Święta rodzinne czy Święta Bożego Narodzenia?
Nadszedł właśnie czas, który jest wyjątkowy dla wielu osób. Wyjątkowy z powodu swej atmosfery. Niestety ta wyjątkowość niekoniecznie jest związana ze wspominaniem wydarzenia od którego te święta wzięły swoją nazwę.
Nieważne czy są to osoby wierzące, tzw. praktykujące czy niepraktykujące, przeważająca większość lubi świąteczną atmosferę. Nawet ci o sympatiach i zapatrywaniach przechylających się w stronę ateizmu dają się porwać „magii świąt”. Mówi się, że jest to czas, kiedy ludzie stają się dla siebie milsi i bardziej życzliwi, czas rodzinny wypełniony ciepłem, miłością i serdecznością. Powoli, bardziej lub mniej zauważalnie, święta zmieniają swój charakter. Nie mam jednak na myśli komercji związanej ze świętami ani obrazków choinek i Mikołajów, które zastąpiły stajenkę na świątecznych kartkach. Powoli w centrum tych świąt staje rodzina, a nie przyjście na świat Syna Bożego.
Wolne, świąteczne dni skupiają przy jednym stole często na co dzień zabieganą i oddaloną od siebie rodzinę, wymuszają zwolnienie tempa życia i wspólne spędzenie czasu. Coraz bardziej celebruje się te wspólne chwile, nadając im priorytetowe znaczenie. W dzisiejszych czasach, kiedy mówi się o upadku rodzin, kryzysie ojcostwa, zaniedbanych relacjach, chowaniu, a nie wychowywaniu dzieci, wydaje się, że niezwykle ważne stają się momenty, które scalają rodzinę. Problem polega jednak na tym, że choroby nigdy nie wyleczy się leczeniem objawów.
Kryzys rodziny nie powstał samoistnie. Jest on skutkiem odwrócenia się ludzi od Boga i chrześcijańskich wartości. To właśnie Ten, który ponad dwa tysiące lat temu przyszedł na ziemię, ukazał ludziom doskonałą relację Ojca i Syna, objawił charakter Boga od którego wszelkie ojcostwo bierze swój początek. To właśnie Chrystus mówiąc o swej relacji z kościołem odsłonił głębię oraz istotę małżeństwa opartego na miłości, która jest cierpliwa, dobrotliwa, nie zazdrości, nie nadyma się, nie unosi się, wszystko znosi i nie ustaje… To właśnie apostoł Paweł apelował do chrześcijan, aby wychowywali dzieci ale ich nie rozgoryczali, aby mężowie kochali swoje żony i nie byli dla nich przykrymi. Przesłanie chrześcijańskie mówiło o tym, że przed Bogiem kobiety i mężczyźni są równi, jednocześnie określając porządek potrzebny do zdrowego funkcjonowania. To przemienione przez Ewangelię serce jest współczujące, kochające i pełne empatii, dbające o innych bardziej niż o siebie.
Dziś współczesny człowiek próbuje dokonać rzeczy karkołomnej, chce ocalić pewne wartości, a zdeprecjonować przyczynę, które ja ukonstytuowała. Nie jest to jednak możliwe. Bez wyraźnego punktu odniesienia krawędzie się rozmazują, a cały obraz traci swój kształt, stając się tylko groteskowym cieniem tego, czym był kiedyś. Człowiek od zarania dziejów po dzień dzisiejszy ciągle próbując czegoś nowego w rzeczywistości popełnia ten sam błąd, w centrum stawia wszystko inne, tylko nie Boga – Pierwszą Przyczynę wszystkiego, Stwórcę i Władcę wszechświata. Skutki są widoczne dla wszystkich, świat staje na głowie. Dzieci, małe bożyszcze swoich rodziców są niewychowane, rozpieszczone, roszczeniowe, rozwydrzone i… pozbawione poczucia bezpieczeństwa – bardzo nieszczęśliwe. Człowiek stawiając swoje egoistyczne pragnienia w centrum własnej egzystencji niszczy ziemię, daną mu na mieszkanie, niszczy bliźnich, niszczy własne życie. Żądza zysków i zachłanność są przyczynami niemądrej eksploatacji zasobów naturalnych, zanieczyszczeń, szkodliwych substancji w żywności, wyzysku ekonomicznego. Żądza władzy leży u podłoża zazdrości, nienawiści, oszustw, podłości oraz wojen. Prawie w każdą sferę życia wkrada się bylejakość, chaos oraz brzydota. Ubieramy się dziś w słabej jakości, plastikowe ubrania, kupujemy tekturowe meble, żyjemy w miastach pozbawionych piękna i harmonii, otaczamy się brzydotą. To wszystko urzeczywistniło się wtedy, kiedy człowiek zapragnął służyć sobie i swoim pragnieniom, a nie Bogu, kiedy zapomniał o Bogu jako o Stwórcy ludzkości, moralnemu Prawodawcy i Władcy świata przed którym jest odpowiedzialny za wszystkie swoje czyny.
Możemy więc przyłączać się do ruchu na rzecz ochrony środowiska, stać się „eko” oraz promować ekologiczną żywność. Możemy bojkotować produkty przywożone z Chin, wyprodukowane z potu i krwi wyzyskiwanych za miskę ryżu Chińczyków oraz walczyć ze światową niesprawiedliwością maszerując w pochodach i udostępniając posty na portalach społecznościowych. Musimy jednak pamiętać, że zawsze będzie to tylko walka z objawami, a nie z przyczyną choroby. Jeśli o tym zapomnimy spotka nas tylko zawód i frustracja.
Nie ocalimy wartości rodziny, jeśli nie będziemy pamiętać o Tym, który ją ustanowił. Właśnie dlatego nadchodzące święta nie są tylko świętami rodzinnymi. Mają przypominać o przyjściu na świat Chrystusa, przez którego i dla którego wszystko zostało stworzone. To On właściwie definiuje otaczającą nas rzeczywistość, w Nim odnajdujemy porządek wszechrzeczy, On nadaje kształty pojęciom i jest źródłem naszych wartości. W Nim ukryte są skarby mądrości i poznania. Właśnie Jego obraz ma się odbijać w naszej codzienności, w życiu rodzinnym, w pracy, w relacjach z innymi ludźmi. A w sprawach globalnych, na które nie mamy wpływu zostawia nam nadzieję: „niebo i ziemia przeminą” i „nastanie nowa ziemia, i smutku już nie będzie…”. Ta nadzieja przezwycięża frustrację i rozczarowanie doczesnością.
Drogi Chrześcijaninie, kiedy więc w nadchodzących dniach, będziesz spędzał czas w gronie swoich bliskich, pomyśl o Chrystusie i o znaczeniu jakie Jego przyjście ma dla Ciebie, Twojej rodziny i Waszego życia.