ani jednej chwili, lecz wykorzystam dany mi czas jak najlepiej (nr 5). Postanawiam, że póki żyję, będę żył z całych sił (nr 6). Postanawiam, że będę żył tak, aby w godzinie śmierci nie żałować za żaden swój czyn (nr 17). Często słyszę, jak starsze osoby mówią, że przeżyłyby życie inaczej, gdyby mogły je przeżyć jeszcze raz – postanawiam, że będę postępował tak, aby jeśli dożyję podeszłego wieku, nie żałować swojego postępowania (nr 52). Życie niezmarnowane, życie, którego się na koniec nie żałuje, to życie przeżyte na Bożą chwałę. W zaufaniu Jezusowi. Jakże potrzebujemy usłyszeć tę otrzeźwiającą prawdę! Pośród tysiąca sposobów, w jakie ten świat próbuje odciągnąć naszą uwagę od tego, że przeminiemy, i skupić ją na przyjemnościach lub troskach, potrzebujemy takiego wiadra zimnej wody, zwłaszcza jeśli jesteśmy młodzi. Potrzebujemy umieścić nasze życie w szerszej perspektywie: w perspektywie jego końca i tego, co po nim. I dlatego nastoletni Edwards pisze tak: Postanawiam, że przy każdej okazji będę myślał o swojej śmierci oraz o tych okolicznościach, jakie zwykle towarzyszą umieraniu (nr 9). Postanawiam, że będę postępował tak, że gdy znajdę się na tamtym świecie, moje ziemskie decyzje osądzę jako właściwe i roztropne (nr 50). Postanawiam, że będę się starał z całych sił postępować tak, jak moim zdaniem bym postępował, gdyby już zostało mi dane ujrzeć szczęście niebiański i męki piekielne (nr 55). Tylko w takiej perspektywie wiara chrześcijańska ma sens. Gdy weźmiemy pod uwagę wieczność, która czeka każdego człowieka – wieczną radość albo wieczną nędzę – poświęcenie doczesnego życia Bogu jest najbardziej racjonalnym wyborem na świecie. Jeśli wieczności nie ma, chrześcijaństwo jest absurdem. Dlatego apostoł Paweł napisał: Jeżeli tylko w tym życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie, jesteśmy bardziej niż wszyscy ludzie godni pożałowania (1 Kor 15:19). Dlatego i sam Jezus mógł wygłosić swoich osiem błogosławieństw: mógł nazwać szczęśliwymi ludzi ubogich w duchu, zasmuconych, łagodnych i tak dalej. Bo do nich należy Królestwo Niebios. Cała etyka Nowego Testamentu jest uzasadniona jego eschatologią.

A to prowadzi nas do trzeciej kategorii postanowień Edwardsa: do tych o charakterze etycznym, czyli dotyczących postępowania. Tych jest bardzo wiele, ale wymienię tylko kilka przykładów. Edwards postanawia, że będzie hojny i szczodrobliwy (nr 13); że będzie dobry dla zwierząt (nr 15); że nie będzie bez dobrego powodu mówił źle o innych (nr 16); że będzie zachowywać wstrzemięźliwość w jedzeniu i piciu (nr 20); że będzie utwierdzać pokój (nr 33), mówić prawdę (nr 34) i pilnie wypełniać swoje obowiązki (nr 35). Postanawia przestrzegać prawa (nr 39), nie okazywać irytacji wobec rodziców (nr 46) i być zawsze życzliwym (nr 70). Tych postanowień jest dużo więcej, a wszystkie można by streścić w słowach postanowienia 47.:

Postanawiam, że usilnie będę się starał odrzucić wszystko, co jest niezgodne z dobrym, ogólnie miłym i życzliwym, spokojnym, cichym, zadowolonym, swobodnym, współczującym, hojnym, pokornym, łagodnym, skromnym, uległym, uczynnym, pilnym i pracowitym, miłosiernym, sprawiedliwym, cierpliwym, powściągliwym, wyrozumiałym oraz szczerym usposobieniem. Będę też starał się postępować tak, jak nakazywałoby podobne usposobienie. Każdego tygodnia będę dokładnie sprawdzał, czy rzeczywiście tak postępowałem.

Kiedy patrzymy na te wszystkie zobowiązania, może zrodzić się w nas wątpliwość: Czy to wszystko nie jest zbyt… rygorystyczne? Zbyt surowe? Czy nie ma w tym czegoś, co można by nazwać… legalizmem?

Choć być może znajdziemy miejsca, w których byśmy się z młodym Edwardsem nie do końca zgodzili – np. kiedy w postanowieniu 38. mówi, że w niedzielę nie będzie mówił niczego, co byłoby zabawne – to ogólnie rzecz biorąc sądzę, że jako chrześcijanie powinniśmy przyjmować wysokie standardy etyczne. Powinniśmy w naszych zasadach, w naszej etyce, czyli po prostu w postępowaniu, celować wysoko. Zauważmy, jakie reguły chrześcijańskiego życia apostoł Paweł przekazuje w 1 Liście do Tesaloniczan 5:14-22:

Prosimy was, bracia, abyście napominali niesfornych, pocieszali bojaźliwych, umacniali słabych, wszystkim okazywali cierpliwość. Uważajcie, aby nikt nie odpłacał złem za zło, ale sobie nawzajem i wszystkim zawsze starajcie się wyświadczać dobro. Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie, za wszystko dziękujcie. Taka jest bowiem wola Boga w Jezusie Chrystusie wobec was. Ducha nie gaście, proroctw nie lekceważcie, wszystko badajcie, zachowujcie to, co dobre, od wszelkiego zła się powstrzymujcie.

Do takiego życia Pan Bóg nas powołuje. Oczywiście, że traktuje nas z miłosierdziem, z łagodnością. Ale nie dlatego, że przymyka oko na nasz grzech, bo jest dobrym wujkiem; raczej dlatego, że przebacza nam nasze grzechy, ponieważ Chrystus umarł za nie na krzyżu.

Jednocześnie musimy pamiętać o drugiej stronie medalu. Chyba to właśnie w etycznych postanowieniach Edwardsa najbardziej ujawnia się słabość ich wszystkich. Jakkolwiek piękne i godne podziwu jest wszystko, co napisał, co przyjął jako kierunek swojego życia, i to w wieku dziewiętnastu-dwudziestu lat, musimy stwierdzić, że jeśli człowiek twardo postanawia, iż będzie żyć zgodnie z najwyższymi standardami chrześcijańskiej moralności, a kiedy mu się to nie udaje, podejmuje kolejne postanowienia, jeszcze bardziej stanowcze – jest skazany na doświadczenie głębokiego rozczarowania samym sobą, a nawet rozpaczy. Mogę przyjąć najwznioślejsze ideały, a jednak, kiedy zaczynam wprowadzać je w życie, odkrywam, że moja wola jest tak beznadziejnie słaba! I Edwards rzeczywiście tego doświadczał. Równocześnie ze spisywaniem Postanowień zaczął prowadzić swój Dziennik, w którym m.in. opisywał, jak idzie mu realizacja wyznaczonych celów. I tak np. dwa tygodnie od rozpoczęcia ich spisywania zanotował coś takiego:

Otępienie. Z doświadczenia widzę, że podejmowanie postanowień i wypełnianie ich, działanie z wielką inwencją na nic się nie przydaje i nie służy żadnemu zamysłowi bez poruszenia Ducha Bożego. Ponieważ gdyby Duch Boży mnie opuścił, tak jak to się działo przez ostatnie kilka tygodni, cokolwiek bym robił, i tak nie wzrosnę, a zamiast tego zmarnieję i nędznie uschnę – sam z siebie nic uczynić nie mogę. Bezcelowe są decyzje, chyba że pod wpływem łaski Bożej, gdyby bowiem nie Jego łaska, jednego dnia bylibyśmy najlepszymi ludźmi, a następnego dnia najpodlejszymi.3

Teorię Edwards miał dobrą. Wiedział, że przez swoje starania nie zasłuży sobie na zbawienie, że to zupełnie nie tędy droga; że zbawienie jest Bożym darem, przyjmowanym przez wiarę. Co więcej, we wstępie do Postanowień napisał przecież tak: Świadomy faktu, że bez pomocy Bożej nie jestem w stanie dokonać niczego, pokornie błagam Boga, by w swojej łasce dopomógł mi przez Chrystusa w dotrzymaniu poniższych postanowień, jeśli tylko pozostają one zgodne z Jego wolą. A jednak, gdy kilkanaście lat później opisywał ten okres w swoim życiu, przyznawał:

Starałem się o postępy w łasce i świętości oraz o życie w uświęceniu z nieporównywalnie większą gorliwością, niż gdy zabiegałem o łaskę wcześniej, zanim otrzymałem ją w darze. Stale badałem samego siebie i obmyślałem środki i sposoby, jak żyć w świętości. Zabiegałem o to wszystko z większą pilnością i zapałem niż w jakichkolwiek innych dążeniach w swoim życiu. Za bardzo polegałem jednak na własnych siłach, co z czasem okazało się dla mnie wielce szkodliwe. Moje wcześniejsze doświadczenia nie nauczyły mnie jeszcze tego, co uświadomiłem sobie później, a mianowicie, że jestem słaby i bezradny, że w moim sercu gnieżdżą się liczne i niezgłębione pokłady zepsucia i przewrotności. Niemniej nieprzerwanie dążyłem do osiągnięcia coraz większej świętości i upragnionego podobieństwa do Chrystusa.4

Edwards nie ocenia więc swoich starań negatywnie. Ale zdaje już sobie sprawę, jak łatwo jest zacząć polegać na własnych możliwościach. Jak łatwo wyobrazić sobie, że przez samo postanowienie i silną wolę człowiek może doprowadzić się do doskonałości. Jak łatwo zapomnieć, że podstawą przyjęcia nas przez Boga jest nie nasze postępowanie, ale łaska i doskonała ofiara Chrystusa, która przykrywa wszystkie nasze grzechy.

Postanawiam… ale jak?

Jeśli więc chcesz coś postanowić, bardziej konkretnie określić kształt i kierunek swojego życia – niezależnie od tego, czy jest właśnie Nowy Rok, blue Monday czy jakikolwiek inny dzień roku – jak możesz to zrobić? Czego uczy nas Edwards?

Po pierwsze, bądź konkretny. Nie mów sobie: Będę lepszym chrześcijaninem. To postanowienie zbyt ogólne i nie zawiera żadnych wskazówek, jak taki cel osiągnąć. Zamiast tego poświęć czas, by w modlitwie przyjrzeć się swojemu sercu i życiu, i zastanów się, jakie sfery Duch Święty wskazuje ci jako szczególnie potrzebujące przemiany. Może potrzebujesz więcej cierpliwości albo panowania nad sobą, albo łagodności, albo masz problem z kłamstwem, albo z seksualnością, albo z czymś jeszcze innym. Zastanów się, gdzie szczególnie potrzebujesz odnowy, powierzaj to Bogu, i pomyśl, co możesz z tym zrobić – opierając się na Jego mocy, nie na własnych siłach.

Po drugie – a to ściśle wiąże się z poleganiem na Bogu – musisz zdawać sobie sprawę, że drogą do przemiany na Jego podobieństwo jest przede wszystkim nie jakichś dwanaście reguł uporządkowania swojego życia, ale codzienne, praktyczne przebywanie z Nim i pozwalanie, by wypełniała cię Jego obecność. Nie przychodzimy do Boga jako uzdolnieni pracownicy, którzy mogą zaoferować się, żeby zatrudnił nas w swoim przedsiębiorstwie; przychodzimy jako żebracy, głodni i z pustymi rękami, żeby On nas nakarmił. Jego życie musi płynąć w nas. Nie możemy osiągnąć tego o własnych siłach, ale możemy jakby ustawić się w miejscu, w którym płynie Boża łaska. Tak samo jak wtedy, gdy naciskamy włącznik światła albo odkręcamy kran: nie wytwarzamy napięcia ani nie stwarzamy wody, ale możemy przyjść i skorzystać z miejsca, w których one płyną. Takimi środkami łaski są modlitwa, czytanie Biblii, Wieczerza Pańska, spotkania Kościoła, relacje z wierzącymi… I tutaj również zachęcam: bądź konkretny. Nie postanawiaj po prostu: Będę czytać Biblię. Zaplanuj, co dokładnie będziesz czytał i kiedy, a może nawet gdzie, jeśli ci to pomoże. Warto też przyjąć jakiś określony plan czytania Słowa Bożego, który pomoże nam to uporządkować.

W końcu: może być i tak, że to najważniejsze, największe postanowienie, jakie człowiek może podjąć w życiu, jest wciąż przed tobą: postanowienie, aby uczynić Jezusa Chrystusa fundamentem swojego życia, jego celem i podstawą systemu wartości, a przede wszystkim uznać go za najwyższego Pana i jedynego Zbawiciela – takiego, który ratuje nas przed piekłem nie przez nasze uczynki, ale przez swoją śmierć za nasze grzechy. Jeżeli nie przyszedłeś jeszcze do Niego, prosząc o nowe życie, jeśli nie podjąłeś tej decyzji, aby poddać Mu wszystko, to wszelkie postanowienia, jakie mógłbyś podejmować, będą niczym więcej niż nakładaniem makijażu na twarz zmarłego. Ale w Chrystusie jest życie. Przyjmij Go. Nie czekaj z tym ani chwili dłużej! A gdy to zrobisz, żyj w taki sposób, żebyś na sam koniec, kiedy staniesz przed Bogiem, nie żałował ani chwili.


  1. Fragmenty Pisma Świętego za: Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Przekład Ekumeniczny z języków oryginalnych, Towarzystwo Biblijne w Polsce, Warszawa 2021.
  2. Postanowienia cytuję za: Jonathan Edwards – Wybór pism, red. John Smith, Harry Stout i Kenneth Minkema, Katowice 2014, s. 314-321.
  3. Tamże, s. 305.
  4. Tamże, s. 328.
  • 41 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Pastor pomocniczy w Zborze Kościoła Chrześcijan Baptystów EXE w Gdańsku. Absolwent teologii na Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicznym w Warszawie oraz amerykanistyki na Uniwersytecie Gdańskim. Pasjonat wszystkiego, co związane z Bożym Słowem oraz historią Bożego ludu. Prowadzi służbę Akademickich Spotkań Biblijnych w Trójmieście.