Pasja wieków – patrząc na Ukrzyżowanego

Chrystus na krzyżu wypełnił Pisma i zapłacił za nasze grzechy, składając doskonałą ofiarę przebłagalną Bogu Ojcu – to sedno Dobrej Nowiny. Lecz słowa “Wykonało się” nie są tożsame z “To już za nami”. Golgota ma na wieki pozostać źródłem chwały Ukrzyżowanego Jezusa, uwielbionego i zwiastowanego przez Kościół.

Problem z krzyżem

To banał, że świat ma problem z Ukrzyżowanym. Że, jak pisze Apostoł Paweł (1 Kor 1, 23), Żydzi i wszyscy owładnięci pragnieniem władzy oraz mocy widzą w nim żenujący spektakl słabości, a Grecy kanciasty i niepokojący konkret niegodny wysubtelnionego umysłu szybującego w krainie idei. Trudną prawdą jest jednak, że podobne półświadome zmagania są dzisiaj także udziałem chrześcijan. Że dyskomfort wywołany w nas przez krzyż jest realnym – psychologicznym, duchowym i teologicznym – problemem dzisiejszego Kościoła. Mówiąc o ofierze Jezusa, odczuwamy niepokój im bardziej schodzimy w szczegóły; podobnie gdy oglądamy “Pasję” Mela Gibsona lub patrzymy na jakiekolwiek – werbalne lub zmysłowe – przedstawienie Męki Pana. Wolimy patrzeć na iskrzące się od mocy historie cudów i niezaprzeczalnych (nawet w ludzkich kategoriach) zwycięstw Boga w historii. Co gorsza, problem ten jest w dużej mierze niedostrzegany i zracjonalizowany przez “chrześcijańskie” uduchowienie.

Kto z nas nie słyszał ewangelikalnej frazy “To prawda, Jezus umarł, ALE [tutaj głos nabiera mocy i wigoru – czasem traci na pośpiechu i zakłopotaniu towarzyszącemu początkowi zdania] przecież zmartwychwstał!”? Albo “Jezus nie został na krzyżu! On powstał z martwych!”? A nawet “Świat nie potrzebuje Boga ukrzyżowanego, bezsilnego – ale żywego, potężnego!”. Cóż, to bezsprzeczna prawda, że krzyż nie był ostatnim słowem w życiu Jezusa – ale nie tylko ostatnie słowo w historii bywa ważne. Krzyż nie był tylko tragedią sprawiedliwego Nauczyciela z Nazaretu; był doskonałą Ofiarą, największym objawieniem, pogodzeniem sprzeczności, źródłem wszystkich łask – sam w sobie zwycięstwem miłości. Męka Jezusa zadziała się nie po to, żebyśmy mogli potem odnosić się do niej tylko w kategoriach nieaktualności lub chwilowości. A Bóg wie lepiej, jakiego objawienia potrzebuje świat – my zaś wiemy, że zechciał objawić się właśnie jako Mąż Boleści. Tak naprawdę, miarą naszego zrozumienia dramatu odkupienia nie jest prędkość z jaką opuszczamy Golgotę, by udać się pod pusty grób. Jeśli tak jest, jeśli jedyne co mamy do powiedzenia o Ukrzyżowanym Zbawicielu to pośpieszna zmiana tematu na inny, to choćbyśmy nawet zaczęli przy tym mówić o równie ważnym Zmartwychwstaniu, to znaczy że nie rozumiemy Ewangelii i podchodzimy selektywnie do tego, co w Jezusie objawił nam o sobie Bóg. Zamieniliśmy teologię i duchowość krzyża na teologię post-krzyża.

Ewangelia według Apostoła Pawła

A przecież z Męką Jezusa jest podobnie jak z Wcieleniem, zmartwychwstaniem, trójjedynością Boga; im większy dyskomfort emocji lub opór umysłu początkowo budzą, tym bardziej przełomowym i przeobrażającym wszystko objawieniem okazują się być przy ich zrozumieniu umysłem i przyswojeniu sercem. Cielesny umysł, skrzywiony przez zepsute serce i pozbawiony znajomości Bożej logiki często nie od razu pojmuje prawdziwy sens natchnionych słów; brakuje mu szerszego kontekstu, nie jest intuicyjnie trafnym odbiorcą Bożego samoobjawienia. Ta sama prawidłowość dotyczy także ludzi wierzących; również nie jesteśmy doskonale oświeceni, a w naszych duszach działają te same chaotyczne siły pracujące przeciw zakorzenieniu się Bożego Słowa.

Zupełnie inne – bo fundamentalne – znaczenie miało ukrzyżowanie dla Apostoła Pawła i pierwszych chrześcijan. Jak czytamy w I Liście do Koryntian 2, 1-3, przybywał on “w słabości, i w lęku, i w wielkiej trwodze” do Koryntu. Możemy sobie wyobrazić, jak pełen rozterek zastanawiał się, zadając sobie pytania: o czym powinien mówić? Od czego zacząć? Jak przedstawić Ewangelię, by objawił się w niej Bóg? Jego odpowiedzią było: “Uznałem za właściwe nic innego nie umieć między wami, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego”. Mając do wyboru tyle prawd, na których można było się skupić i tyle wydarzeń, o których można by opowiedzieć, Paweł wybrał ukrzyżowanie. Z innych listów wiemy, że Korynt nie był tu wyjątkiem; pasja Apostoła Pawła, żeby mówić właśnie o ofierze Jezusa była tak wielka, że w Liście do Galacjan (3,1) zwiastowanie porównuje do malowania obrazu przed oczami słuchaczy. Z całą pewnością Galacjanie i Koryntianie mieli możliwość spotkać się z ukrzyżowanym Jezusem a nie wyłącznie z owocami Jego dzieła.

W głoszeniu o Zbawicielu na krzyżu działa Duch Święty. To On działał przez Apostoła Pawła i to On – zgodnie z proroctwem z Księgi Zachariasza 12, 10 – jako “duch łaski i błagania” sprawia, że zatwardziali patrzą na Boga objawionego na krzyżu – a patrząc, doświadczają głębokiego spotkania z Bogiem i nawracają się. “Lecz na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalemu wyleję ducha łaski i błagania. Wtedy spojrzą na mnie, na tego, którego przebodli i będą go opłakiwać, jak opłakuje się jedynaka”.

Jak to jednak bywa z wieloma doświadczeniami związanymi z nawróceniem, nie są one przeznaczone do jednorazowego przeżycia. “Jak więc przyjęliście Chrystusa Pana, tak w nim chodźcie” (List do Kolosan 2, 6). Pokuta, poznanie Bożej miłości i mocy są odpowiednio postawami i ciągiem spotkań, które rozciągać się powinny – i co ważniejsze, mogą! – na całe życie dzieci Bożych.

Od transakcji do teofanii

Czym jest jednak Ukrzyżowanie w naszej wierze? Niektórzy mówią o nim jak o skutecznej transakcji, dzięki której Chrystus wykupił dla nas nieskończoną ilość duchowych (czasem można usłyszeć, że także materialnych) łask. W tym rozumieniu, Syn Boży jawi się jako postać umiejętnie wykorzystująca prawidła Bożego porządku świata, “rozbijając bank” z błogosławieństwami dla wszystkich wierzących ludzi. Istotą tego myślenia jest patrzenie na Ukrzyżowanie wyłącznie w kategoriach tego, co my z niego mamy.  

Mam serdecznie dość takiego patrzenia na krzyż. O mdłości przyprawia mnie płycizna takiej skupionej na człowieku, antropocentrycznej teologii post-pasyjnej, odchodzącej od spotkania z Bogiem ku przyjmowaniu tylko Jego darów. Złości mnie wielkopiątkowe kazanie wygłoszone dwa lata temu w jednym z czołowych awangardowych zborów ewangelikalnych w Polsce, w którym kaznodzieja potraktował temat Ukrzyżowania przedstawiając obszerność „pakietu” (to cytat, nie parafraza), jaki posiadamy jako chrześcijanie dzięki ofierze Jezusa. Przeraża mnie myśl, że gdy tak wielu chrześcijan nie patrzy na krzyż, inni patrząc, chcą widzieć tam niebiański „full wypas”. Bynajmniej nie jest błędem dostrzegać w Krzyżu źródło łask – błędem jest myśleć o nim tylko w ten sposób.

Bo Ukrzyżowanie było czymś więcej niż transakcją; było wydarzeniem. Jak żadne inne, zostało szczegółowo opisane przez Ewangelistów. Gdyby Duch Święty chciał opatrzyć śmierć Jezusa jedynie przymiotnikiem “skuteczna”, ominąłby detale. My jednak stykamy się z historią, z wydarzeniem, z teofanią – objawieniem Boga. Tak, w bezsilnym i umęczonym Chrystusie, na widok którego Piłat zawołał “Oto człowiek!”, objawił się też Bóg Miłości. W przeciwieństwie do starotestamentowego płonącego krzewu, ostateczne objawienie przebitego z miłości Serca Jezusa dokonało się na spływającym krwią drzewie krzyża. I choć tamto dane było Mojżeszowi i przekazane tylko narodowi izraelskiemu, to przeznaczone jest dla każdego człowieka.

A teofania nie jest wydarzeniem, które można zbyć opisem jej skuteczności. Teofanii – świetlistemu punktowi na szczycie Golgoty wabiącemu zatwardziałe dusze – trzeba wyruszyć na spotkanie, stanąć w jej blasku, ogrzać ducha bijącemu z niej ciepłem. Poznać Tego, który się nam objawia w komunikacji Serce-Serce. To poznanie przekracza zdolności opisu, przemienia wnętrze. Oczyma ducha oświeconymi przez płomień Ducha oglądać Chrystusa Ukrzyżowanego za mnie – to szczyt poznania tego, jak pokochał mnie Jezus. A przecież poznanie Jego miłości przewyższa wszelkie poznanie (Efezjan 3, 19). Jeśli całą miłość Bożą można by oddać na monumentalnym obrazie zawierającym wszystkie jej dowody – od stworzenia począwszy i na życiu wiecznym skończywszy – to w centrum tego obrazu byłby Chrystus na krzyżu. Ten, który stanął pomiędzy nami a piekłem naszych grzechów. Ten, który zstąpił w przeznaczoną nam otchłań śmierci. I Ten, który rozbroił nienawiść diabła mocą własnej bezbronnej miłości.

Każdy kto ogląda ten obraz w modlitwie, kto szuka Ducha Świętego, który poprowadziłby do spotkania z Ukrzyżowanym, doświadcza przemiany swojego serca. Już wie po co żyje. Jego serce płonie ogniem miłości do Tego, który nas umiłował i oddał samego siebie za nas. Tam znajduje skruchę, wdzięczność, zachwyt i pragnienie zbawienia innych. Tam odkrywa razem z Apostołem Pawłem: “Bo miłość Chrystusowa ogarnia nas, którzy doszliśmy do tego przekonania, że jeden za wszystkich umarł; a zatem wszyscy umarli” (2 List do Koryntian 5, 14). Tam doświadcza śmierci samego siebie; nie aktu autodestrukcji, ale śmierci własnych cielesnych pragnień z miłości do Pana. Słowa “Krzyż Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego dla mnie świat jest ukrzyżowany, a ja dla świata” (List do Galacjan 6, 14), choć stają się realne już w momencie nawrócenia, osiągają dojrzałość właśnie tu.

Niech żyje Pasja wieków!

Chrystus nie jest jak my, chrześcijanie XXI wieku – nie zakrywa obrazu siebie ukrzyżowanego. Jego zmartwychwstanie nie przysłoniło śmierci, nie zdezaktualizowało historii Jego męki, nie stworzyło post-krzyżowej rzeczywistości. W niebie oglądanym przez św. Jana, śmierć Jezusa nie jest puszczonym w niepamięć epizodem z Jego ziemskiego życia; przed tronem Boga stoi zarówno “Lew z rodu Judy”, jak i “Baranek jakby zabity” (Apokalipsa 5, 5-6); to dwie tożsamości, które Chrystus postanowił przybrać na wieki. Jego uwielbione ciało nadal nosi ślady Męki, gdyż Pan nadal odbiera sobie chwałę ze swojej ofiarniczej śmierci, objawiając się zarówno jako Ukrzyżowany, jak i Zmartwychwstały. Jak pisze Tomasz a Kempis “O gdyby Jezus ukrzyżowany wszedł do serc naszych, jakbyśmy prędko posiedli wystarczającą mądrość!” (O naśladowaniu Chrystusa, I. xxv.6). Jego męka to prawdziwa Pasja wieków – oby jak najczęściej była przed naszymi oczyma!

Po co w takim razie ten artykuł? Pragnę, by choć jedna osoba zapragnęła dzięki niemu poznać lepiej Ukrzyżowanego Jezusa i we własnym sercu przeżyć wydarzenie ofiarowania się największej Miłości. Gdy prawda ta stanie się ciałem, modlitwą, duchowością, cel powyższego tekstu zostanie spełniony. “Prawdziwa doktryna jest sprawą nie języka, lecz życia; chrześcijańska prawda nie bywa uchwycona wyłącznie intelektem i pamięcią, jak to bywa z innymi dziedzinami wiedzy. Właściwie przyjęte jest nauczanie, które owłada całą duszą i znajduje mieszkanie w najgłębszych porywach serca.” Jan Kalwin, Instytucje Religii Chrześcijańskiej, III.vi.4 (tłumaczenie własne z jęz. ang.).

Błogosławionego Wielkiego Postu!

  • 35 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Filip Łapiński - finiszujący student psychologii i socjologii na Uniwersytecie Warszawskim. Członek zboru stołecznego Kościoła Zielonoświątkowego w Warszawie. Blisko 12-letnia podróż na drogach wiary w Chrystusa jest największą przygodą jego życia. Uwielbia czytać i próbuje pisać. Pracuje jako sekretarz redakcji naukowego czasopisma.