Credo apostolskie #6: Wierzę w Jego zmartwychwstanie
Trudno wyobrazić sobie szok, jakiego musieli doznać uczniowie Jezusa w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin Jego życia. Spędzili z Nim około trzy lata: wędrowali z Nim, słuchali Jego nauk, byli świadkami Jego cudów, a nawet sami czynili cuda w Jego imieniu. Złożyli w Nim całą swoją nadzieję, uznając Go za zapowiadanego przez proroków Mesjasza, wybawcę Izraela. I oto nagle stała się najgorsza rzecz, jaką mogliby sobie wyobrazić. Cała ich nadzieja została złożona w grobie. Ich świat rozpadł się jak domek z kart. Jeśli ktokolwiek na świecie doświadczył, czym jest prawdziwy kryzys wiary, z pewnością doświadczyli go apostołowie. W dodatku w tamtej chwili doświadczyli też swojej własnej słabości i chwiejności; pomimo odważnych deklaracji wszyscy opuścili Jezusa, gdy przyszła po Niego uzbrojona zgraja prowadzona przez Judasza. Możemy tylko sobie wyobrażać ciężkie jak ołów poczucie winy, które musiało na nich spaść, gdy zobaczyli, jak ich Pan, opuszczony przez tych, którzy mieli trwać przy Nim za wszelką cenę, jest prowadzony na ukrzyżowanie.
A jednak część tych, którzy podążali za Jezusem, pozostała przy Nim do samego końca. Były to, jak wiemy, kobiety, Jego uczennice. Być może wykazały się odwagą większą niż apostołowie dlatego, że z powodu swojej płci w ówczesnej kulturze mogły się spodziewać łagodniejszego traktowania ze strony wrogów Jezusa; albo być może ich miłość do Niego po prostu była silniejsza niż strach. Tak czy inaczej, to właśnie Maria Magdalena, druga Maria, Salome, być może jeszcze kilka innych, było świadkami złożenia Jezusa do grobu. I to właśnie one stały się pierwszymi świadkami Jego zmartwychwstania. Gdy przyszły do grobu swojego Pana w niedzielę rano, zastały kamień odwalony od wejścia, a aniołowie powiadomili je, że Jezus powrócił do życia.
Zmartwychwstanie Jezusa, któremu poświęcony jest rozważany przez nas w tym tekście fragment Credo (trzeciego dnia zmartwychwstał), bez wątpienia stanowi zarówno fundament naszej wiary (1 Kor 15:14), jak i najważniejsze wydarzenie w historii świata.
Co jednak tak dokładnie wydarzyło się w poranek wielkanocny? Na przestrzeni wieków pojawiło się wiele wyobrażeń na temat zmartwychwstania niezgodnych z historyczną wiarą chrześcijańską. Niektórzy na przykład sądzą, że śmierć Jezusa oznaczała dla Niego rozstanie się z człowieczeństwem; gdy zmartwychwstał, nie był już więc tak naprawdę jednym z nas. Inni, myśląc w podobny sposób, być może wciąż nazwaliby Go człowiekiem, uważając jednak, że zmartwychwstałe ciało Jezusa jest niematerialne – że został wskrzeszony jako potężna istota duchowa, jak ujęliby to świadkowie Jehowy. Jeszcze inni doszli do wniosku, że opowieść o zmartwychwstaniu Jezusa to rodzaj mitu – symbolicznej opowieści: choć tak naprawdę pozostał On w grobie, to żyje dalej w sercach swoich uczniów, tak długo, jak trwa pamięć o Nim i Jego nauce. Jednak autorzy Pisma Świętego, mówiąc o zmartwychwstaniu Jezusa, nie mieli na myśli żadnej z tych rzeczy!
Przypomnijmy sobie, co mówiliśmy na temat wcielenia Jezusa. Oto odwieczny Syn Boży stał się człowiekiem. Nie przestał być Bogiem, nie zrzekł się boskości, ale przyjął ludzką naturę – przyjął człowieczeństwo wraz ze wszystkim, co się z nim wiązało. Urodził się, mając prawdziwe ludzkie ciało i duszę. Kiedy więc umarł, umarł jak każdy inny człowiek. Jego ciało umarło. Nie oznacza to, że przestał być człowiekiem, tak samo jak my nie przestajemy być ludźmi, kiedy opuszczamy nasze ciała w chwili śmierci. Dlatego kiedy Jezus zmartwychwstaje, również czyni to jako człowiek, w ludzkim ciele. To Jego ciało wraca do życia. Jezus jest tą samą osobą, którą był wcześniej.
Czy zmartwychwstał w tym samym ciele, w którym został umęczony? Stare chrześcijańskie wyznania wiary mówią, że tak. Z drugiej strony, na podstawie Biblii możemy też stwierdzić, że w ciele tym zaszła jakaś fundamentalna zmiana. Owszem, Jezus poruszał się w nim, jadł i pił, ale jednocześnie uczniowie niekoniecznie od razu Go rozpoznawali – Jego ciało było jakby jakieś inne; widzimy, że Jezus po zmartwychwstaniu wyszedł z zamkniętego grobu (kamień został odsunięty od wejścia nie po to, żeby wypuścić Jezusa z grobu, ale po to, by wpuścić do środka tych, którzy mieli się stać pierwszymi świadkami zmartwychwstania) i pojawiał się w zamkniętych pomieszczeniach. Był to więc jakby jakiś inny rodzaj materii. Co więcej, po zmartwychwstaniu ciało Jezusa nie było już poddane słabościom, przemijaniu, śmierci. Było to – i wciąż jest – ciało uwielbione – takie, jakie i my otrzymamy przy naszym zmartwychwstaniu, kiedy Jezus powróci. O tym jednak będziemy mówić innym razem.
Zmartwychwstanie naszego Pana ma dla nas tak wspaniałe skutki, że można by poświęcić im całą serię artykułów. Teraz jednak przyjrzymy się im jakby z lotu ptaka, tak byśmy mogli mieć jakieś ogólne poczucie tego, co tak właściwie Chrystus osiągnął, gdy opuścił grób.
Powróćmy znów do tematu wcielenia. Rodząc się z dziewicy, Jezus niejako rozpoczyna historię ludzkości na nowo, stając się nowym Adamem. Jak pierwszy Adam, głowa ludzkości, pociągnął nas wszystkich w otchłań buntu, grzechu i śmierci, tak Chrystus, z którym jesteśmy duchowo zjednoczeni, przynosi nam pojednanie z Bogiem, usprawiedliwienie i życie wieczne. Innymi słowy, przez duchową unię łączącą nas z Synem Bożym w pewnym sensie wszyscy doświadczamy tego, czego On sam doświadczył.
Spójrzmy więc, co wydarzyło się, kiedy Jezus zmartwychwstał. Przede wszystkim Bóg Ojciec przyznał się do Niego i do Jego ukończonego dzieła. Jezus umiera jako buntownik i fałszywy prorok; umiera, ponieważ wziął na siebie winę wszystkich, którzy w Niego uwierzą, cały ciężar Bożego gniewu, całą należną nam karę; wypija kielich do dna. Ale sam był niewinny. Sam był święty. Poniósł cudzą karę. Gdyby był winny, albo gdyby Ojciec nie przyjął Jego ofiary, Jezus oczywiście pozostałby w grobie. Ale ponieważ przez swoją mękę i śmierć zaspokoił Bożą sprawiedliwość, ponieważ nie było już grzechu, za który powinien być karany, a karą za grzech jest właśnie śmierć, było niemożliwe, aby Jezus pozostał martwy. Wzbudzając Jezusa z martwych, Ojciec ogłasza więc wyrok na kosmiczną skalę: Niewinny! Sprawiedliwy! Zabiliście Go, ale przez swoją śmierć poniósł całą karę za grzechy swojego ludu, swojego Kościoła. Dlatego teraz ogłaszam: nie ma już żadnej kary, którą musi ponosić!
Przypomnijmy sobie teraz, co powiedzieliśmy o naszej unii z Chrystusem. Kiedyś byliśmy zjednoczeni z naszym praojcem Adamem, przez co, kiedy upadł, my upadliśmy razem z nim. Ale ponieważ teraz zostaliśmy przez Boga zjednoczeni z Jezusem, kiedy otrzymał On od Ojca wyrok: Sprawiedliwy!, my otrzymaliśmy ten wyrok razem z Nim. Bóg Tego, który nie poznał grzechu, za nas uczynił grzechem, abyśmy my w Nim stali się sprawiedliwością Boga, jak pisze Paweł (2 Kor 5:211). Jezus został wydany za nasze upadki i wzbudzony dla naszego usprawiedliwienia (Rz 4:25).
Po drugie, kiedy Jezus zmartwychwstał, odniósł zwycięstwo nad śmiercią i Szatanem, który miał władzę nad śmiercią. Nasz odwieczny przeciwnik robił wszystko, co w jego mocy, by misja Jezusa na ziemi się nie powiodła. Kusił tych, którzy Go słuchali, wzbudzał wrogość w kapłanach i wątpliwości w uczniach, a w końcu nakłonił Judasza, żeby Go zdradził. Doprowadził do śmierci Jezusa. Wytoczył na Niego wszystko, co miał. Lecz Jezus powstał z martwych! Dzięki temu, że dobrowolnie wziął na siebie nasze winy i zapłacił za nie, została zniweczona również cała siła oskarżeń, którą Szatan kierował na wierzących. Tak naprawdę nic już nie może zrobić. Został rozbrojony. I właśnie w ten sposób wypełniły się słowa pierwszej obietnicy, którą upadła ludzkość otrzymała od Boga – o potomku Ewy, który zdepcze głowę węża.
Po trzecie, ponieważ Jezus powstał do nowego życia, my również wraz z Nim możemy rozpocząć nowe życie. W pewnym sensie rozpoczyna się ono jednak etapami. Na samym początku doświadczamy naszego duchowego zmartwychwstania, kiedy się nawracamy – kiedy rodzimy się na nowo, jak określa to Biblia. Bóg przez swoją łaskę wzbudza w nas wiarę i sprawia, że otrzymujemy nowe życie. Znakiem tego nowego życia jest też chrzest, który stanowi obraz zjednoczenia z Jezusem w Jego śmierci i zmartwychwstaniu (Rz 6:4; Kol 2:12; 1 P 3:21). Następnie możemy doświadczać mocy zmartwychwstania Jezusa we własnym życiu, kiedy się uświęcamy, stopniowo upodabniając się do Niego, odnawiając się każdego dnia. I w końcu, w sposób decydujący, doświadczymy tego zmartwychwstania na końcu czasów, gdy Jezus powróci z nieba i wskrzesi nasze śmiertelne ciała. Póki co, w tym życiu, nasze ciała są słabe, podatne na choroby, cierpienie i śmierć, ponieważ nie objęła ich jeszcze pełnia odkupienia, którego Jezus dokonał. Ale nadejdzie dzień, kiedy otrzymamy ciała takie, jakie ma On sam.
Ten artykuł ukazał się również w miesięczniku “Słowo Prawdy” 2021, nr 6.