Nie mów znajomym, że tylko papież “oficjalnie nie przeprosił”
W zakończonym niedawno roku akademickim miałam okazję skonfrontować się z tragediami, konfliktami zbrojnymi i kulturowymi ostatnich lat, o których nie miałam pojęcia – pogrążając się w coraz większym szoku, że przez lata obowiązkowej edukacji, kiedy zdawałam historię na maturze, nikt mi o nich nie powiedział. Chyba po prostu już tak bywa, że niektóre problemy, choćby i niezwykłej skali, dopóki nie dotyczą w znaczny sposób naszego polskiego podwórka (albo są niewygodne i mało chwalebne), spychane są na dalszy plan. Z jednej strony to zrozumiałe (nie da się śledzić absolutnie wszystkich nieszczęść na świecie i nie zwariować), z drugiej niesamowicie przykre. Dlaczego? Bo żeby zbudować świadomość jakiejś tragedii nie wystarczy na ten temat napisać raportu czy paru artykułów. Trzeba znaleźć coś spektakularnego, jak masowe groby dzieci, by móc nagłośnić sprawę medialnie. A kiedy już znajdzie się coś lub ktoś, kto wywoła dostatecznie mocny szok w społeczeństwie, można przejść do najbardziej nośnych pytań: Kto jest winny? Kto nie przeprosił? I gdzie był Bóg, kiedy to wszystko się stało?
Być może ostatnimi czasy obiło ci się gdzieś o uszy, że w Kanadzie płoną Kościoły, ktoś namalował dłonie dziecka na pomniku Jana Pawła II, a to wszystko z powodu odkrycia szczątków zaginionych dzieci rdzennej ludności Kanady, które wyjechały do szkół i nigdy z nich nie wróciły1.Nie podejmę się tu pogłębionej analizy tego problemu oraz różnych aspektów polityki postkolonialnej. Przywołam jedynie najprostsze fakty, które pozwolą uchwycić skalę i siłę doniesień medialnych:
- W Kanadzie w ciągu ostatnich miesięcy dochodzi do odkryć masowych grobowców dzieci ludności rdzennej, które niegdyś zostały celowo oddzielone od swoich rodzin i umieszczone w szkołach z internatem, mających przygotować je do przyjęcia tożsamości euro-chrześcijańskiej 2 Rządowa “polityka asymilacji” stworzyła system finansowanych przez rząd i prowadzonych przez Kościoły szkół, których celem miało być nauczanie dzieci języka angielskiego lub francuskiego oraz przystosowanie ich do “przyjęcia chrześcijaństwa i kanadyjskich zwyczajów”3. Po doniesieniach o przemocy stosowanej w owych placówkach wobec rdzennych dzieci (włączając w to wykorzystanie seksualne, odseparowanie od opieki lekarskiej, czy bardzo surowe kary za używanie rdzennego języka), były premier Stephen Harper w 2008 roku oficjalnie przeprosił ocalałych absolwentów szkół rezydenckich za zaangażowanie rządu kanadyjskiego w „politykę asymilacji”. Powołano także Komisję Prawdy i Pojednania, która w czerwcu 2015 roku opublikowała raport z 94 wezwaniami do działania „w celu wprowadzenia rządów, społeczności i grup wyznaniowych na drogę pojednania”. Ze wszystkich Kościołów chrześcijańskich (w tym protestanckich), które były zaangażowane w prowadzenie szkół, media donoszą, że za szkody wyrządzone rdzennej ludności jak dotąd “oficjalnie nie przeprosił” wyłącznie Kościół Rzymskokatolicki, który sprawował pieczę nad większością placówek 4. Czy “oficjalnie” i satsyfakcjonująco dla tabloidów czy też nie, gdzieniegdzie można przeczytać, że chociażby Jan Paweł II podejmował kroki dążące do pojednania 5. Mówi się jednak o “micie pokojowego frontu” – o ile wydarzenia te odcisnęły wyraźne piętno na społecznościach rdzennych, w środowiskach akademickich poświęcano im mało uwagi aż do teraz6.
- Niedawne odkrycia nie są rozdrapywaniem starych ran, ponieważ wydarzenia, których skutkiem była śmierć i zaginięcie ok. 150 000 dzieci, miały miejsce stosunkowo niedawno. Mowa o 139 szkołach utworzonych w połowie XIX wieku, gdzie ostateczna likwidacja placówek miała miejsce dopiero pod koniec lat 90. XX wieku. Ostatnia szkoła rezydencyjna została ostatecznie zamknięta w Saskatchewan w 1996 roku. Wielu absolwentów, którym udało się ukończyć szkoły nadal żyje, co więcej – wielu rodziców zaginionych dzieci również7 I to oni płaczą na publikowanych w sieci nagraniach.
- Wydarzenia w Kanadzie zostały określone przez Komisję Prawdy i Pojednania “ludobójstwem kulturowym”, czyli krótko mówiąc – planowanym niszczeniem odrębności kulturowej i etnicznej wybranej grupy, rozbijaniem struktury społecznej i rodzinnej, zmuszając do przyjęcia nowej, “lepszej”, euro-chrześcijańskiej tożsamości8.
Konfrontacja z niechlubną przeszłością i zadawanie trudnych pytań
Chociaż żyjemy w Polsce i problemy związane z polityką asymilacji w Kanadzie wydają się nam dość odległe, z ciężkim sercem przegląda się dzisiaj polskie serwisy informacyjne. Nasze media bardzo szybko podchwyciły temat, a coraz to nowsze odkrycia nie wydają się zmierzać do jakiegoś pozytywnego zwrotu. Raczej nie zmierzamy w stronę, gdzie mogłoby się okazać, że jednak dowody nie wskazują na to, iż to ludzie identyfikujący się jako chrześcijanie współuczestniczyli w przemocy wymierzonej w tych najbardziej bezradnych doprowadzając ich do śmierci. Chcielibyśmy zapytać dlaczego i co się stało, że kadra opiekuńcza w szkołach, powołana z ramienia chrześcijańskich wspólnot – zasłaniając się poczuciem chrześcijańskiej misji i zapewnienia możliwości edukacji dzieciom rdzennych ludów – dopuszczała się czynów tak odmiennych od troski o bliźniego. Dowiadywanie się o tego typu sytuacjach, czy chcemy czy nie, rzutuje na naszą wiarę, jeżeli nie w formie osobistych przemyśleń, to w formie zarzutów świata wobec pracy misjonarzy, ewangelizacji i “chrześcijaństwa, które doprowadza do tragedii”. Z takimi oskarżeniami możemy albo konfrontować się, polemizować i walczyć o Ewangelię albo wypierać się odpowiedzialności za przeszłość lub pogrążyć się w smutku. Uważam, że w konfrontacji wiara, jeśli zawierzyliśmy prawdzie, najbardziej się umacnia i kształtuje, chociaż gdy dowiadujemy się o kimś, kto pośrednio w imię tej prawdy współuczestniczył w tragedii, jest to bardzo trudny proces.
Dlaczego stało się to, co się stało? Tutaj znowu ocieramy się o problem polityki kolonialnej i tego, dlaczego w ogóle kanadyjski rząd uznał, że przymusowa asymilacja jest dobrym pomysłem. Żeby określić konkretne tendencje polityczne wpływające na taki stan rzeczy, trzeba byłoby się cofnąć o dobre kilkadziesiąt lat, żeby móc dociec co i jak rezonowało z tą myślą. Być może taka analiza pozwoliłaby wychwycić społeczne uwarunkowania i przyzwolenia, dzięki którym program rządowy w kontekście kolonialnym z perspektywy ludzkiej ambicji bądź woli zapewnienia dzieciom edukacji, nie wydał się ówczesnym przywódcom Kościołów wystarczająco kontrowersyjny, żeby zaniechać współtworzenia szkół rezydencyjnych. Jednak zdecydowanie nie usprawiedliwia to złych czynów osób identyfikujących się jako chrześcijanie, bo doprowadzenie do śmierci dzieci, wykorzystywanie seksualne, przemoc fizyczna i pozbawianie podstawowej opieki medycznej to ewidentnie grzeszne i niezgodne z nauką Chrystusa postępowanie, doprowadzające do tragedii, która nie powinna mieć miejsca.
Wierzę, że trudne pytania są potrzebne. Zwłaszcza takie, które konfrontują nas z tym, w co tak naprawdę wierzymy – nie w sensie zdyskredytowania chrześcijaństwa jako wyznania ze względu na to, że osoby identyfikujące się z nim nie dają dobrego świadectwa, ale w celu reidentyfikacji tego, czym chrześcijaństwo i ewangelizacja są, a czym nie są. Czy Ewangelia mówi o nabyciu nowej tożsamości w Chrystusie w momencie nowego narodzenia? Tak. Czy oznacza to, że trzeba wszelkimi sposobami, w tym przemocą, narzucić dzieciom kulturową euro-chrześcijańską tożsamość? Nie. Ale czyż Jezus nie dał nakazu misyjnego? Owszem, dał. Ale gwałtowne narzucenie tożsamości narodowo-kulturowej nie jest tym samym, co walka o przyjęcie przez drugiego człowieka tożsamości niebiańskiej. Bóg wzywa ludzi nie do stania się mesjanistycznymi Polakami, czy kulturowymi euro-chrześcijańskimi Kanadyjczyków przez wielkie “K”. Wzywa do stania się Jego dziećmi w wymiarze wiecznym.
Konfrontacja z niechlubną przeszłością jest pewnym testem wiary, który wymaga patrzenia dalej, niż doradza nam zszargane z nerwów serce, uświadamia, że żyjemy w świecie nieidealnym, często reinterpretującym wezwania Ewangelii w jakiś dziwny, pokraczny i horrendalnie przykry sposób. I przypomina nam o tym, co jest naszą misją. Mamy dbać o to, by prostować te wypaczenia. Nazywać zło złem, a dobro dobrem. I umieć zidentyfikować grzech.
Cel nie uświęca środków
Jako chrześcijanie jesteśmy powołani, żeby głosić dobrą nowinę, co oznacza wywieranie pewnego wpływu na sposób życia i kulturę innych ludzi. Ewangelizacja jest wpisana w bycie chrześcijaninem, dlatego dalekie jest mi stwierdzenie, że nie należy w ogóle ewangelizować rdzennej ludności, tylko dać jej żyć i myśleć na swoim terenie tak, jak chce – nawet nie próbując przekonać jej do pójścia za Chrystusem. Jednak musimy odróżnić dwie rzeczy – ewangelizację w celu dotarcia z dobrą nowiną do ludzi na świecie oraz krwawą chrystianizację “ogniem i mieczem” połączoną z kulturowym imperializmem. Pierwsza zakłada usilne głoszenie Ewangelii, aby każdy mógł mieć szansę na jej zrozumienie i zbawienie, które dostępne jest dla wszystkich, druga – narzucenie de facto nowej, kulturowej tożsamości siłą i przemocą, zmuszając do używania obcego języka i wymagając natychmiastowego przyjęcia euro-chrześcijańskich niezrozumiałych zwyczajów i porządku. Tak pojmowane współcześnie narzucanie tożsamości w ramach kulturowego imperializmu czy stosowanego do opisu podobnych sytuacji pojęcia “ludobójstwa kulturowego” stoi w sprzeczności z tym, na czym polega zbawienie. Ludzie nie stają się chrześcijanami na skutek gwałtownego wyplenienia etnicznych zwyczajów czy języka i przymusowego wychowania w euro-chrześcijańskiej kulturze albo przez szok spowodowany przemocą wobec dzieci, karanych za to, że nie umieją zmówić pacierza w obcym dla nich języku. Przy takiej kolei rzeczy, najprawdopodobniej ze strachu przyjmą oni maskę euro-chrześcijańskiego człowieka, albo będą się buntować. Chrześcijanami staliby się, gdyby ktoś głosił im wieść o Jezusie i przyjęliby oni dobrą nowinę na skutek działania Ducha Świętego, który przekonałby ich o własnej grzeszności, wskazując na możliwość pojednania z Bogiem poprzez ofiarę Chrystusa. Wiadomo, że chrześcijańska kultura, jeśli została przez daną społeczność na skutek pracy misyjnej przyjęta i jest budowana na bożych wartościach może temu procesowi sprzyjać i wskazywać na Boga, ale kiedy mowa o przymusowym i wykorzystującym przemoc imperializmie kulturowym, nie można stwierdzić, że dalekosiężny cel uświęca drastyczne środki.
Jezus umarł za grzeszników, manifestując ogrom Bożej miłości. Jak bardzo sprzeczne z tym jest założenie, że można o tej miłości świadczyć stosując przemoc fizyczną wobec dzieci, które przyłapaliśmy na rozmowie na korytarzu w rdzennym języku, a nie w naszym, lepszym, europejskim? Doniesienia ze szkół rezydencyjnych zdają się świadczyć bardziej o usilnych próbach zrobienia z dzieci duchowo-martwych europejskich jednostek chrześcijańskopodobnych, wiedzących jak się przeżegnać i kiedy obchodzi się Boże Narodzenie, niż realnie wierzących, oddanych Bogu i zbawionych chrześcijan, chcących podążać za Chrystusem. Założenie, że chrześcijaństwo jest wytworem i własnością kultury europejskiej przy jednoczesnym kolonialnym pragnieniu stworzenia sobie kanadyjskiego Królestwa Bożego na ziemi, to niebezpieczna pułapka, która przynosi Ewangelii ujmę.
Mechanizm wyparcia zbudowany na grzesznym triumfie
Ale po co ja w ogóle to piszę, skoro przecież protestanci oraz kanadyjski rząd przeprosili i sprawa zdaje się być załatwiona. Przecież chodzi o to, że to papież nie przeprosił, prawda? Tak mówią media, tak mówią wszyscy, tak jest najłatwiej.
Nie ma co ukrywać, że jest nam na rękę, kiedy doniesienia medialne nas nie dotyczą, albo dotyczą nas mniej niż innych – najlepiej takich, z którymi nie zgadzamy się doktrynalnie. I nie ma też co tuszować, że kiedy takie informacje zaczynają krążyć po świecie – odkrycia z dnia na dzień robią się coraz bardziej zatrważające i mało co wskazuje na to, że można obalić istniejące, niewygodne i niesamowicie przykre dowody – nasza wiara przechodzi rozmaite próby i kuszącą formą racjonalizacji rzeczywistości staje się poszukiwanie bardziej winnego niż wyznanie, które reprezentujemy.
Bardzo łatwo jest tutaj tłumaczyć sobie błędy przeszłości koncentrując się na instytucji Kościoła Rzymskokatolickiego, która widnieje w tabloidach jako ta, która jak dotąd jako jedyna oficjalnie nie złożyła przeprosin. Dla protestantów kuszące może wydawać się czerpanie siły z czyjejś niewłaściwej postawy, aby poradzić sobie z sytuacją i samemu poczuć się lepiej, stając ramię w ramię ze światem gotowym potępić Kościół Rzymskokatolicki. Pytaniem jest, czy to ma uzasadnienie i przynosi jakikolwiek pożytek. Jeżeli chodzi o sprawiedliwość, jasne, że powinniśmy orientować się, czy dany Kościół zrozumiał swój błąd i się zreflektował. Umiejętność przyznania się do błędu jest pewną wskazówką odnośnie do tego, czy przywódcy religijni potrafią i są gotowi nazwać przeszłe działania grzesznymi i podjąć się naprawy rzeczywistości. Jednak unikanie tematu i bezrefleksyjne powtarzanie, “że przecież to katolicy się nie zreflektowali” albo wręcz przeciwnie – szydercze spoglądanie z góry na to, że papież Franciszek wyraził smutek, ale w mediach oficjalnych i satysfakcjonujących przeprosin brak, w momencie, kiedy śledzimy sytuację z pogardą, nie jest niczym dobrym. Wręcz przeciwnie – może skutkować tym, że zamiast postawić przed sobą trudne pytania, nazwać grzech grzechem i modlić się o wielu zrozpaczonych rodziców rdzennych dzieci, podkreślając, że nauczanie Chrystusa nigdy nie sugerowało nawet w najmniejszym stopniu, że ewangelizować należy w taki sposób, będziemy marnować czas na potęgowanie w sobie poczucia wyższości nad katolikami i z całej tragedii uczynimy ciekawostkę ze świata, gdzie Kościoły protestanckie triumfują “bo przecież przeprosiły”, cokolwiek to znaczy.
Czy aby na pewno takie podejście jest dobre? Czy nie stosujemy mechanizmu wyparcia wobec trudnej sytuacji, zasłaniając się błędami kogoś innego i nie brzmimy nieco jak faryzeusz z 18 rozdziału Ewangelii Łukasza? Czy czytając nagłówki wymierzone w Kościół Rzymskokatolicki na serwisach informacyjnych nie szepczemy po cichu: “Boże dziękuję Ci, że nie jestem jak ci katolicy, zdziercy, oszuści, gwałciciele odebranych rodzicom dzieci, albo jak i ten Franciszek, który nie umie powiedzieć oficjalnego przepraszam satysfakcjonującego media”?
Mam nadzieję, że nie.
Wezwanie do walki o właściwe zrozumienie Ewangelii
Zostawiając na boku Kościół Rzymskokatolicki, który jest mi bardziej daleki niż bliski – współcześni protestanccy kanadyjscy pastorzy i misjonarze mają przed sobą ogrom pracy do wykonania. I nie chodzi mi w żadnym razie o zbrojenie się na debaty, które mają wybielić czyny popełnione w przeszłości, a o wejście w bardzo trudny okres, podczas którego trzeba odbudować już nie tylko nadszarpnięte po raporcie Komisji Prawdy i Pojednania zaufanie, ale zaufanie kompletnie zdewastowane. Potrzeba wyraźnego oddzielenia przesłania Ewangelii od tego, co było celem szkół rezydencyjnych i w jaki sposób cel ten był realizowany. Świat już podchwycił narrację o patriarchalnym morderczym chrześcijaństwie, które nie zna litości i raczej tej narracji nie porzuci, tym bardziej, że pojawiają się coraz to nowsze dowody zaniedbań Kościołów. Musimy zdać sobie sprawę, że szatanowi taki stan rzeczy jest bardzo na rękę, bo stawia chrześcijaństwo i Ewangelię w bardzo złym świetle i czyni je współwinnymi tragedii. Jak pisze Makenzie McNeill:
Chociaż problemy, które opisuję mogą się nam wydawać dość egzotyczne i nieadekwatne w naszym kontekście kulturowym, uważam, że nie zwalnia to nas z odpowiedzialności za stanie na straży biblijnego, szerzącego Ewangelię i współczującego chrześcijaństwa – tak różnego od “chrześcijaństwa” wtłaczanego dzieciom w szkołach rezydencyjnych. Sprawa jest nośna i jest o niej głośno, omawia się ją na uniwersytetach, a tabloidy nie odpuszczą nowinek o dewastacji pomnika Jana Pawła II z powodu “okropnego wyznania roszczącego sobie prawo do kulturowego imperializmu”. Powinniśmy czuć się odpowiedzialni za właściwe zrozumienie przesłania Ewangelii i walczyć o prawdę, dementować kłamstwa na temat przesłania biblijnego chrześcijaństwa, równocześnie nie bojąc się konfrontacji z niechlubną przeszłością i grzesznymi działaniami Kościołów współuczestniczących w rządowym programie kanadyjskich szkół rezydencyjnych. Powinniśmy podkreślać, że osobom, które stosowały przemoc wobec dzieci, Bóg na pewno nie dał moralnego przyzwolenia i na pewno zostaną za to przez Niego sprawiedliwie osądzeni. Fred Kelly, ocalały absolwent szkoły, negocjujący ugodę ze strony rdzennej z kanadyjskim rządem oświadczył kiedyś, że: “(…) to nie Bóg ranił pokolenia niewinnych dzieci, ale istoty ludzkie w Kościołach, które podjęły się przekazania im chrześcijaństwa i zadały im smutek w Jego imieniu”. Na fali ostatnich doniesień warto jest o tym przypominać i sobie i innym. Jak podaje Makenzie McNiell:
Potrzeba więc wyraźnie oddzielić prawdziwe przesłanie Ewangelii od jej wypaczeń. Podkreślać nieskończoną łaskę Bożą okazaną każdemu człowiekowi, niezależnie od przynależności etnicznej. Dążyć nie tylko do pojednania rasowego, ale przede wszystkim do pojednania rdzennej ludności z Jezusem Chrystusem.
Co możemy zrobić, będąc w Polsce
Uważam, że promowanie wrażliwości, świadomości i wyczulenia na krzywdę innych jest moim chrześcijańskim obowiązkiem. Myślę, że w konfrontacji z tematami ciężkimi i przykrymi, najlepiej kształtują się nasze chrześcijańskie priorytety, klaryfikują się przyjęte wartości i przekonania. Wypróbowana wiara, staje się silniejsza, chociaż próby bywają przeróżne i niekiedy emocjonalnie bardzo trudne.
Celem tego tekstu nie jest przedstawienie smutnych nowinek ze świata, ale rzucenie światła na problem, który aż prosi się o reakcję. I chociaż ostatnie odkrycia oraz wydarzenia mogą wydawać się odległe względem naszej polskiej codzienności, chciałabym Cię zachęcić do kilku rzeczy.
Po pierwsze, jeżeli jesteś protestantem i zdarzy Ci się dyskutować na ten temat z innymi, nie powtarzaj bezrefleksyjnie za mediami, że “tylko papież jak dotąd oficjalnie nie przeprosił”, więc sprawa Cię nie dotyczy. Wyciągnij własną lekcję z historii i działaj tak, żebyś nie musiał przepraszać Boga, za to, że uciekłeś od konfrontacji z problemem oraz obrony przesłania Ewangelii i zamiast tego, stając ramię w ramię z mediami, rozpocząłeś antykatolicka krucjatę, która ma wybielić Twoje wyznanie.
Po drugie, staraj się nie być ignorantem i nie bój się konfrontacji z niewygodnymi wiadomościami ze świata – żyjąc w XXI wieku z dostępem do internetu masz tę szansę i tę uprzywilejowaną pozycję, że możesz poznawać historię, próbować zrozumieć okoliczności przykrych zdarzeń i ocenić czy prezentowane idee, działania i wytłumaczenia były właściwe. Poznając kontekst historyczny kanadyjskiej asymilacji ludności rdzennej możesz pokrzepiać innych chrześcijan i głosić prawdziwą Ewangelię na przekór jej wykrzywionemu modelowi uwikłanemu w sidła imperializmu kulturowego. Nie bój się nazywać zła złem i ucz się radzić sobie z zarzutami wobec chrześcijaństwa oraz wyraźnie oddzielać wypaczenia Ewangelii od jej realnego przesłania.
Po trzecie, módl się o sytuację w Kanadzie, o zrozpaczonych rodziców, ukojenie narastającej frustracji i żalu rdzennych mieszkańców Kanady. Módl się o chrześcijan w Kanadzie, którzy stoją przed ogromnym wyzwaniem odbudowy zaufania, o ich bezpieczeństwo, siłę, wrażliwość i cierpliwość. Módl się o skłonność do przebaczenia wśród rdzennych ludów Kanady i o skłonność do proszenia o przebaczenie wśród przedstawicieli kościelnych.
Po czwarte, głoś Ewangelię, która mówi o nieskończonej miłości Bożej do ludzi, zamanifestowanej w ofierze Chrystusa na krzyżu, niezależnej od rasy czy przynależności etnicznej. Mów o łasce, a nie o krwawym chrystianizującym terrorze. Mów ludziom o Bogu, który uzdalnia misjonarzy do szerzenia Ewangelii na całym świecie, nigdy nie zezwalając im na stosowanie wobec rdzennych ludów przemocy.
Po piąte, odnajdź pokój w obietnicy, że Bóg nie jest obojętny na krzywdę ludzką, osądzi ten świat i wymierzy sprawiedliwość tym, którzy w Jego imieniu dopuszczają się zła, a opisane tu wydarzenia na pewno nie są czymś przez niego moralnie pożądanym.
Ten artykuł możesz przeczytać także na moim blogu: doPrawdy.
Zdjęcie wykorzystane we wpisie zostało wykonane w dniu 31 maja 2021 roku przez Cole Burstona (AFP). Przedstawia kwiaty oraz buty przed wejściem do Mohawk Institute – dawnej szkoły dla rdzennych dzieci w Toronto, Ontario (Kanada).
- Rzeczpospolita, 751 grobów indiańskich dzieci. Zniszczony pomnik Jana Pawła II, https://www.rp.pl/Spoleczenstwo/210629449-751-grobow-indianskich-dzieci-Zniszczony-pomnik-Jana-Pawla-II.html, (dostęp na 19.07.2021).
- J. Singh, The Church Has Ignored the Grief of First Nation Peoples Too Long, https://www.christianitytoday.com/ct/2021/june-web-only/kamloops-residential-school-canada-first-nations-church.html, (dostęp na 19.07.2021).
- Tamże.
- M.McNeill, Christianity in Canada: A Complicated History, Part 1, https://villagemissions.org/christianity-in-canada-a-complicated-history/, (dostęp 19.07.2021).
- Jan Paweł II w 1984 r. potępił ucisk, który dotknął rdzennych mieszkańców Kanady, https://misyjne.pl/jan-pawel-ii-w-1984-r-potepil-ucisk-ktory-dotknal-rdzennych-mieszkancow-kanady/?fbclid=IwAR1fWL3rVGLERfWBGSzAPqFRmLh0uDdsXrPX51PZaatFJRzu6b6n5WlO_8Y, (dostęp na 19.07.2021)
- Woolford, J. Benvenuto, Canada and colonial genocide, Journal of Genocide Research 2015, 17:4, s. 373-390.
- . J. Singh, The Church Has Ignored the Grief of First Nation Peoples Too Long, https://www.christianitytoday.com/ct/2021/june-web-only/kamloops-residential-school-canada-first-nations-church.html, (dostęp na 19.07.2021).
- L.Davidson, Cultural Genocide, Rutgers University Press, New Brunswick, New Jersey, London 2012, s. 1-20.
- M.McNeill, Christianity in Canada: A Complicated History, Part 1, https://villagemissions.org/christianity-in-canada-a-complicated-history/, (dostęp 19.07.2021).
- Tamże.