Mistrzostwa świata w piłce nożnej wkraczają właśnie w ostateczną fazę finałową. Czekałem niecierpliwe na Mundial od ostatnich kilku miesięcy i, jeśli to możliwe, staram się obejrzeć każdy mecz lub chociaż przejrzeć najważniejsze akcje zakończonego pojedynku. Od szesnastu lat opuściłem jedynie ok. 5-10 meczów naszej reprezentacji futbolowej. Od dwunastu lat jestem również zapalonym kibicem Lecha Poznań. Jeśli kibicujesz innej drużynie, to mam nadzieję, że nie zrazi cię to do dalszej lektury ;). Co tu dużo mówić, kocham ten sport. Jednak choć utożsamiam się z Polską i jestem kibicem reprezentacji oraz mnóstwo godzin spędziłem śledząc mecze Lecha, to moją pierwszą i najważniejszą tożsamością jest bycie dzieckiem Bożym i uczniem Jezusa Chrystusa. W czasie Mundialu przyszła mi do głowy pewna refleksja – otóż śmiem twierdzić, że sport i chrześcijaństwo mają ze sobą wiele wspólnego. Zauważył to już apostoł Paweł, pisząc w 1 Kor 9:24: Czy nie wiecie, że zawodnicy na stadionie wszyscy biegną, a tylko jeden zdobywa nagrodę? Tak biegnijcie, abyście nagrodę zdobyli1. Podobnie w 2 Tm 2:5: Kto staje do zawodów, nie zdobywa wieńca, jeżeli nie walczy prawidłowo2. Chcę jednak zwrócić naszą uwagę na coś jeszcze innego. Wierzę, że kibicowanie sportowcom obnaża głęboko skrywaną tęsknotę naszej duszy. Tęsknotę za chwałą…

Z socjologicznego punktu widzenia mecz piłkarski ma sporo punktów stycznych z nabożeństwem. Dla wielu kibiców, którzy nie są zaangażowani w życie Kościoła, sport może stać się substytutem religii. Kibice gromadzą się na stadionie w poczuciu braterstwa, zjednoczeni w jednym celu. Oglądanie meczu w domu daje wiele radości, ale każdy, kto był choć raz na stadionie, na którym prowadzono doping, i doświadczył tam pośród tysięcy innych ludzi smaku zwycięstwa, wie, że poziom emocji jest tam bez porównania wyższy od tego, który towarzyszy kibicowaniu przed telewizorem. Zdarza się w ciągu tych 90 minut gry, że zupełnie obcy sobie ludzie wpadają sobie w objęcia po zwycięstwie. Mecz ma również określoną liturgię (porządek). Zaczyna się od odśpiewania hymnu na stojąco, chwilę później między kapitanami drużyn następuje wymiana proporczyków, następnie sędzia rzuca monetą, aby zdecydować kto pierwszy kopnie piłkę. Wraz z gwizdkiem rozpoczyna się widowisko. W przerwie stadion staje się klubem dyskusyjnym o wartości drużyny i minionych czterdziestu pięciu minutach oraz kawiarenką – w stadionowym barze. Jednak gdy rozlegnie się gwizdek rozpoczynający drugą połowę, wszystko to schodzi na dalszy plan, wszyscy zasiadają na trybunach, a po meczu piłkarze podchodzą pod trybuny podziękować kibicom. Cotygodniowa liturgia w pełnej krasie. Szukając dalszych powiązań pomiędzy nabożeństwem a meczem, można wskazać kibiców wspólnie śpiewających pieśni, a im więcej wkładają w to serca, tym więcej daje im to radości i poczucia braterstwa. Na stadionach, na których prowadzony jest zorganizowany doping, przez tzw. „gniazdowego” i jego bębniarzy, naśladuje się to, co gniazdowy zaintonuje, a jego pomocnicy zagrają, tak jak w zborach poddaje się osobom prowadzącym śpiew uwielbienia. W obu spotkaniach – meczach i nabożeństwie – występują również specyficzne symbole rozpoznawcze: herb i barwy, które dla najbardziej zagorzałych kibiców są wręcz święte. Są również przeciwnicy, którzy występują przeciwko nam i chcą pozbawić nas radości zwycięstwa. A wszyscy skupieni są na jednej tylko rzeczy – zwycięstwie tych, dla których przyszli na to spotkanie. Zapewne można by jeszcze znaleźć kilka analogii, ale w tym miejscu chcę się zatrzymać i wprowadzić nas do zasadniczej części niniejszego felietonu. Na co tak na prawdę wskazuje pragnienie zwycięstwa ukochanej drużyny?

Myślę, że nie chodzi wcale o samo zwycięstwo, ale o to, co jest jego konsekwencją. Chodzi o uczestniczenie w chwale zwycięzców. To dlatego wyskakujemy z foteli przed telewizorem, gdy pada gol zdobyty przez piłkarza, to dlatego okrzyk radości wznosi się na całym stadionie i rozlewa na pobliską okolicę – bo możemy wtedy uczestniczyć w chwale piłkarza, który tego gola zdobył. Cieszymy się wraz z nim, tak jakbyśmy to my sami strzelili gola. To dlatego dyskutujemy rozemocjonowani jeszcze długo po zwycięskim meczu – bo chcemy na nowo przypomnieć sobie wspaniałe momenty, kiedy to nasza drużyna sięgnęła po chwałę. Potrafimy wspominać to latami – czego doświadczamy regularnie, gdy gra nasza reprezentacja. W zasadzie przy każdym meczu wspominane są największe piłkarskie sukcesy naszego kraju z lat 70-tych i 80-tych. Ci, którzy te mecze oglądali, rozpamiętują je z rozrzewnieniem, znając ich szczegóły tak dobrze, jakby były one rozegrane wczoraj. Pamiętają emocje i radość, jaka im wtedy towarzyszyła, tak jak nigdy później i nigdy wcześniej. 

Udział w chwale, za którym tak tęsknimy, i zachwyt nad wspaniałym zwycięstwem po ciężkiej walce, wskazują nam na coś bardzo głęboko skrywanego w naszej duszy. Gonimy za tym stale i nie potrafimy nasycić się tą chwałą, gdy raz ją przeżyjemy. Odzwierciedla to doskonale słynna piosenka Maryli Radowicz, w której padają słowa: Futbol, futbol, futbol, przeżyjmy to jeszcze raz. Za każdym razem, gdy zaczyna się nowy sezon piłkarski, wraz z każdym turniejem rangi międzynarodowej pragniemy ponownie przeżyć tę chwałę. Skoro jest to obiektem tęsknoty naszej duszy, tęsknoty, której nie da się zaspokoić, a zwycięstwo daje tylko chwilową satysfakcję trwającą do następnego meczu, to wierzę, że wskazuje to na coś większego. Na coś, czego piłką nożną nie da się zastąpić, na coś, co jest nieporównywalnie większe i trwalsze niż jakakolwiek drużyna piłkarska. 

Bardzo dobrze oddają to słowa C. S. Lewisa: Skoro więc odnajduję w sobie pragnienie, którego nie może zaspokoić żadne doświadczenie na tym świecie, najprawdopodobniej oznacza to, że zostałem stworzony dla innego świata3.

Wierzę, że pragnienie przeżywania chwały jest zakorzenione w tym, iż jesteśmy uczynieni na Boży obraz i podobieństwo. Zostaliśmy stworzeni do uczestniczenia w chwale. Doświadczali tego Adam i Ewa, gdy przechadzali się z Bogiem po chwalebnym ogrodzie Eden. Mogli się zachwycać i korzystać z wszystkiego, co On dla nich stworzył, a wszystko to było bardzo dobre. Echa tego doświadczenia wciąż wybrzmiewają w naszej duszy. Obiecana przez Boga prawdziwie wierzącym w Chrystusa wieczność w nowym niebie i nowej ziemi jest uczestniczeniem w chwale. Ci, którzy się tam znajdą, nazwani są zwycięzcami (Ap 21:7). Doświadczać będą splendoru, którego mizerną namiastką na ziemi mogą być złoty puchar i medal. Czytamy również w przedostatnim rozdziale Biblii, że w świetle miasta będą chodzić narody, a królowie ziemi wniosą do niego swoją chwałę (…). Wniosą do niego chwałę i dostojeństwo narodów (Ap 21:24-26). Jednak najważniejsze jest to, że nie będzie tam potrzeba światła słonecznego, bowiem miejsce to oświetla chwała Boga, a jego lampą – Baranek (Ap 21:23). To właśnie za tym tęsknią nasze dusze. Za przeżywaniem chwały, jakiej pierwsi ludzie doświadczali w Edenie, a którą zatracili przez swój upadek, kiedy to wybrali posłuszeństwo Wężowi zamiast Bogu. Odcięli się od Jego chwały. Jednak głód w nas pozostał. Głód pełni radości, spełnienia, zachwytu i chwały. Wspaniale uchwycił to również Paul David Tripp, pisząc: Zachwyt każdego człowieka – pragnienie bycia zdumionym, zaskoczonym, poruszonym i usatysfakcjonowanym – jest w rzeczywistości powszechnym pragnieniem zobaczenia Boga twarzą w twarz. (…) Twoja zdolność do zachwytu jest tęsknotą za innym światem. To pragnienie tego, czego nigdy nie da ci ten upadły świat.4 To właśnie pragnienie ziści się w życiu wszystkich zbawionych. Nasze głodne dusze zostaną w pełni zaspokojone i nigdy już nie będą musiały za tym tęsknić, bowiem będą nasycone na wieki. Oto nasze wyczekiwanie i pewna nadzieja. Niesamowite jest to, że już teraz On nam to gwarantuje. Czyni to przez słowa apostoła Pawła w Rz 8:16-18: Ten właśnie Duch świadczy wraz z naszym duchem, że jesteśmy dziećmi Boga. A jeśli dziećmi, to i dziedzicami – dziedzicami Boga, a także współdziedzicami Chrystusa, jeśli tylko razem z Nim cierpimy, po to, by razem z Nim mieć również udział w chwale. Uważam przy tym, że teraźniejsze cierpienia nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić. 

Jeśli jesteś dzieckiem Bożym, to masz zagwarantowany udział w chwale Chrystusa, jesteś dziedzicem tej chwały! W wieczności będziemy doświadczać udziału w chwale Chrystusa, w Jego zwycięstwie, w Jego rządach, w Jego panowaniu, w Jego dokonaniach, w tym wszystkim, co On wypracował swoim świętym życiem, odkupieńczą śmiercią i zmartwychwstaniem. Jest to cudowna obietnica – mieć udział w nagrodzie Chrystusa, któremu poddane jest wszystko, co na niebie i na ziemi! Naprawdę chcę tego doświadczyć!

Dlatego biegnijmy wytrwale w biegu wiary (1 Kor 9:24; Hbr 12:1) i walczmy prawidłowo (2 Tm 2:5), nie po to, by zyskać tę chwałę, ale właśnie dlatego, że ona jest już nasza. Jest już nam zagwarantowana. Jesteśmy jej dziedzicami, nie z powodu naszych wysiłków, ale z powodu posłuszeństwa i świętości Chrystusa oraz Jego łaski. To On postanowił nas włączyć do swojej chwały. Ten bieg i ta walka nie jest łatwa, wszak to bieg i walka, te obrazy nie są przypadkowe, zakładają trud, ból i znój. Dlatego tym chętniej, raz jeszcze, przytoczę słowa z Rz 8:18: Uważam przy tym, że teraźniejsze cierpienia nic nie znaczą w porównaniu z chwałą, która ma się nam objawić. 

Jezus już zwyciężył. Już siedzi po prawicy Ojca. Już przygotowuje dla nas miejsce na wieczność. Nie jest to miejsce na krzesełku stadionowym lub fotelu przed telewizorem nastawionym na kanał sportowy, ale jest to miejsce na najwyższym stopniu podium. Tam chcemy stać za każdym razem, gdy oglądamy zawody sportowe, i zaśpiewać hymn z ręką na sercu. I tam też staniemy, na jedynym podium, które ma prawdziwie wieczne znaczenie, kiedy to nawet najjaśniejsze blaski stadionowych jupiterów będą się wydawały dogasającym knotem świecy, a jaśnieć będzie tylko chwała Boża. Staniemy na tym podium, bo On je wywalczył i zaprasza nas przez przesłanie Ewangelii, abyśmy stanęli obok Niego. I zaśpiewamy wtedy hymn: Godny jesteś wziąć zwój i zdjąć jego pieczęcie, gdyż byłeś zabity, a swoją krwią nabyłeś dla Boga ludzi z każdego plemienia, języka, ludu i narodu. Uczyniłeś ich dla Boga królestwem i kapłanami – będą oni królować na ziemi (…) Godny jest zabity Baranek wziąć moc i bogactwo, mądrość i siłę, cześć, chwałę i uznanie (…) Temu, który siedzi na tronie, oraz Barankowi uznanie i cześć, chwała i moc – na wieki! (Ap 5:9-13). Czekam na to z wytęsknieniem!


  1. Za: Biblia, to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Warszawa 1975.
  2. Ten i kolejne fragmenty Pisma Świętego za: Biblia, to jest Pismo Święte Starego i Nowego Przymierza. Przekład z języka hebrajskiego, aramejskiego i greckiego, Poznań 2016.
  3. C. S. Lewis, Chrześcijaństwo po prostu, Poznań 2002, s. 137.
  4. Paul David Tripp, Zachwyt. Jak święty zachwyt zmienia wszystko, co mówimy, robimy i o czym myślimy, Ustroń 2021, s. 214-215.
  • 26 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Szczęśliwy mąż Dominiki oraz tata Basi, Hani i Tadeusza. Pastor misyjny zaangażowany w zakładanie zboru Kościoła Baptystów "Logos" w Bydgoszczy. Asystent w Katedrze Teologii Systematycznej w Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicznym. Absolwent WBST i Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej. Od dekady zaangażowany w służbę Duszpasterstwa Młodzieży przy KChB. Lubi dobrą książkę, piłkę nożną i bushcraft.