Przecież mam prawo! Chrystus w Liście do Filemona
List do Filemona jest jedną z najkrótszych ksiąg Nowego Testamentu. Jego autor, apostoł Paweł, przebywał w areszcie domowym w Rzymie, oczekując na rozprawę przed cesarzem (aby przypomnieć sobie, jak do tego doszło, możemy przeczytać kilka ostatnich rozdziałów Dziejów Apostolskich). Uziemiony w stolicy, pisał listy do wspólnot chrześcijańskich, które sam założył lub z którymi był w jakiś sposób związany. Jedna z tych wspólnot funkcjonowała w mieście Kolosy, znajdującym się w Azji Mniejszej, na terenie dzisiejszej Turcji. Właśnie z Kolosami wiąże się historia Listu do Filemona, dostarczonego tam razem z Listem do Kolosan. Filemon był majętnym członkiem tamtejszego zboru, posiadającym na tyle duży dom, że odbywały się w nim zgromadzenia chrześcijańskie. Paweł chwali go jako wzór chrześcijanina: na podziw zasługiwały jego wiara i miłość oraz to, jak pomagał innym wierzącym.
Pozostałe szczegóły sytuacji, w odpowiedzi na którą apostoł pisał swój list, są nieco trudniejsze do zrekonstruowania. Prawdopodobnie z domu Filemona uciekł należący do niego niewolnik o imieniu Onezymos, być może okradając przy tym swojego pana. W bliżej nieznanych nam okolicznościach przybył do Rzymu, który, jako największe miasto cesarstwa, mógł stanowić dogodną kryjówkę dla zbiegłego niewolnika. W stolicy trafia jednak na nikogo innego, jak przebywający tam apostoł Paweł, dzięki któremu nawraca się do Chrystusa. Zaczyna usługiwać Pawłowi, który bardzo się do niego przywiązuje. Apostoł mógłby zatrzymać Onezymosa przy sobie, by ten służył mu niejako w zastępstwie swojego pana, jednak w ten sposób dobry uczynek Filemona byłby jakby wymuszony. Dlatego Paweł wysyła zbiegłego niewolnika z powrotem do Kolosów, prosząc – choć mógłby to wprost nakazać – by został tam przyjęty przyjaźnie, pomimo tego, czym zawinił. Jednocześnie apostoł zobowiązuje się do pokrycia ewentualnych strat finansowych. W końcu, wyraża nadzieję, że wkrótce sam przybędzie do Kolosów, dlatego prosi Filemona o przygotowanie mu gościny.
Choć to krótki list, pojawia się w nim wiele wątków, którym warto byłoby poświęcić uwagę. Tym razem chciałbym jednak szczególnie skupić się na kwestii rezygnacji ze swoich praw. Paweł dobrowolnie rezygnuje z prawa do tego, by rozkazać Filemonowi podjęcie odpowiedniej decyzji; jednocześnie oczekuje od niego, że ten zrezygnuje ze swojego prawa do ukarania zbiegłego niewolnika.
Możemy dostrzec w tekście cały szereg przyczyn, dla których Paweł mógłby uznać, że czymś zupełnie naturalnym będzie wydanie Filemonowi polecenia, by ten przyjaźnie przyjął Onezymosa. Apostoł powołuje się na szacunek, którym Filemon darzy go jako starszego mężczyznę i więźnia Chrystusa Jezusa (w. 9). Gdybyśmy dostali list od znajomego pastora lub misjonarza, który, służąc w kraju, gdzie chrześcijanie są prześladowani, trafił do więzienia i oczekuje na proces, na którym może usłyszeć wyrok śmierci, prawdopodobnie nie ociągalibyśmy się ze spełnieniem prośby, którą by do nas w tym liście skierował, niezależnie od tego, czego by dotyczyła. Następnie Paweł mówi o głębi swoich uczuć do Onezymosa (w. 10-12,16). Stwierdza – co już zauważyliśmy – że zbiegły niewolnik mógłby służyć mu niejako w zastępstwie Filemona (w. 13). Wskazuje też na przemianę, która dokonała się w życiu Onezymosa, mającą znaczenie w kontekście zarówno jego obecnej sytuacji, jak i wieczności (w. 11,15-16). W końcu, Paweł powołuje się na przyjaźń łączącą go z Filemonem (w. 17), zwraca uwagę, że ten jest mu winien samego siebie (w rzeczy samej, zawdzięczał mu własne życie, i to nie doczesne, lecz wieczne – w. 19), prosi, by Filemon przyniósł mu radość i zbudowanie (w. 20), oraz wyraża przekonanie o jego gorliwości (w. 21).
A jednak Paweł zniża się do tego, by prosić o łaskę dla Onezymosa! Choć mógłby powołać się na swój apostolski autorytet, nie robi tego (w. 8-10,15); nawet nie przedstawia się w tym liście jako apostoł, choć czyni to w Liście do Kolosan (1:1). A wszystko po to, by okazać Filemonowi miłość oraz by dać mu szansę okazania dobroci i miłości (w. 9,14). Paweł miał prawo wydać Filemonowi polecenie; był apostołem, co oznacza, że należał do grona tych, którym sam Jezus powierzył władzę nad całym Kościołem. Jednak rezygnuje ze swojego prawa do wydania nakazu – w imię większego dobra.
Spójrzmy teraz na samego Filemona. W kontekście prawa rzymskiego miał on wszelkie prawo do tego, by ukarać Onezymosa. Ale zamiast tego apostoł wzywa Filemona, by zrezygnował ze swojego prawa i raczej przyjął Onezymosa już nie jako sługę, lecz jako brata, zarówno w ciele, jak i w Panu (w. 15-16). Co więcej, niektórzy bibliści sądzą, że Paweł delikatnie sugeruje Filemonowi nie tylko odstąpienie od ukarania Onezymosa, lecz wręcz jego wyzwolenie, uczynienie go wolnym człowiekiem (w. 16-17,21). Filemon miał prawo ukarać zbiegłego niewolnika, ale Paweł prosi go, by zrezygnował z tego prawa, a nawet sam wyszedł z inicjatywą uczynienia dobra, do którego nie był w żaden sposób zobowiązany.
Nikt z nas prawdopodobnie nigdy nie stanie przed dylematem takim jak Filemon; prawdopodobnie nie będziesz musiał się zastanawiać, czy powinieneś okazać łaskę zbiegłemu niewolnikowi, mimo że masz pełne prawo do tego, by go ukarać. Ale wszystkie te sprawy – żądania, prawa, sprawiedliwość i łaska, i dylematy dotyczące tego, kiedy powinniśmy rezygnować z naszych praw – są obecne w życiu każdego z nas. Często domagamy się tego, by nasze prawa były respektowane; skłonność do bronienia własnych interesów ponad wszystko tkwi bardzo głęboko w upadłej ludzkiej naturze i niestety nie zostaje automatycznie wyrwana z naszych serc, gdy przyjmujemy Chrystusa przez wiarę. Zakładamy, że mamy prawo; rościmy sobie prawo do tak wielu rzeczy! Tak wiele rzeczy uznajemy za oczywiste – uważamy, że nam się należą, i nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że tak uważamy. Nasze nastawienie wychodzi na jaw, gdy ktoś oczekuje, że zrezygnujemy z naszych oczekiwań, albo kiedy coś sprawia, że te oczekiwania nie zostają spełnione. Wtedy naszą reakcją jest żal i gniew.
Bo przecież mam prawo do odpoczynku po całym dniu pracy. I niech ktoś tylko spróbuje mi w tym odpoczynku przeszkodzić, zawracać mi głowę swoimi problemami! Mam prawo do tego, żeby samemu decydować o swoim czasie. Nie będą mi inni życia układać. Mam prawo do własnych, niezależnych decyzji, i nie znoszę, kiedy ktoś wywiera na mnie presję. Mam prawo do rozporządzania swoją własnością, zwłaszcza pieniędzmi, które są owocem mojej pracy; mogę je wydać, na co chcę, i nikt nie ma prawa mi dyktować, co mam z nimi zrobić. Zostałem przez kogoś urażony? Żądam przeprosin, a kiedy je usłyszę, wtedy być może okażę łaskę winnemu. Jeśli mam rację w dyskusji, nie ustąpię, dopóki oponent mi tej racji nie przyzna; a jeśli uznam, że w jakimś sporze wina jest po jego stronie, nie będę próbował go usprawiedliwiać. Zrobił coś nie tak? Trudno! Jak kto sobie pościeli, tak się wyśpi! W końcu: mam prawo do szczęścia, do swoich planów na życie, a nikt inny, nawet Bóg, nie ma prawa mi tych planów krzyżować.
Jeśli myślisz, że nie masz z tym problemu, przyjrzyj się swoim reakcjom, kiedy ktoś po raz kolejny cię o coś prosi, po raz kolejny nie oddaje tego, co pożyczył, po raz kolejny zawraca ci głowę sprawami, które cię nie interesują; kiedy ktoś zabiera twój czas, kiedy wyrządza ci krzywdę, ale zachowuje się tak, jakby nic się nie stało, kiedy traktuje cię lekceważąco, kiedy po długim oczekiwaniu na coś, czego bardzo chcesz, okazuje się, że jednak tego nie dostaniesz. Gniewasz się. Odczuwasz żal. I dzieje się tak dlatego, że uważasz, że masz do tych rzeczy prawo.
Być może rzeczywiście masz prawo do niektórych z nich. Być może pośród tych wszystkich żądań znajdują się rzeczy, które na w kontekście relacji międzyludzkich po prostu ci się należą. Może rzeczywiście ta druga osoba powinna uszanować twoją pracę, przeprosić, uznać twoją rację. Jednak Ewangelia – mówiąca o tym, co uczynił dla nas Jezus, gdy przyszedł na świat – nie oznacza, że zaczęło się teraz wielkie wyrównywanie długów, że On w końcu odda każdemu to, co mu się należy. Ewangelia oznacza, że Jezus Chrystus, ponosząc śmierć za nasze grzechy i płacąc ten największy dług, który każdy z nas był winny samemu Bogu, powołał nas do tego, byśmy rezygnowali ze swoich praw. Byśmy – używając Jego słów – każdego dnia dobrowolnie brali na siebie swój krzyż i naśladowali Go.
Dlaczego jednak powinniśmy to robić? Dlaczego apostoł Paweł, który zjeździł pół cesarstwa rzymskiego, nawrócił niezliczoną liczbę ludzi, pozakładał Kościoły, czynił wielkie cuda, i teraz cierpi w więzieniu za Królestwo Boże, nie miałby po prostu skorzystać ze swojego autorytetu i rozkazać Filemonowi to, czego od niego oczekiwał? Dlaczego miałby raczej uniżyć się i prosić o łaskę dla Onezymosa? Dlaczego Filemon, bogaty chrześcijanin, dobroczyńca Kościoła, szanowany przez braci i siostry w zborze, miałby puścić płazem kradzież i ucieczkę swojego niewolnika – tego, którego wszyscy wokół uważali za jego własność, za mówiącą rzecz? W końcu, dlaczego ja miałbym każdego dnia dobrowolnie wyrzekać się swoich praw, swojego prawa do spokoju, wygody, wymierzania sprawiedliwości i tego, by zawsze mieć ostatnie słowo?
Chciałbym na podstawie Listu do Filemona wskazać cztery powody, dla których powinieneś być gotowy, by rezygnować z tego, co ci się należy – niezależnie od tego, czy należy ci się rzeczywiście, czy tylko ci się tak wydaje – i uznawać się za sługę ludzi, którzy są wokół ciebie, zawsze gotowego, by wybaczyć – po raz kolejny, by po raz kolejny pomóc, wysłuchać, zapomnieć o swojej godności i ofiarować się dla innych.
Po pierwsze, aby okazywać miłość (w. 9). Apostoł Paweł napisał w 1 Liście do Koryntian: Miłość czeka cierpliwie, miłość postępuje uprzejmie, nie zazdrości, miłość się nie wynosi, nie jest nadęta, postępuje taktownie, nie szuka własnej korzyści, nie jest porywcza, nie prowadzi rachunku krzywd, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz dzieli radość z prawdy; wszystko zakrywa, wszystkiemu wierzy, ze wszystkim wiąże nadzieję, wszystko potrafi przetrwać (1 Kor 13:4-71). To miłość jest najważniejszym owocem wiary; to po niej ludzie powinni rozpoznawać, że jesteśmy chrześcijanami; to przez nią wyrażamy naturę Boga, który jest miłością.
Po drugie, ponieważ Ewangelia zmienia charakter relacji, które łączą nas z innymi ludźmi (w. 11,15-16). Dobra Nowina o Chrystusie przekształca nie tylko życie każdego z nas z osobna, ale także relacje, które mamy ze sobą nawzajem. To, co wydarzyło się wcześniej w naszym doczesnym życiu, teraz nie ma już takiego znaczenia, ponieważ to, co nas od tej pory definiuje i łączy, jest wieczne. Nie ma już znaczenia, czy ktoś jest Żydem, czy Grekiem, niewolnikiem czy wolnym, mężczyzną czy kobietą – wszyscy jesteście jednością w Jezusie Chrystusie (Ga 3:28). Oznacza to nie tyle, że znikają istniejące między nami różnice, lecz raczej że to, co nas łączy, jest tysiąc razy większe, ważniejsze i trwalsze od tego, co nas dzieli. Oznacza to, że jestem w stanie wyjść poza bariery, które normalnie byłyby dla mnie nie do przejścia, poza uprzedzenia i dawne urazy, i okazywać innym miłość, którą sam otrzymałem od Boga.
Po trzecie, ponieważ Bóg darował mi wszystko. Skoro Filemon zawdzięczał swoje życie Pawłowi, o ileż bardziej ja jestem winien samego siebie Bogu! Jako człowiek, któremu całkiem za darmo darowano wszystkie grzechy, niezależnie od ich ciężaru i liczby, nie powinienem teraz domagać się od innych, by spłacali mi swoje długi. Warto w tym kontekście przypomnieć sobie Jezusową przypowieść o dwóch dłużnikach (Mt 18:21-35). Ponieważ Bóg zrezygnował ze swojego prawa, by wymierzyć mi karę za moje grzechy, i zamiast tego wymierzył ją Jezusowi, który sam się na to zgodził, ja również mogę rezygnować ze swoich praw i okazywać innym łaskę.
Po czwarte w końcu, powinniśmy stawać się sługami innych, aby naśladować Jezusa – aby iść zarówno za Jego nauką, jak i przykładem. Wszyscy znamy słynne słowa z Kazania na Górze: Wiecie, że powiedziano: Oko za oko i ząb za ząb. Ja wam natomiast mówię: Nie odwzajemniajcie zła. Temu, kto ci wymierzy prawy policzek, nadstaw również lewy. Temu, kto cię pozywa do sądu i chce zabrać tunikę, zostaw także płaszcz. Kto by cię przymuszał, byś niósł jego ciężar jedną milę, nieś dwie mile. Temu, kto cię prosi, daj, i nie odwracaj się od tego, kto chce od ciebie coś pożyczyć (Mt 5:38-42). Jednak Jezus nie tylko wydał nam takie polecenia – sam dał nam przykład postępowania w taki sposób. Jak pisze Paweł w Liście do Filipian, On, choć istniał w tej postaci, co Bóg, nie dbał wyłącznie o to, aby być Mu równym. Przeciwnie, wyrzekł się siebie, przyjął rolę sługi i był jak inni ludzie. A gdy już stał się człowiekiem, uniżył się tak dalece, że był posłuszny nawet w obliczu śmierci, i to śmierci na krzyżu (Flp 2:6-8). Sam Chrystus mógłby przecież powiedzieć: Mam prawo do tego, by trzymać się z dala od tej masy śmierdzących grzeszników i nie doświadczać cierpienia, które jest konsekwencją ich głupoty! Ale zamiast tego On zrezygnował ze swojego prawa i dobrowolnie przyjął na siebie cierpienie, by okazać nam swoją łaskę.
Lubimy umieszczać się w biblijnych historiach. Miło jest na przykład postrzegać się jako młodego Dawida, który bohatersko pokonuje życiowe przeciwności obrazowane przez olbrzymiego Goliata. Gdybyśmy jednak mieli według takiego klucza odczytać List do Filemona, w tej historii ostatecznie każdy z nas jest Onezymosem. Każdy z nas przez życie w grzechu uciekł od Boga, który, jako nasz prawowity właściciel, ma wszelkie prawo, by nas ukarać. Jeśli jednak spotkamy na swojej drodze Chrystusa – tak jak Onezymos trafił na Pawła – On wstawi się za nami i będziemy mogli powrócić do Boga, poznając Go już nie jako straszliwego Sędziego, lecz kochającego Ojca.
Czy Filemon wysłuchał prośby Pawła? Prawdopodobnie tak. Gdyby okazał się nieugięty, można się spodziewać, że próbowałby zataić treść listu, a nie zachowywać go dla przyszłych pokoleń. Możemy mieć jednak całkowitą pewność, że Bóg wysłucha prośby swojego Syna i przyjmie nas – tak, jak by przyjął samego Jezusa, podobnie jak Filemon miał przyjąć Onezymosa tak, jak by przyjął samego Pawła; i to już nie tylko jako sługi, lecz jako swoich przyjaciół, zgodnie z tym, co przekazał nam Jezus: Nie nazywam was już sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan; lecz nazwałem was przyjaciółmi, gdyż oznajmiłem wam wszystko, co słyszałem od mojego Ojca (J 15:15).