Ochrzczony, czytający Biblię i modlący się wróg krzyża Chrystusa

Uważam, że największym zagrożeniem dla ludzi zasiadających na co dzień w kaplicach ewangelikalnych konserwatywnych zborów (a do takich ludzi zaliczam się również ja) w kwestii zbawienia jest bazowanie na swojej wiedzy biblijnej czy teologii lub swoich pobożnych uczynkach. Obawiam się tego, że niemała liczba osób, szczególnie wychowywanych w tym środowisku, może całe życie uczestniczyć w życiu Kościoła, a jednocześnie zmierzać wprost na wieczne potępienie. Z zewnątrz mogą wyglądać na solidnych, pobożnych chrześcijan — zaangażowanych w służbę, ochrzczonych w wieku świadomym, głośno śpiewających pieśni, z dużą Biblią płożoną na krześle, jednocześnie będąc w stanie potępienia za względu na poleganie w kwestii zbawienia na tych wszystkich zewnętrzych rzeczach — bardzo ważnych w życiu chrześcijanina, ale bezużytecznych w kwestii zbawienia dla niewierzących. Apostoł Paweł takich ludzi nazywa wrogami krzyża chrystusowego.

„Wróg krzyża” to bardzo groźnie brzmiące określenie. Używa go apostoł Paweł, gdy pisze do Filipian o judaistach w Kościele, którzy pragnęli dodać swoje uczynki do usprawiedliwienia z wiary. Nakazuje wystrzegania się takiego podejścia (Flp 3:2) i sam nazywa śmieciami wszystko to, co po ludzku myśląc, mogłoby przynieść mu pożytek w zbawieniu (Flp 3:4-9). Zastanawiam się, czy ja również mam takie nastawienie i czy przypadkiem nie jestem „dobrym” członkiem ewangelikalnej społeczności, zmierzającym na wieczne potępienie. Zachęcam, dołącz do mnie w refleksji nad stanem własnej duszy i słowami Pisma Świętego.

Wielu bowiem z tych, o których często wam mówiłem, a teraz także z płaczem mówię, postępuje jak wrogowie krzyża Chrystusowego. (Flp 3:18)

Bycie wrogiem krzyża to nie jest sprawa marginalna, Paweł często o tym mówił. Problem niezrozumienia usprawiedliwienia jest często poruszany przez apostoła z Tarsu w jego pismach. Tym razem czyni to z płaczem. Myślę, że są to łzy smutku i rozżalenia. Problem, o którym mowa od początku rozdziału, to zmagania osób ze zboru w Filippi. Nie dotyczy on ludzi ze świata, ale tych, którzy nazywają siebie wierzącymi w Jezusa. Wywołuje on łzy, bowiem nie jest to drugorzędna sprawa, ale priorytet który wpływa na zbawienie człowieka. Ci ludzie nie rozumiejąc dobrze usprawiedliwienia z wiary, stają się wrogami krzyża Chrystusowego.

Zadaję sobie pytanie, skoro znajdowali się oni w zborze w Filippi, to czy nie jest to również nasz problem? Czy również i w moim zborze są wrogowie krzyża Chrystusowego? Może siedzą w mojej nawie, może w moim rzędzie, a może na moim krześle. Skąd wiedzieć, że nie ja nie jestem wrogiem krzyża Chrystusa?

Ci wrogowie to ludzie ze zboru. Oni, w swoim myśleniu, nie są wrogami Jezusa. Być może naprawdę im na Nim zależy. Być może On im naprawdę imponuje. Podoba im się Jego nauczanie, podoba im się Jego życie. Może ich ulubionym wersetem byłby dzisiaj ten z Ewangelii Jana 3:16. Podoba im się Jezus, ale są wrogami Jego krzyża.

Dzisiaj Jezus również podoba się wielu ludziom. Szczególnie lubią jego przesłanie o miłości do bliźnich, przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, dziewięć błogosławieństw z Kazania na górze. Nawet krzyż przez wielu jest dziś w jakimś sensie szanowany. Mówi się, że jest on symbolem poświęcenia dla innych, miłości i ofiary. Choć jest to prawda, to krzyż jednocześnie jest obrazem ludzkiej niemocy i brakiem dobra.

Jezus umarł na krzyżu przede wszystkim dlatego, że my jako ludzie jesteśmy beznadziejnie grzeszni i w żaden sposób nie możemy zrobić nic, aby tego grzechu się pozbyć. To nas męczy i dobija, a jednocześnie kochamy grzech i sprawia nam on wiele przyjemności. Oskarża nas sumienie, więc mamy różne pomysły, aby je jakoś uciszać i szukamy na to wielu sposobów. W naszej grzesznej naturze leży to, aby na coś zapracować, że nie można przyjąć czegoś w darze. Często, gdy ktoś chce nam dać coś za darmo, to pierwsze co się nasuwa na myśl, to chęć zapłaty. Zastanawiamy się gdzie jest ukryty zamiar, dla którego otrzymujemy dar — czym będziemy musieli odpłacić? Ponadto lubimy się z czegoś chlubić. Chcemy wiedzieć, że coś nam się udało. Podczas gdy krzyż mówi, że nic nam się nie udało jeśli chodzi o zbawienie. Wszystkiego dokonał Bóg, bo chciał, bo nas ukochał jeszcze zanim nas stworzył. Nie możemy nic do tego dodać, a jeśli to czynimy, to nie rozumiemy przesłania Dobrej Nowiny.

Zbawienie, na które nie da się zasłużyć, jest dla wielu ludzi nie do przyjęcia, a to ono jest sensem krzyża. Przyjmując nasze zasługi, odrzucamy krzyż. Odrzucając krzyż, stajemy się jego wrogami.

Co wyróżnia takie osoby?

Końcem ich jest zatracenie… (Flp 3:19)

Koniec każdego, kto nie polega na usprawiedliwieniu z wiary, to zatracenie — wieczne potępienie w piekle. Dlatego, że jeśli nie jesteśmy usprawiedliwieni przez Chrystusa, to nasze grzechy dalej na nas ciążą. Próbujemy je zamazać jakimiś pobożnymi, w naszym mniemaniu, dobrymi uczynkami, jednak one niczego nie zmieniają. Kara nadal jest do zapłacenia, zatem końcem musi być zatracenie.

bogiem ich jest brzuch — Nie chodzi tu o obżarstwo. Paweł odnosi się prawdopodobnie do rozdzielania pokarmów. Do zjadania tego co prawo nakazuje i nie dotykania tego, czego prawo zakazuje. Tu jest cały czas mowa o legalistach w zborze. Ich Bogiem, tym czemu służą jest ich brzuch, a tym samym Prawo. Werset 19 jest w dużej mierze przeciwstawny wersetowi 3 tego samego rozdziału. Tam Paweł mówił: my w ciele ufności nie pokładamy, tu mówi, że Bogiem wrogów krzyża jest właśnie ich „ciało”.

a chwałą to, co jest ich hańbą.

W wersecie 3 Paweł mówi chlubię się Chrystusem, wrogowie krzyża chlubią się tym co ziemskie.

Ci ludzie — wrogowie krzyża — zapewne szczycą się po ludzku dobrymi rzeczami, a jednak staje się to ich hańbą. To jest przeciwstawna postawa do tej, którą prezentował Apostoł, mówiąc również o rzeczach po ludzku dobrych, ale ze względu na Chrystusa uznawał je za szkodliwe. Mogły bowiem one doprowadzić do tego, że chciałby być on usprawiedliwiony przed Bogiem na podstawie swoich osiągnieć i swego pochodzenia.

W naszym życiu też mogą być rzeczy, które są naprawdę dobre, ale jeśli na ich podstawie zaczniemy budować nasze usprawiedliwienie to staniemy się wrogami krzyża. Chcę zostać dobrze zrozumianym — to co zaraz wymienię to są dobre rzeczy, koniecznie w naszym życiu jeśli jesteśmy chrześcijanami, ale jeśli na ich podstawie zaczniemy budować poczucie naszej sprawiedliwości przed Bogiem, to naszym końcem stanie się zatracenie.

— Jeśli czytasz Biblię, ale jej nie stosujesz w swoim życiu, to staje się to nie twoją chwałą, ale hańbą. Jeśli uważasz że na podstawie przeczytanych wersetów biblijnych będziesz usprawiedliwiony, to tak się nie stanie i jesteś wciąż w swoich grzechach.

— Jeśli modlisz się, ale twoje modlitwy dotyczą jedynie twojej osoby, to stają się one nie twoją chwałą, ale twoją hańbą. Jeśli uważasz, że na podstawie godzin spędzonych na modlitwie będziesz usprawiedliwiony, to tak się nie stanie i jesteś wciąż w swoich grzechach.

— Jeśli chodzisz do zboru po to, by inni widzieli jaki jesteś religijny, to chodzenie do zboru nie jest twoją chwałą, ale jest twoją hańbą. Jeśli uważasz, że na podstawie godzin spędzonych na nabożeństwie będziesz usprawiedliwiony, to tak się nie stanie i wciąż jesteś w swoich grzechach.

— Jeśli angażujesz się w służbę po to, aby inni dostrzegli jak zaangażowany jesteś dla Boga, to nie jest to twoją chwałą, ale twoją hańbą. Jeśli uważasz, że na podstawie swojej służby będziesz usprawiedliwiony, to tak się nie stanie i wciąż jesteś w swoich grzechach.

Z całego Izraela to faryzeusze znali najlepiej Stary Testament, najwięcej się modlili, najczęściej chodzili do synagogi i dawali pieczołowite dziesięciny, a jednocześnie byli najbardziej zagorzałymi wrogami krzyża.

Wszystkie te rzeczy, które wymieniłem są dobre, nawet bardzo dobre, jeśli nie ma ich w życiu chrześcijanina to powiedziałbym, że z tym życiem jest coś nie tak. A jednak jeśli to na nich zaczniemy budować swoje poczucie sprawiedliwości przed Bogiem, to stają się one naszą hańbą, a my jesteśmy wrogami krzyża chrystusowego.

Przez krzyż grzesznik wyznaje, że nie ma nic, co mógłby dać Bogu, nie ma nic czym może się Mu przypodobać. Wszystko co ma, to tak naprawdę śmieci — cytując apostoła Pawła.

Natomiast ten, który jest wrogiem krzyża, kocha nie Boga, ale swoje cielesne dokonania, nie mówi: „nie mam nic Boże czym mogę zasłużyć na zbawienie”, mówi raczej: „może i jestem grzesznikiem, ale zobacz ile Biblii przeczytałem”.

Mówi: „może i jestem grzesznikiem, ale zobacz jak chodzę do Kościoła co niedzielę”.

Mówi: „może i jestem grzesznikiem, ale zobacz jestem ochrzczony, przystępuję do Stołu Pańskiego i służę”.

Mówi: „może i jestem grzesznikiem, ale zobacz ile razy się modliłem”.

Zdaję sobie sprawę z tego, że to brzmi radykalnie, szokująco i ostro, ale konieczne jest przypominanie o tym. Słowo, modlitwa, zbór i służba są niezbędne w naszym życiu, ale jako owoc tego życia, a nie podstawa naszego usprawiedliwienia. Mamy z tym problem od najmłodszych lat. Porozmawiajcie z młodymi ludźmi wychowanymi w zborze o chrzcie. Większość z nich powie, że czują się niegodni przyjęcia chrztu, bo za mało czytają Biblii i mają problem z modlitwą, a nie dlatego, że są grzesznikami. Myślą, że muszą więcej czytać i się modlić, albo załatwić jakieś smutne sprawy w swoim życiu, a to ich usprawiedliwi.

Zapytajcie przeciętnego Polaka co trzeba zrobić, aby być zbawionym, odpowie: „być dobrym człowiekiem, przestrzegać przykazań, przyjmować sakramenty”. Co odpowie ewangelikalnle wierzący chrześcijanin? Oby nie: „ochrzcić się, uczestniczyć regularnie w Wieczerzy i czytać Biblię”.

Badajmy nasze serca…

Badajmy nasze serca, byśmy nie stali się wrogami krzyża. By coś, co wydaje się naszą dumą, nie stało się naszą hańbą. Badajmy nasze serca, aby nasze poczucie wartości, nasza sprawiedliwość nie bazowała na naszych pobożnych czynach, ale na sprawiedliwości Jezusa.

Jeśli jesteś w Chrystusie i jesteś zbawiony, to Bóg nie będzie kochał ciebie bardziej jak będziesz czytał o jeden rozdział Biblii więcej każdego dnia. Czytaj ją nie po to, by Bóg cię bardziej pokochał, ale czytaj ją w poczuciu odpowiedzialności przed Nim i dla własnego pożytku, a nie aby się Jemu przypodobać. Jeśli jesteś w Chrystusie, to Bóg widzi ciebie na podstawie wszystkiego co zrobił Jezus, a nie tego co robisz ty.

Pilnujmy tego byśmy zawsze byli zakorzenieni w usprawiedliwieniu na podstawie wiary w Jezusa, we wszystkim co On uczynił.

Miejmy to nastawienie jakie miał Paweł, uznając wszystko za śmieci w porównaniu z Chrystusem. Wystrzegajmy się wpadania w prawo i legalizm.

Zachęcam, zastanów się co jest twoją największą dumą i zbadaj swoje serce, czy nie budujesz na tym swojej sprawiedliwości. A jeśli tak, to wyznaj to jak najszybciej Bogu. Zapłacz nad tym, tak jak Paweł płakał nad tymi, którzy pokładali ufność w ciele. Zapłacz łzami pokuty.

Dla ludzi wiadomość o krzyżu jest niewygodna i wroga, bo ogołaca ich ze wszystkiego co może być ich dumą, ale jednocześnie jest to wiadomość wywyższająca Chrystusa ponad wszystko, co można nazwać dobrym, słusznym i właściwym. To na Nim opiera się nasze życie, nasza sprawiedliwość i nasze zbawienie. Przeto kroczmy we wdzięczności, w faktycznym opieraniu się na Nim i na Jego dziele. Amen!

Powyższy tekst jest zapisem fragmentu kazania wygłoszonego przez autora 12 maja 2019 r. w Pierwszym Zborze Kościoła Chrześcijan Baptystów w Warszawie oraz w nieco odmiennej formie ukazał się w miesięczniku „Słowo Prawdy” nr 06/2019. 

  • 26 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Szczęśliwy mąż Dominiki oraz tata Basi, Hani i Tadeusza. Pastor misyjny zaangażowany w zakładanie zboru Kościoła Baptystów "Logos" w Bydgoszczy. Asystent w Katedrze Teologii Systematycznej w Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicznym. Absolwent WBST i Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Od dekady zaangażowany w służbę Duszpasterstwa Młodzieży przy KChB. Lubi dobrą książkę, piłkę nożną i bushcraft.