O łowieniu łowców herezji – 26 przykazań
Od jakiegoś czasu w środowiskach ewangelikalnych furorę robi pojęcie “łowienia herezji”. Myślę, że jestem w stanie zrozumieć przyczyny tego sukcesu, bowiem wyłącznie ze smutkiem spoglądać można na bezrefleksyjne etykietowanie “zwiedzeniem” lub “herezją” wszystkiego, co różni się chociażby nieznacznie od posiadanych poglądów.
Brak pogłębionych, merytorycznych argumentów zastępuje się przy tym garścią emocji i instrumentalnie wykorzystanych cytatów z Biblii, dając tym samym dowód nieznajomości tematu. Nie da się ukryć, że niektórzy „łowią herezje” w takich miejscach i w taki sposób, jakby spodziewali się złapać na wędkę dwa wieloryby, i to w przydomowym oczku wodnym.
Obok problemu niefrasobliwego i szkodliwego “łowienia herezji” nie można jednak nie dostrzec jego lustrzanego odbicia, które bardzo pragnie być czymś innym. Otóż, trudno uniknąć wrażenia, że w ramach przedziwnej konwencji coraz częściej jakąkolwiek próbę merytorycznej, konstruktywnej i kulturalnej krytyki danego zjawiska w łonie chrześcijaństwa określa się mianem “łowienia herezji”.
„Nie zgadzasz się z techno-zabawami na chrześcijańskich konferencjach dla młodzieży? Z pewnością jesteś pozbawionym miłości łowcą herezji!” „Nie podzielasz otwarcia się kościelnego języka na pop-kulturowe wpływy? Nie zamierzasz przyznać, że równość płci oznacza w Kościele tożsamość pełnionych funkcji? Nie chcesz aprobująco odnieść się do wizji, proroctw i objawień entuzjastycznego kaznodziei zza oceanu? Witamy wśród tropicieli zwiedzeń!”
Śmiało można określić powyższe zjawisko mianem wylewania dziecka z kąpielą, przy czym za dziecko często służy tutaj chrześcijańska tożsamość i doktryna. O zdrowym rozsądku nie wspominając.
Publiczne niezgadzanie się z określonym poglądem stało się – nie wiedzieć dlaczego – synonimem faryzejskiej obłudy, kościelnego pieniactwa i szaleńczej szarży na własne oddziały. Dla niektórych, wręcz ostatnim stadium chrześcijańskiego upadku, gdyż – jak się powszechnie sądzi – z pewnością wiąże się z hipokryzją, krytykanctwem i wydłubywaniem źdźbła z oczu brata. Otwarte dyskusje i polemiki (jakże twórcze i nieocenione w historii Kościoła!), jasno zakreślone stanowiska i stanowcza argumentacja – wszystko to ma zostać wrzucone w niebyt i skompromitowane owym przerażającym pojęciem “łowienia herezji”. Trzeba się po prostu entuzjastycznie zgadzać, to wszak pierwszy krok do bycia inspirującym(!) człowiekiem, a jak wiemy „bycie inspirującym” jest dzisiaj ważniejsze od bycia kimkolwiek innym. Najlepiej więc zapamiętale lajkować i udostępniać, a w najgorszym razie – milcząco nieaprobować. Z naciskiem na milcząco.
W oparach tego świeżego pomysłu na chrześcijaństwo można dostrzec jednak wyłaniającą się nową spec-grupę tropicieli i łowców. W imię walki z tropieniem zwiedzeń, wytrwale tropią… tropicieli zwiedzeń, łowiąc bez wytchnienia łowców herezji.
To właśnie ze względu na jej rosnącą popularność i wciąż powiększające się szeregi postanowiłem – pół żartem, pół serio – zaproponować dwadzieścia sześć przykazań łowcy łowców herezji. Być może unaocznią, że walka z niechlubną fiksacją na punkcie urojonych zwiedzeń nie warta jest popadania w drugą skrajność, równie niepoważną i szkodliwą.
Ku refleksji i ostatecznemu porzuceniu językowych manipulacji zachęcam zatem do lektury 26 przykazań łowcy łowców herezji:
- Bądź łowcą łowców herezji. Nie przepuść żadnej okazji. Eksponuj ich ciemne uczynki, uwypuklaj publicznie błędy i wykaż niezrozumienie Ewangelii. Łowienie herezji jest meta-herezją, nie pozwól więc, aby pozostała niezauważona.
- Gdy ktokolwiek ośmieli się zakwestionować twoje zrozumienie danego aspektu chrześcijaństwa, nazwij go nawiedzonym łowcą herezji i pozbawionym miłości religijnym obłudnikiem. Gdyby był prawdziwym naśladowcą Chrystusa, ograniczyłby się przecież do pełnego miłości lajkowania.
- Niech w miarę możliwości każdy twój post na Facebooku dotyka mniej lub bardziej hipokryzji i faryzejstwa małostkowych łowców herezji. Cóż za chrześcijaństwo prezentują oni światu, zaśmiecając facebookową tablicę kolejnymi zwiedzeniowymi postami? Czy można dziwić się, że kościoły nie rosną liczebnie?
- Jeśli tylko masz możliwość, wygłaszaj cyklicznie kazania na temat samozwiedzenia nauczycieli ogniskujących swoje kaznodziejstwo na demaskowaniu cudzego nauczania.
- Bądź święcie oburzony na święcie oburzonych. Twoje święte oburzenie jest zasadne, ponieważ ich nie jest. Tak naprawdę, to twoje oburzenie jest święte, a ich wyłącznie świętoszkowate.
- Kiedy ktoś ma inne zdanie niż ty, wyzwól w sobie poczucie męczeństwa. Łowca herezji dzisiaj rzucił komentarzem, ale kilka wieków temu z pewnością rzuciłby kamieniem. Nie mówiąc już o dorzucaniu gałązek pod twój płonący stos.
- Nie łudź się – łowca herezji potrzebuje bezpośredniego i publicznego napomnienia z powodu rozmijania się z duchem Ewangelii. Może dzięki temu zrozumie, że nie powinien bezpośrednio i publicznie napominać swoich współbraci.
- Nie omieszkaj upomnieć łowcy herezji niezwłocznie pod opublikowanym przez niego postem, że Chrystus zalecał najpierw “upomnienie sam na sam”. Wywiedź tym samym, że publikowanie przez niego upomnień na Facebooku jest przedwczesne i nacechowane duchem religijnego osądu.
- Pamiętaj, kiedy ty krytykujesz niechrześcijańską postawę łowcy herezji w gruncie rzeczy okazujesz mu miłość. Kiedy on ośmieli się z tą krytyką nie zgodzić, wydaje soczysty owoc (mowy) nienawiści.
- Nie wnikaj w przyczyny, dla których łowca herezji został łowcą herezji lub – broń, Boże! – nie baw się w próby jego zrozumienia. To mogłoby odciągnąć cię od zasadniczego zadania – wykazania, że łowcy herezji widzą świat w czarno-białych barwach i jednowymiarowych schematach. A przecież wiadomo, że życie bywa bardziej skomplikowane.
- Pamiętaj, łowca herezji jest więźniem powierzchownych opinii – często już po pierwszym(!) kazaniu rzuca negatywnymi przymiotnikami. Uważaj. Takiego człowieka rozpoznasz już po pierwszym komentarzu na Facebooku.
- Napominaj każdego chrześcijanina, który publicznie się z kimś nie zgadza (w sensie z kimś, z kim ty się zgadzasz), aby nie przyklejał innym wierzącym wartościujących łatek. Łowcy herezji – bo tak ich trzeba nazwać – mają tendencję do uogólniających i powierzchownych ocen. A przecież to zwykli hejterzy siedzący w kapciach przed starym komputerem.
- Ubolewaj nad charakterystyczną, lekceważącą ironią zawartą w postach i artykułach łowców herezji, tych religijnych połykaczy wielbłądów i kolekcjonerów przecedzonych komarów.
- Tocz merytoryczne rozmowy z łowcami herezji, ale nigdy nie ustosunkowuj się do ich argumentów, nie komentuj zacytowanych wersetów z Biblii i nie próbuj odwodzić od żywionych przekonań. Merytorycznie krytykuj krytykowanie.
- Nigdy nie wątp, że łowca herezji rozminął się z Ewangelią i chrystusową postawą. Świadczy o tym choćby to, że z taką niesłychaną dozą pewności ocenia cudzą prawowierność i postawę.
- Pamiętaj, nie ma zgody na brak zgody. Tłumacz łowcom herezji, że w ramach wielkodusznego chrześcijaństwa różnych prędkości nie można wykluczać kogokolwiek z wielkiej rodziny Chrystusa. Jeśli to zrozumieją, uwierzą i wyznają ustami – pozyskałeś nowych braci.
- Wyjaśnij łowcom herezji, że posługiwanie się pojęciem prawdy i kłamstwa w obszarze osobistych przekonań teologicznych jest niczym innym niż wykwitem gnijącej pychy. Przecież już dawno odkryłeś, że taka jest prawda.
- Wytrwale tłumacz łowcom herezji, że spoglądają na świat przez zawężoną, osobistą perspektywę, a to nie pozwala na obiektywną ocenę prawidłowości cudzych poglądów. Tak, ty masz tak samo, ale to nie to samo.
- Bądź pewny, że krytykowanie jakichkolwiek poglądów jest błędem, gdyż nie można być niczego pewnym. Każda inna pozycja niż teologiczny agnostycyzm świadczy o zbyt dużym mniemaniu o sobie. Jedno jest bowiem pewne: kim jest człowiek, aby twierdzić, że jakiekolwiek twierdzenie jest pewne?
- Jeśli ktoś używa słów „przecież kiedyś”, wiedz, że masz przed sobą tropiciela zwiedzeń, niewrażliwego na nowe powiewy Ducha Świętego i uzasadniającego swoją postawę odwołaniem do przeszłości. Przecież kiedyś Kościół też zmagał się „ze starym myśleniem” swoich członków, musząc wytrwale łamać kolejne schematy.
- A propos schematów, miej świadomość, że łowcy herezji zawsze szufladkują Boga, twierdząc, że Bóg czegoś nie może. Smutne to. Przecież Bóg nie może działać w takim zamkniętym i ograniczającym go sercu.
- Przykład? Od 20 lat ogłasza się na wszystkich konferencjach, że zmiana form na nowoczesne doprowadza do duchowych przełomów, a mimo to tropiciele zwiedzeń wciąż się z tym nie zgadzają. Pamiętaj, oni zawsze sprzeciwiają się temu, co dla nich nowe, nieznane i słyszane po raz pierwszy.
- Wytrwale wyjaśniaj łowcom herezji, że definiują się przez negację i zaprzeczenie, nie zauważając wokół przebudzenia prawdziwego i apostolskiego chrześcijaństwa – niereligijnego, nieosądzającego, niedoktrynalnego, nieszukającego dziury w całym i niezatroskanego teologicznie.
- Hucznie świętuj 500-lecie Reformacji, ale zawsze powtarzaj, że 95 tez Lutra było wypadkiem przy pracy. Luter zdecydowanie nie był hejterem, a już na pewno nie był łowcą herezji. Świadczy o tym chociażby fakt, że przydarzyło mu się to tylko raz, a po nieszczęsnym roku 1517 nigdy już nie przybijał jakichkolwiek tez do jakichkolwiek drzwi.
- Nie daj się zapędzić w kozi róg argumentami, że sam apostoł Paweł często wskazywał w swoich listach na doktrynalne błędy i fałszywe nauki. Pech chciał, że do naszych czasów przetrwały akurat te listy, ale z pewnością pisał tysiące innych – bardziej inspirujących, pozytywnych, wizjonerskich i zwyczajnie, po ludzku ciepłych.
- Nigdy nie trać z pola widzenia, że łowca herezji, w swoim faryzejskim zadufaniu i przekonaniu o dysponowaniu prawdą, prawdy tej nie posiada. Raz, że nie jest przecież depozytariuszem prawdy, a dwa, że ty nim jesteś!