Czynić większe uczynki niż Jezus? Nie chodzi o cuda!
W Ewangelii Jana znajdujemy następujące słowa Jezusa Chrystusa: kto wierzy we mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie; bo Ja idę do Ojca (14,12). Fragment ten wykorzystuje się w rozmaitych polemikach jako kluczowy argument na rzecz chrześcijaństwa znaków i cudów, a jego zwolennicy wskazują, iż najwyraźniej każdy chrześcijanin powołany jest do czynienia cudów jeszcze większych niż cuda Jezusa. Czy słusznie? Moim zdaniem zdecydowanie nie.
Poniżej przedstawiam argumentację, żałując, iż tekst z powodu swojej obszerności może okazać się dla Czytelników nie lada wyzwaniem. Niestety, charakter problemu uniemożliwił redukcję zawartej w artykule treści.
1. Warstwa językowa – uczynki, nie cuda i znaki
Po pierwsze, podkreślić należy, że ewangelista Jan cytując Jezusa używa greckiego słowa ergon, oznaczającego uczynki lub dzieło, a nie słów przypisanych konkretnie do nadzwyczajnych wydarzeń, tj. semeion (tłumaczonego jako znaki) oraz teras (cuda). Ewangelista Jan wkłada znaki i cuda w usta Jezusa przy innych okazjach (zob. J 4,48; 6,26), co oznacza, że w sposób świadomy nie zdecydował się na ich użycie w przypadku omawianego fragmentu (14,12). Dlaczego miałby zatem maskować rzeczywistą myśl Jezusa za pomocą określenia daleko bardziej wieloznacznego i pojemnego? Użyte słowo ergon z pewnością odnosi się do głębszej rzeczywistości, daleko przekraczającej powierzchowność cudownych wydarzeń. Pojawia się chociażby przy “złych uczynkach” ludzi odrzucających światłość (3,19), “uczynkach Abrahama” (8,39) lub “dziele Bożym”, którym jest wiara w Tego, którego Bóg posłał (6,29).
Tym samym, w świetle argumentów wskazanych poniżej, można śmiało przyjąć, iż czynienie uczynków Jezusa nie musi oznaczać czynienia cudów, które on czynił. Można czynić uczynki Jezusa bez jednoczesnego urzeczywistniania w swoim osobistym życiu tych znaków i cudów, które w wyjątkowy i unikalny sposób towarzyszyły posłanemu przez Boga Mesjaszowi. Interpretatorzy, którzy jednoznacznie utożsamiają “większe uczynki” z “większymi cudami”, muszą odpowiedź na fundamentalne pytanie: dlaczego Ewangelista Jan cytując Jezusa nie użył sformułowania “większe cuda”, skoro tak właśnie rozumieć należy “większe uczynki”?
2. Niemożność zmierzenia wielkości cudów
Załóżmy na moment, że fragment ten rzeczywiście mówi o czynieniu znaków i cudów większych niż te, które czynił Jezus. Pierwsza trudność pojawia się już przy definiowaniu kategorii większych cudów. Jak bowiem w miarodajny sposób zmierzyć wielkość cudu? Czy należy przyjąć, iż większym cudem niż wskrzeszenie Łazarza byłoby wskrzeszenie dwóch Łazarzy jednocześnie? A może wystarczyłby fakt wskrzeszenia dokonanego po pięciu, a nie czterech dniach leżenia umarłego w grobie? Lub cud wskrzeszenia z jednoczesnym cudownym przesunięciem kamienia w pakiecie? Jak zmierzyć wielkość cudu chodzenia po wodzie? Czy większym cudem byłoby chodzenie po jeziorze głębszym niż Jezioro Galilejskie? A może dopiero bieganie lub taniec na grzbietach oceanicznych fal? Jak ocenić cud rozmnożenia jedzenia w sytuacji, w której ktoś nakarmiłby większy tłum niż Jezus, ale przy pomocy 10, a nie 5 bochenków chleba? Trudno uniknąć wrażenia, że w arsenale ludzkich instrumentów mierniczych na próżno szukać czegoś, co pozwoliłoby na wymierną oceną wielkości zdarzeń ponadnaturalnych, a tym samym na ich precyzyjne porównywanie.
Abstrahując od powyższego, czy nie należałoby przyjąć, iż omawiany fragment Ewangelii Jana nie mówi o uczynieniu jednego lub dwóch cudów większych niż cuda Jezusa (przy założeniu, że rzeczywiście mówi o cudach), lecz o generalnej, powszechnej i trwałej zasadzie czynienia większych cudów niż On? Taka konkluzja prowadziłaby do konieczności zsumowania wielkości 37 zapisanych w Ewangelii cudów i porównywania obecnych osiągnięć cudotwórców nie z wybranymi uczynkami Jezusa, lecz z ich całokształtem. Trudno bowiem byłoby przyjąć, że człowiek, który co prawda nakarmił 30 tysięcy osób pięcioma chlebami i dwoma rybami, jednak nigdy nie wskrzesił zmarłego i nie chodził po wodzie, czyni cuda większe niż Jezus. Ewentualne porównania wymagają zatem uwzględnienia wielkości wszystkich cudów Jezusa, a dopiero przekroczenie generalnego poziomu chrystusowego cudotwórstwa pozwalałoby na przyjęcie, iż pojawił się ktoś, kto czyni większe cuda niż On. Jak jednak uwzględnić w ramach tej koncepcji fakt, iż ewangeliczne opisy dostarczają nam jedynie fragmentarycznej i szczątkowej wiedzy na temat cudów Jezusa, a to tym bardziej w świetle słów Ewangelisty Jana, który stwierdził, iż wiele też innych rzeczy dokonał Jezus, które, gdyby miały być spisane jedna po drugiej, mniemam, że i cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by należało napisać (J 21,25)?
3. Nikt nie czynił i nie czyni większych cudów niż Jezus
Odłóżmy jednak powyższe wątpliwości na bok i załóżmy, że rzeczywiście jakiś ewangelista z głębokich obszarów Czarnego Lądu lub indyjski misjonarz dokonują cudów analogicznych do cudów Jezusa – wskrzeszają zmarłych, chodzą po wodzie, uzdrawiają ślepych od urodzenia, panują nad siłami przyrody, rozmnażają jedzenie dla okolicznych wiosek, a w razie problemów z fiskusem idą na ryby. Myślę, że śmiało można założyć, iż historia nikogo takiego nie widziała, ani też nigdy nie dowiedziono, aby ktokolwiek charakteryzował się choćby zbliżoną formą praktykowania chrześcijaństwa – sęk jednak zupełnie w czym innym. Najistotniejszym nie jest to, że nie znamy nikogo, kto żyłby w taki sposób, najistotniejsze jest to, że wszyscy chrześcijanie, których znamy, powinni tak żyć! Jezus klarownie i w sposób jednoznaczny zapowiedział, że dokonywanie większych uczynków cechować będzie tego, kto wierzy we mnie – nie tylko apostołów, nie tylko ludzi obdarowanych szczególnymi darami Ducha Świętego, nie tylko ludzi mających głębszą i dojrzalszą wiarę niż przeciętny wierny, nie tylko chrześcijan posiadających “duchowe objawienie ponadnaturalnej rzeczywistości”, ale niezaprzeczalnie wszystkich wierzących w Jezusa Chrystusa. Historia chrześcijaństwa i elementarna obserwacja rzeczywistości jasno dowodzą, że nigdy nie było człowieka, który czyniłby większe cuda niż Jezus Chrystusa, nikogo takiego nie ma również i dzisiaj.
4. Według tekstu z J 14,12, jeśli ktoś nie czyni większych uczynków, nie jest wierzącym w Jezusa Chrystusa; jeśli rzeczywiście chodzi tutaj o cuda, to wierzący w Chrystusa nie istnieją
Często wskazuje się w tym kontekście, iż fakt braku powszechnego czynienia cudów przez wierzących jest po prostu niczym innym niż dowodem na słabość współczesnego Kościoła, a ponadto, jeśli rzeczywistość nie koresponduje z Pismem Świętym, to wina leży zawsze po stronie rzeczywistości, a nie Pisma. Cóż, rzeczywiście wina nigdy nie leży po stronie Pisma, często odnaleźć ją można natomiast po stronie niewłaściwego odczytaniaPisma. Przyjrzyjmy się jeszcze raz brzmieniu omawianego wersetu: kto wierzy we mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie. Słowa te są nie tyle mglistym postulatem, co zdecydowaną deklaracją. Nie są opisem wyidealizowanej rzeczywistości lub niedostępną marchewką kołyszącą się przed nosem wiernego osła (lub owieczek), pozostają raczej przejawem duchowego wejrzenia w nadchodzącą po odejściu do Ojca codzienność. Jezus nie otwiera tutaj potencjalnej możliwości, raczej odkrywa stojącą u progu konieczność. Nie uzależnia spełnienia powyższej zapowiedzi od dobrej woli, duchowej dojrzałości, świętości lub pragnienia wierzących – zamiast tego opisuje bezwarunkową rzeczywistość, która nieodwołalnie i z pewnością zmaterializuje się po Jego odejściu do Ojca w życiu tych, którzy w Niego wierzą. Relatywizacja tej zapowiedzi nakazywałaby symetryczne zrelatywizowanie również wszystkich pozostałych z kategorii “kto wierzy we mnie”.
Jeżeli z jakichś określonych przyczyn (brak dojrzałości, wystarczającego poziomu wiary, odwagi, etc.) owo powszechne cudotwórstwo wierzących pozostaje w zawieszeniu, to należałoby przyjąć, że również zapowiedź “kto wierzy we mnie ma żywot wieczny” (J 6,47) nie jest absolutna, a wielu wierzących w Chrystusa z analogicznych powodów nie posiada wciąż życia wiecznego. Czy osoby wskazujące, iż ponad 99% chrześcijan nie czyni większych cudów niż Jezus z powodu braku wiary, twierdzą konsekwentnie, iż z tego samego powodu chrześcijanie ci nie mają życia wiecznego? Analogia jest oczywista, gdyż “kto wierzy we mnie” pozostaje wspólnym mianownikiem “większych uczynków” i “życia wiecznego”. Jeśli rzekomy brak dostatecznej wiary nie pozwala na czynienie większych cudów niż Jezus, to ten sam brak wiary wskazywać winien na ciągłe “pozostawanie w ciemności” (12,46). Konkluzja taka jest jednak nie do przyjęcia i uderza w samo jądro przesłania Ewangelii, niwecząc wielkość i chwałę łaski. Jedno jest pewne, cokolwiek oznaczają owe “większe uczynki” nie wolno przypisywać ich wyłącznie do życia niektórych wierzących, bez względu na kryterium owego wyboru.
Powyższe rozważania prowadzą bezpośrednio do konieczności uznania prostej alternatywy: jeśli w Ewangelii Jana 14,22 rzeczywiście mowa jest o cudach, to albo Jezus Chrystus najzwyczajniej w świecie się pomylił i nie doszacował ograniczeń swoich naśladowców, albo też zdecydowana większość znanych nam chrześcijan (uprawnionym byłoby twierdzić, że wszyscy!) nie posiada ewangelicznej wiary w Jezusa, a tym samym pozostaje z dala od zbawienia. Innej, trzeciej możliwości po prostu nie ma, a już na pewno nie wynika ona z natchnionego tekstu.
5. Jeśli wszyscy wierzący powinni czynić większe cuda niż Jezus, to apostoł Paweł fakt ten przeoczył
Warto podnieść w tym miejscu następującą kwestię: jeśli rzeczywiście wszyscy wierzący winni czynić cuda większe od Jezusa, to dlaczego apostoł Paweł wyodrębnia w Kościele dar czynienia cudów (I Kor 12,10), jednoznacznie wskazując, iż pozostaje on darem szczególnym, przyporządkowanym do wybranej przez Boga jednostki (“jeden bowiem otrzymuje…, inny…”)? Dar czynienia cudów, przy założeniu, iż każdy kto wierzy w Chrystusa winien dokonywać większych cudów niż On, jawi się jako całkowicie zbyteczna i chybiona koncepcja, wynikająca najwyraźniej z niewiedzy apostoła Pawła, który nie spostrzegł się, że wszyscy wierzący powinni czynić cuda, a nie tylko “jeden” lub “inny” (I Kor 12,10). Jeśli apostoł narodów mógł przeoczyć tak istotną, fundamentalną prawdę, to dlaczego mielibyśmy ufać którymkolwiek z jego listów?
6. “Ale tu chodzi o liczbę cudów!” Nie, nie chodzi.
Ktoś może stwierdzić jednak z politowaniem: nie rozumiesz – nie chodzi tutaj o wyższość w sensie jakościowym, lecz liczebnym! Jezus był jeden, wierzących w Niego są miliony, więc dzięki temu możemy czynić więcej cudów niż On. Cóż, takie rozumowanie ma jedną zasadniczą słabość – w sposób dowolny i nieuprawniony zastępuje słowo “większe” słowem “więcej”. Grecki wyraz meizon użyty w omawianym fragmencie (J 14,12) występuje w Ewangelii Jana jeszcze dwunastokrotnie i nigdy nie oznacza większej ilości lub liczby, zawsze odnosząc się do różnicy jakościowej lub funkcjonalnej. Co więcej, również w całym Nowym Testamencie, w żadnym z 45 przypadków użycia przywołanego słowa meizon, nie odnosi się ono do większej ilości lub liczby. Rozstrzygającym faktem jest, iż Ewangelista Jan pisząc o większej liczbie cudów (“Czy Chrystus, gdy przyjdzie, uczyni więcej cudów, niż Ten ich uczynił?” – J 7,31) używa innego greckiego słowa, które oznacza właśnie większą liczebność – pleion (zob. J 4,1; 4,41; 15,2; 21,15). Ponadto, jeśli Jezus Chrystus rzeczywiście miał na myśli większą liczbę cudów czynionych przez wszystkich wierzących, to trudno zrozumieć z jakich przyczyn odwołuje się w przywołanym fragmencie do indywidualnego wierzącego, a nie wspólnoty wierzących (“kto wierzy we mnie”, a nie “ci, którzy wierzą we mnie”). Jezus ewidentnie nie sugeruje tutaj, iż Kościół jako wspólnota wierzących dokonywać będzie większej liczby uczynków niż On, gdyż cały sens omawianej wypowiedzi umocowany jest w fakcie użycia liczby pojedynczej. Argument z “większości w sensie liczebnym” zasługuje tym samym na całkowite odrzucenie.
Czym zatem są owe większe uczynki/dzieła?
O czym mówi zatem przywołany fragment Ewangelii Jana, jeśli nie o cudach? Czy istnieje jakaś duchowa rzeczywistość, której znaczenie pozwalałoby twierdzić, iż przewyższa uczynki czynione przez Jezusa? Czy istnieje taka interpretacja słów Jezusa Chrystusa, która pozwalałaby na bezkompromisowe odkrycie mocy wyrażonej przez niego prawdy w codziennym życiu każdego chrześcijanina, bez uciekania się do mętnych i niejasnych skojarzeń z rzekomo cudotwórczą naturą chrześcijańskiego powołania?
Jestem przekonany, że kluczem do omawianego fragmentu Ewangelii Jana (14,12) są inne, powiązane tematycznie fragmenty tej samej Ewangelii. Rozważanie przedmiotowego ustępu bez dokładnej analizy kontekstu i znaczenia pozostałych fragmentów traktujących o większych uczynkach byłoby niczym innym niż interpretacyjnym zabójstwem. Które miejsca Ewangelii Jana mogą okazać się zatem pomocne w zrozumieniu i właściwym zdefiniowaniu większych uczynków z 14 rozdziału?
Dzieło większe niż uzdrowienie chromego (J 5) – życie wieczne!
Niewątpliwie rozpocząć należy od analizy historii opisanej w 5 rozdziale Ewangelii Jana, tj. uzdrowienia chromego przy sadzawce nazywanej Betezda, gdyż to właśnie tutaj Jezus powiedział: Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje mu wszystko, co sam czyni, i ukaże mu jeszcze większe dzieła niż te, abyście się dziwili. (J 5,20) W obu miejscach, tj. zarówno w 5, jak i 14 rozdziale Ewangelii Jana mamy do czynienia z tym samym sformułowaniem meizon ergon, tłumaczonym jako większe uczynki/dzieła. Jakież to większe uczynki ma zatem na myśli Jezus, przemawiając w kontekście zdumiewającego cudu uzdrowienia przy sadzawce Betezda? Czy za większe dzieło uzdrowienia niż dokonane przed momentem uznać należałoby uzdrowienie człowieka chorującego od pięćdziesięciu, a nie trzydziestu ośmiu lat? A może uzdrowienie wszystkich chorych przy sadzawce, a nie tylko jednego chorującego? Treść Ewangelii nie pozostawia nam żadnych wątpliwości co do istoty owych większych dzieł, wystarczy przyjrzeć się rozwinięciu chrystusowej narracji:
Ojciec bowiem miłuje Syna i ukazuje mu wszystko, co sam czyni, i ukaże mu jeszcze większe dzieła niż te, abyście się dziwili. Albowiem jak Ojciec wzbudza z martwych i ożywia, tak i Syn ożywia tych, których chce. Bo i Ojciec nikogo nie sądzi, lecz wszelki sąd przekazał Synowi, aby wszyscy czcili Syna, jak czczą Ojca. Kto nie czci Syna, ten nie czci Ojca, który go posłał. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, kto słucha słowa mego i wierzy temu, który mnie posłał, ma żywot wieczny i nie stanie przed sądem, lecz przeszedł ze śmierci do żywota.
Oto jedno z najbardziej wspaniałych “albowiem” w całym Piśmie Świętym. Jezus mówi o większych dziełach/uczynkach, kreując jednoznaczny i oczywisty związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy większymi znaczeniowo i rodzajowo uczynkami a kwestią duchowego ożywienia człowieka. Syn ożywia tych, których chce; Ojciec wszelki sąd przekazał Synowi – oto dzieło większe niż wzbudzenie Łazarza, uzdrowienie chromego i tysiące ziemskich cudów razem wziętych! Oto niewyobrażalna, zdumiewająca manifestacja boskiej mocy w procesie ożywienia martwego duchowo, zdolnego wyłącznie do spoczywania w śmierci, zbuntowanego przeciwko Bogu grzesznika. Uzdrowienie chromego przy sadzawce Betezda jawi się zatem wyłącznie jako podest, na którym staje Chrystus, aby przez resztę 5 rozdziału Ewangelii Jana wygłosić porywającą mowę na temat wiecznego życia. To tutaj Jezus maluje przed słuchaczami rozległą panoramę Sądu, wieczności i świadectwa jakie Bóg złożył przed światem, dowodząc, że życie wieczne jest właśnie w Synu Jezusie Chrystusie. Wymowa tego fragmentu jest jednoznaczna – tak jak bezsilny chorujący został wyzwolony z niewoli paraliżu i przywrócony do radykalnie innego świata zdrowych, tak samo człowiek martwy duchowo może zostać wyzwolony przez Syna z niewoli duchowej śmierci i przywrócony dla radykalnie innego świata żywych. Oto większe, nieporównywalnie większe dzieło! Czym jest uzdrowienie ślepego wobec oświecenia oczu naszych serc (Ef 1,18), wobec niewyobrażalnej łaski zderzenia zaślepionego umysłu ze światłem ewangelii o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga (2 Kor 4,4)? Czym jest wzbudzenie Łazarza do krótkiego, pełnego trudów życia – zakończonego ostatecznie kolejnym doświadczeniem fizycznej śmierci – wobec wiecznego ożywienia nas wraz z Chrystusem, nas, którzy umarliśmy przecież w grzechach (Kol 2,13)? Czym jest cud przywrócenia sparaliżowanemu mocy samodzielnego chodzenia po zaplątanych ścieżkach upadłego świata, wobec uzdolnienia nieczułych, martwych i niewierzących serc nie tylko do odważnego chodzenia w wierze (2 Kor 5,7), ale i biegu(!) w wyścigu, który jest przed nami (Hebr 12,1)? Czym jest cud rozmnożenia pięciu bochenków chleba dla kilku tysięcy ludzi (a tym samym chwilowe zaspokojenie ich potrzeby), w porównaniu z Chlebem, który z nieba zstępuje i daje światu żywot (J 6,33)?
Wszystko co wydarzyło się fizycznie dzięki znakom i cudom Jezusa było ograniczone, chwilowe i ostatecznie zgubiło się w odmętach upadłego świata – cudownie nakarmieni znów byli głodni, uzdrowieni znów chorowali, Piotr znów głowił się nad koniecznością opłacenia podatków, ryby znowu omijały sieci, ktoś znów płakał nad grobem Łazarza, a mary młodzieńca z Nain znów spełniły swą tragiczną powinność. Skutki cudownych wydarzeń nie były cudownie wieczne. O ileż większą, piękniejszą i bardziej chwalebną rzeczywistość opisywał Jezus, nauczając spragnione cudów tłumy o niezniszczalnym życiu wiecznym! “Kto wierzy we mnie” – fraza ta poprzedza właśnie obietnice związane z inauguracją życia wiecznego: nigdy pragnąć nie będzie (6,35), ma żywot wieczny (6,47), z wnętrza jego popłyną rzeki wody żywej (7,38), choćby i umarł żyć będzie (11,25), nie umrze na wieki (11,26), nie pozostaje w ciemności (12,46). Oto większe dzieło – martwy duchowo człowiek ożywiony przez Ewangelię mocą Ducha Świętego do życia w Bożej rzeczywistości, najpierw w strzępach czasu, a później w nieopisywalnej wspaniałości wewnętrznego życia Trójjedynego Boga – a wszystko to, aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie (Ef 2,7).
Innymi słowy, przezwyciężenie ślepoty, paraliżu, ubóstwa, głodu, a nawet fizycznej śmierci, to wielkie dzieła – niezmiernie większym jest jednak wieczne ułaskawienie zasługujących na karę grzeszników.
“Bo ja idę do Ojca” – życie wieczne w zesłanym Duchu Świętym
Wróćmy do Ewangelii Jana 14,12: kto wierzy we mnie, ten także dokonywać będzie uczynków, które Ja czynię, i większe nad te czynić będzie; bo Ja idę do Ojca. Przywołane sformułowanie musi być rozumiane w świetle zamykającego “bo ja idę do Ojca”. Czynienie większych uczynków niż Jezus związane jest zatem z faktem tryumfalnego zajęcia przez Syna miejsca po prawicy Boga Ojca. Najwyraźniej fakt ten, połączony z zesłaniem Ducha Świętego, wyznacza nowy etap w historii zbawienia, rozpoczynając zupełnie nową erę w dziejach relacji Boga z człowiekiem. Jeśli spojrzymy na kontekst omawianej wypowiedzi Jezusa dostrzeżemy duchową ślepotę, niewiarę i pełne bólu słowa: Tak długo jestem z wami i nie poznałeś mnie, Filipie? Kto mnie widział, widział Ojca; jak możesz mówić: Pokaż nam Ojca? Czy nie wierzysz, że jestem w Ojcu, a Ojciec we mnie? (J 12,9-10) Chwilę wcześniej Jezus – wobec zapytania Filipa – rzuca uczniom bolesne wyzwanie: gdybyście mnie znali… (J 12,7) Oto droga, prawda i życie stoją uosobione w Jezusie Chrystusie przed uczniami, lecz oni domagają się bardziej wyrazistego znaku, mówiąc: pokaż, a wystarczy nam (J 12,8). Czym innym jest ten fragment, jeśli nie opisem konfliktu pomiędzy naturą, charakterem i chwałą Chrystusa a zupełnym niezrozumieniem tych prawd przez powątpiewających uczniów? Oto Jezus odchodzi więc do Ojca, obiecując uczniom posłanie innego Pocieszyciela (J 12,16), zdolnego wprowadzić ich we wszelką prawdę. W momencie Jego zesłania uczniowie zdobędą wreszcie poznanie natury Chrystusa (J 12,20), będą go oglądać i żyć, bo On żyje! (J 12,19). Era Kościoła, nowej duchowej rzeczywistości oglądania przez wiarę chwały Jezusa Chrystusa oraz życia w Nim i przez Niego wiąże się nierozłącznie z owym “bo ja idę do Ojca”. Zesłanie Ducha Świętego po uwielbieniu Jezusa Chrystusa wskutek jego zmartwychwstania i powrotu do Ojca, tej rzeki wody żywej pochodzącej z niewyczerpanych źródeł wiecznego Życia Bożego (J 7,38-39), zrodziła przestrzeń do czynienia większych uczynków niż Jezus. Od teraz można było opowiadać radosną nowinę w Duchu Świętym zesłanym z nieba! (1 P 1,12)
Większe dzieło – życie wieczne, lecz co znaczy czynić większe uczynki niż Jezus?
Jak rozumieć zatem “czynienie większych uczynków niż Jezus” przez wszystkich chrześcijan, którzy w niego wierzą? Pytanie to nie prowokuje żadnej oczywistej odpowiedzi, na próżno też szukać zdecydowanej jednomyślności w tym zakresie wśród wybitnych teologów. Choć ze wszechmiar zasadnym jest przyjęcie, że nie chodzi tutaj o cuda, to trudno o podobną pewność w formułowaniu interpretacji poprawnej. Stąd też, zmuszony jestem przedstawić swój osobisty pogląd na sprawę, nie przesądzając – inaczej jak w przypadku chybionej “interpretacji cudów” – o jego poprawności.
Osobiście wydaje mi się więc, że całokształt treści Ewangelii Jana pozwala przyjąć, iż mowa tutaj o dobrych uczynkach (Mt 5,16), wypływających z wiary opartej o dokonany fakt śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, a w szczególność zwiastowanie w Duchu Świętym Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego. Pamiętajmy, że “nikt nie może rzec: Jezus jest Panem, chyba tylko w Duchu Świętym” (1 Kor 12,3). Zachowania wypływające w życiu chrześcijanina z nowej natury, wzbudzenia wraz z Chrystusem do nowego życia i nowej rzeczywistości w Jezusie Chrystusie, winny być uznane za uczynki większe w swoim znaczeniu i kategorii od uczynków czynionych przez Jezusa. Dlaczego? Gdyż u podstaw naszych uczynków leży rzeczywistość, którą Jezus wyłącznie antycypował, wyprzedzał i zapowiadał – rzeczywistość Jego odkupieńczej śmierci i tryumfalnego zmartwychwstania. Łatwo pominąć fakt, iż żyjemy w innym przymierzu niż chodzący po ziemi Jezus Chrystus – on pojawił się, aby umożliwić nowe przymierze, ale uczynił to w ramach starego. Autor listu do Hebrajczyków nie waha się nazwać nowego przymierza “lepszym” (Hebr 8,6), nie ulega bowiem wątpliwości, że to właśnie pójście Jezusa do Ojca zainaugurowało finalny etap historii zbawienia, widoczny dotychczas wyłącznie w obrazach, proroctwach i zapowiedziach. Lepsze przymierze sprawia, że wykonywane w Jego ramach czyny są większe niż wyłącznie antycypujące czyny wykonywane w ramach starego przymierza.
Cuda Jezusa Chrystusa były metaforą – metafora jest mniejsza niż rzeczywistość, którą obrazuje
Cuda Jezusa były wyłącznie swoistą metaforą pozwalającą zrozumieć sens i znaczenie chrystusowej misji w świecie, służąc również jako instrument wzbudzania wiary. Odsłonięcie serca Samarytanki przy studni Jakuba służyło ukazaniu źródła wody wytryskującej ku żywotowi wiecznemu (J 4,14). Uzdrowienie sparaliżowanego przy sadzawce Betezda posłużyło Chrystusowi do przedstawienia swoich boskich prerogatyw, łącznie z obdarowywaniem życiem wiecznym, przebaczaniem grzechów i władzą sądzenia (J 5). Rozmnożenie pokarmu dla tłumów było znakiem pojawienia się na ziemi Chleba Żywota, a uzdrowienie ślepego od urodzenia pozwoliło na zarysowanie wielkiej prawdy: przyszedłem na ten świat na sąd, aby ci, którzy nie widzą, widzieli, a ci, którzy widzą, stali się ślepymi (J 9,39). Innymi słowy, cuda i znaki muszą być rozumiane wyłącznie w kategorii instrumentu, środka, którego użył Jezus, aby osiągnąć cel – zobrazować duchową rzeczywistość oraz wzbudzić wiarę w uczniach, a później w swoich naśladowcach: I wiele innych cudów uczynił Jezus wobec uczniów, które nie są spisane w tej księdze; te zaś są spisane, abyście wierzyli, że Jezus jest Chrystusem, Synem Boga, i abyście wierząc mieli żywot w imieniu jego (J 5,31). Kolejność jest następująca: najpierw cuda jako metoda i instrument wzbudzenia wiary w mesjaństwo Jezusa, później wiara w mesjaństwo Jezusa jako metoda i instrument przyjęcia życia wiecznego. Środek jest zawsze mniejszy od celu, pełniąc wyłącznie służebną rolę, a instrument znaczy mniejniż zadanie, któremu służy. Życie wieczne jest celem, stanowiąc klucz do zrozumienia natury “większych uczynków”. Uczynków przechodzących z rzeczywistości środków do rzeczywistości celu.
W jakim sensie uczynki towarzyszące zwiastowaniu Jezusa są mniejsze niż nasze zwiastowanie?
Za czasów ziemskiej misji Jezusa nikt nie został wzbudzony razem z Chrystusem i posadzony wraz z Nim w okręgach niebieskich (Ef 2,6). Nikt nie został pogrzebany wraz z Nim przez chrzest w śmierć, aby – jak Chrystus wskrzeszony z martwych przez chwałę Ojca – prowadzić nowe życie (Rzym 6,4). Nas, którzy umarliśmy przez upadki, Bóg ożywił wraz z Chrystusem, a to oznacza, że Ewangelia o zwycięstwie życia nad śmiercią mogła być głoszona jak nowe objawienie Bożej rzeczywistości dopiero po zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa. Nie wiem jaki charakter miało “zapisanie imion uczniów w niebie”, ale z pewnością zdarzenie to związane było nierozerwalnie z tym, co się wykona, a nie jak dzisiaj z tym, co wykonało się.
Jezus Chrystus otrzymał imię, które jest ponad każdym imieniem w wyniku posłuszeństwa aż do śmierci krzyżowej (Fil 2,8), będąc ukoronowanym chwałą i dostojeństwem za cierpienia śmierci (Hbr 2,9). Dopiero wskutek zmartwychwstania został wywyższony prawicą Bożą (Dz 1,32-33). To oznacza, że realność Jego wywyższenia i panowania była wyłącznie antycypowana w okresie ziemskiego życia i służby.
Wszystko to mówi nam o tym, że Chrystus był zwiastunem tego, co dopiero nadchodzi, my zwiastujemy natomiast to, co już się wykonało. Chrystus antycypował nadchodzące zbawienie przez krew krzyżowej ofiary, my nie odnosimy się natomiast do przyszłości, lecz do przeszłości i wiecznej teraźniejszości Golgoty. Żyjemy, oddychamy, głosimy, kochamy już w ramach finalnego etapu historii zbawienia, w rzeczywistości poddanej zmartwychwstałemu Zbawicielowi. Jezus Chrystus, podczas swojej ziemskiej misji, przynosił ludziom możliwość przebaczenia grzechów, odwrócenia się od złych uczynków, a także wiary w Mesjasza – my też to czynimy. Czynimy zatem te uczynki, które on, ale i daleko większe. My głosimy bowiem Chrystusa już ukrzyżowanego, a nasze zwiastowanie o krzyżu jest mocą Bożą i mądrością Bożą, jak wskazuje apostoł Paweł w I liście do Koryntian. Możemy oglądać ludzi wzbudzonych wraz z Chrystusem do nowego życia (Rzym 6,3), poprzez nasze zwiastowanie, a także realizację wspaniałego planu połączenia Żydów i pogan w jednym Przymierzu i jednym Zgromadzeniu, również poprzez nasze zwiastowanie.
To nie wydarzy się wkrótce, to już się wydarzyło
To nie wydarzy się wkrótce, to już się wydarzyło – nadziemskie władze i zwierzchności zostały rozbrojone, klucze śmierci znajdują się w rękach zmartwychwstałego Chrystusa, a list dłużny, który zwracał się przeciwko nam ze swoimi wymaganiami, został przybity do krzyża. To większa wspaniałość i daleko większa nowina od ewangelii o nadchodzącej ewangelii, głoszonej na ziemi przez Jezusa Chrystusa. Nie jesteśmy prorokami zapowiadającymi nadejście Jezusa Chrystusa, jesteśmy Jego świadkami. Nie czynimy znaków i cudów obrazujących nadchodzące zbawienie, zamiast tego ogłaszamy historyczny fakt cudownego życia, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Nie kierujemy wzroku ludzkości ku horyzontom nadchodzących wydarzeń, ale wskazujemy na konkretny punkt w historii świata, w którym rozegrał się chwalebny dramat ukrzyżowanego Zbawiciela. Innymi słowy, tylko pod jednym względem możemy przewyższać w swoich uczynkach Chrystusa – jesteśmy po drugiej stronie historii przedzielonej na pół przez krzyż. Jesteśmy ludźmi “lepszego przymierza” (Hebr 8,6) i “nowego stworzenia” (Gal 6,15), a wszystko co czynimy w wierze nosi na sobie ślad dokonanego na krzyżu odkupienia.
Nie chodzi zatem o większe cuda, chodzi o większy Cud – martwy duchowo człowiek ożywiony przez Ewangelię mocą Ducha Świętego do życia w Bożej rzeczywistości, najpierw w strzępach czasu, a później w nieopisywalnej wspaniałości wewnętrznego życia Trójjedynego Boga – a wszystko to, aby okazać w przyszłych wiekach nadzwyczajne bogactwo łaski swojej w dobroci wobec nas w Chrystusie Jezusie (Ef 2,7). Wszystko co znajduje swoje źródło w tym największym z cudów jest większe w swoim znaczeniu i rodzaju od uczynków dokonywanych podczas ziemskiej misji przez Jezusa Chrystusa. Te większe uczynki czyni każdy, kto ma życie wieczne, a zatem każdy, kto wierzy w Jezusa Chrystusa.