Komentarz do Modlitwy Pańskiej – Ojcze Nasz…
W poprzednim artykule (pełniącym rolę wstępu) zaproponowałem kilka myśli mających pomóc nam zrozumieć znaczenie modlitwy “Ojcze Nasz”. Jestem przekonany, że poprzez zrozumienie Modlitwy Pańskiej dotrzeć możemy nie tylko do prawdy o sensie modlitwy, ale i do lekcji kształtującej życie jednostki i Kościoła. Startując z tego punktu wyjścia, przejdźmy zatem do pierwszych słów podyktowanych przez Chrystusa.
Ojcze…
Spójrzmy na początek tej modlitwy – jak wysoko natychmiast jesteśmy zabrani i jak wielkiego (największego w całej Modlitwie Pańskiej!) słowa mamy użyć na samym początku. “Ojcze” to pierwsze co mamy powiedzieć Bogu. Tak wskazał nam Ten, który od wieczności mówił do Niego “Ojcze” i który od wieczności słyszał “Synu mój umiłowany”. Jezus Chrystus, odwieczna Mądrość Boga nie rezerwuje przywileju Synostwa dla siebie. Wprost przeciwnie, Syn przyszedł na ten świat właśnie po to, abyśmy włączeni w Niego mówili razem z Nim: “Ojcze!”. Jednorodzony Syn Boży uwielbiający swojego Ojca posunął się, abyśmy mogli zająć miejsce koło Niego, wznosząc tę samą pieśń miłości i w ten sposób uczestnicząc w wewnętrznym życiu Trójcy.
Już w tym pierwszym słowie widzimy serce Boga, który sam zachęca nas do wejścia w społeczność z Nim – nie każe szukać się po omacku, nie czeka na nas, ale wychodzi naprzeciw, wkładając w nasze usta słowo, którego nigdy nie odważylibyśmy się powiedzieć – nawet gdyby przyszło nam do głowy. Jezus Chrystus zaznacza, że modlitwa chrześcijańska jest jak najdalsza od bycia medytacyjną mantrą lub psycholingwistyczną techniką, której siła leży w urabianiu umysłu mocą samych powtórzeń. Modlitwa naśladowcy Chrystusa jest mówieniem do żyjącej Osoby i to na niej – a nie na nas – opiera się potęga modlitwy.
Lecz cóż to znaczy “Ojciec”? Czy mówiąc to słowo chcemy wyrazić, że Bóg jest dla nas kimś szczególnym? Że uznajemy Jego władzę, autorytet, suwerenność? A może zależność naszego stworzonego i przygodnego istnienia od Dawcy życia, w którym “żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 28)? Że akceptujemy naszą moralną odpowiedzialność przed Jego doskonałym osądem? Pewnie tak, lecz przecież byłby On absolutnym fundamentem naszego istnienia oraz źródłem wszelkiego dobra w naszym życiu i bez ojcostwa; tu równie dobrze pasowałby “Pan” czy “Stwórca”. Bóg jest dla nas “Znaczącym Innym” z samego faktu tego, kim jest w swojej Boskości – Absolutem, Istnieniem istnień i Sędzią dusz.
Prawdziwym sensem słów “Bóg Ojciec” jest odwrotna prawda: nie chodzi o to, że Bóg stał się kimś znaczącym dla nas, ale że my zostaliśmy kimś znaczącym dla Boga. “Ojcze” to wyraz zaufania i wiary, że On uznaje nas za swoje dzieci, że się o nas troszczy i że nas szczerze i głęboko kocha. Każdy, kto uwierzył w Autora modlitwy “Ojcze Nasz”, może razem z Nim mówić do Boga jak do Ojca. Każdy kto został ochrzczony w Chrystusie, otrzymał Ducha Świętego a z Nim pieczęć z góry: “Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem” (Mt 3,17). To co Jezus ma z natury, my otrzymaliśmy z łaski – miłość i akceptację Ojca. Na tym zasadza się cała nasza wiara i nasza więź z Bogiem.
Tak naprawdę, cała moc Modlitwy Pańskiej – wszystkich następnych jej słów – jest ukryta w jednym słowie, które ją rozpoczyna. Bóg Stwórca, dla którego galaktyki są jak klejnoty wszyte w Jego płaszcz, a nawet serafowie zakrywają przed Nim oblicza, pozwolił nam mówić do Siebie “Ojcze”. On, choć tak potężny, “jest w ukryciu” i słucha każdego wypowiedzianego do Niego słowa.
Potrzebujemy mówić “Ojcze”, by w pełni nauczyć się synostwa i by nauczyć się chodzić w Duchu Świętym. W końcu to On pobudza nas do powtarzania za Chrystusem słowa, które bardziej niż cokolwiek innego zdefiniowało Jego ziemskie życie. Jak pisze Apostoł Paweł:
Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!
List do Galacjan 4,6
Nie zapominajmy o mówieniu do Boga “Ojcze”. Gdy jest niesione w modlitwie, Duch Święty napełnia je słodyczą i upewnia nas, że nie mówimy w eter.
Nasz…
Dlaczego Jezus użył tu pierwszej osoby liczby mnogiej? Dlaczego “nasz” a nie “mój”? Ten dobór słów nie jest przypadkowy – to kolejna wielka prawda, która wyłania się ze świętego Tekstu.
Powiedzieliśmy, że Jezus Chrystus jest Jednorodzonym Synem Bożym. Tylko On jest “Bogiem z Boga” i “światłością ze światłości”, o czym tak pięknie mówi Nicejsko-konstantynopolitańskie wyznanie wiary. Wszystkie inne osoby – a więc my, zbawieni ludzie – jesteśmy dziećmi, które Ojciec nabył przez adopcję. Nasza godność dzieci Bożych pochodzi z daru przekazanego nam przez Chrystusa (Ew. Jana 1,12). To w Nim i przez Niego tworzymy jedno mistyczne Ciało, którego On jest głową. Choć stwierdzenie to może godzić w nasze indywidualistyczne gusta, jesteśmy dziećmi Bożymi jako Kościół, a zatem jako wspólnota – jeden organizm. Nikt nie jest dzieckiem Bożym osobno – słowo “nasz” pokazuje, że tak jak nasze chrześcijaństwo z natury ma charakter wspólnotowy (ktoś nam powiedział Ewangelię, ktoś nas ochrzcił, ktoś po Bożemu wychował lub wychowuje, z kimś prowadzimy chrześcijańskie życie), tak samo ma go mieć nasza modlitwa.
Co za tym idzie, autentyczne wołanie do Ojca zawsze wiąże się albo z modlitwą, którą Jego dzieci zanoszą wspólnie (stąd Modlitwa Pańska zanoszona na nabożeństwach), albo z modlitwą, która choć indywidualna, jednak rozciąga się nie tylko na siebie, lecz także i na innych ludzi. Słowo “nasz” przypomina nam, że przychodzimy do Boga przynosząc nie tylko własne życie, lecz także życia cudze, prosząc by wszystkie następne prośby tej modlitwy spełniały się zarówno u nas, jak i u innych. To także priorytet życia, w którym nasze dobro i dobro innych stają obok siebie, a miłość bliźniego zrównuje się z miłością własną (Mt 22, 39).
Któryś jest w niebie…
Wspomnienie miejsca zamieszkania Boga może wydawać się konfudujące. Czy niebo jako miejsce zamieszkania Pana nie jest czymś oczywistym? Żydowscy odbiorcy od wieków znali przecież niebezpieczeństwo bałwochwalstwa – ubóstwienia stworzenia. Ciężko podejrzewać, by Jezus czynił jakąś aluzję do pokusy idolatrii. Co więcej, kilka wersetów wcześniej czytamy, by nie pokazując się ludziom, wejść do komory i modlić się do Ojca, który “jest w ukryciu” (Mt 6,6). Gdzie zatem jest Bóg?
By spróbować wyjaśnić ten problem, posłużę się analogią z “Opowieści z Narnii” C.S. Lewisa. Kto pamięta tytułową “starą szafę” w równie starym domu, która po otwarciu i przedostaniu się przez kłąb ubrań okazała się przejściem do Narnii? Można powiedzieć, że z czymś podobnym mamy styczność tutaj – sensem modlitwy jest zarówno odcięcie się od zewnętrznego świata (“wejdź do komory, zamknąwszy drzwi za sobą”) i wejście w inny. Przez modlitwę możemy wstąpić tam, gdzie Bóg już nas umieścił – w okręgach niebieskich, Królestwie Chwały, dziedzinie światła (Ef 2,6). Bóg w Niebie jest Bogiem w ukryciu, ponieważ ukrycie może stać się ścieżką do Nieba.
Jest też jednak coś jeszcze – gdy patrzę na pierwsze słowa Modlitwy Pańskiej (ale i na rozpoczynające ją prośby), odkrywam też logikę teocentrycznego życia skupionego na Bogu i Jego chwale. Jak często zdarza się nam rozpoczynać modlitwę od długiej listy próśb związanych z naszą aktualną życiową sytuacją? Rozmowa o pracę, kłótnia z kimś bliskim, jutrzejszy egzamin, złe samopoczucie, pokusy – jeśli w ten sposób zaczynamy modlitwę, to bardzo często na tym także ją kończymy! Nie opuszczamy wtedy zaklętego kręgu własnych problemów, wyzwań i zmagań. Nie wychodzimy poza horyzont naszych małych codziennych trosk, nie rozeznając, że to właśnie pozostawanie w tak zawężonej rzeczywistości najbardziej nam szkodzi.
Modlitwa “Ojcze nasz” proponuje nam alternatywę. Najpierw mamy wzbić się wysoko, aż do miejsca gdzie mieszka Bóg – tam spotkać się z Ojcem, uwielbić Go i zająć się Jego sprawami (tak widzę pierwsze trzy intencje modlitwy), by dopiero potem – ze zmienioną perspektywą i odświeżony przemieniającym spotkaniem – zacząć schodzić w dół, powierzając Bogu nasze codzienne sprawy. W pewnym sensie sam początek Modlitwy Pańskiej jest jej punktem szczytowym, z którego powoli zstępujemy, obejmując uświęconą przez Boga perspektywą wszystkie poziomy rzeczywistości – nadchodzące Królestwo Boże, nasze ziemskie oraz materialne życie, grzechy i wreszcie zagrażający nam “od dołu” świat zła.
Modlitwa podyktowana nam przez Jezusa uczy nas zatem stawiania Boga na pierwszym miejscu – jest warsztatem teocentryzmu, w którym możemy uczyć się życia zgodnie ze słowami Jezusa:
Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego, a wszystko inne będzie Wam dodane.
Ewangelia Mateusza 6,33