Czy potrafimy jeszcze płakać na martwym Uzzą?
To, o czym napiszę poniżej, nie zrodziło się w wyniku usilnej refleksji. Podczas przygotowań do jednego z kazań, usłyszałem gdzieś wewnątrz siebie wołanie, którego nie spodziewałem się usłyszeć i nie potrafiłem zagłuszyć. To ten rodzaj Słowa, którego nie zwiastuje się z przyjemnością i lekkością.
Zobaczyłem tragedię, przerywającą nieoczekiwanie czas radosnego uwielbienia. Wolałbym uciec od tego strasznego widoku, zagłuszyć bolesne wołanie i zbiec do bezpiecznej strefy przyjemniejszych tematów. Wolałbym, ale nie potrafię.
Izrael utracił Skrzynię Przymierza podczas jednej z licznych wojen. Jahwe powiedział do Mojżesza: Tam będę się spotykał z tobą i sponad wieka będę z tobą rozmawiał. (II Mojż 25,22) Boża chwała, historia Jego działania i mocy – to wszystko zostało utracone. Kiedy Dawid został królem, w jego sercu zrodziło się głębokie pragnienie przywrócenia Bożej obecności. Czy nie żyjemy dzisiaj w podobnym momencie historii? Organizujemy konferencje, zloty i zjazdy, modląc się i wołając: Panie, niech Twoja obecność wypełni Kościół raz jeszcze! Dawid uzupełniał swoją szczerość nadzwyczajną gorliwością. Nie zakładał maski pobożności i nie pozorował oddania. Wezwał cały Izrael, mówiąc: Sprowadzimy Skrzynię Boga naszego do siebie, gdyż w czasach Saula nie dbaliśmy o nią. (I Kron 13,3) O czym myślałbyś, spoglądając gdzieś z oddali na ten barwny pochód chwały? Oto cały Izrael, być może tysiące rozradowanych mężczyzn i kobiet, celebruje z oddaniem upragniony powrót Skrzyni! Podniesione ręce dotykają nieba, uśmiechnięte twarze zwiastują zwycięstwo, a radosne okrzyki napełniają sobą okolicę! Dawid i cały Izrael tańczyli przed Bogiem, z całej siły śpiewając pieśni i grając. (13,8) Czy nie mamy dzisiaj tysięcy młodych ludzi, którzy na konferencjach śpiewają z całej siły przed Bogiem? Gdzieś pośród hałasu radosnego tłumu i zgiełku głośnych instrumentów, niesie się między szeregami radosna wieść: Bóg powraca! Jego chwała jest tuż u drzwi! Jego obecność wkrótce nawiedzi Kościół! Gdybym stał wtedy przy jednej z ulic, może płakałbym z radości. Może szeptałbym – nareszcie! – ocierając ukradkiem nieśmiałe łzy.
Wszystko wydawało się zmierzać we właściwym kierunku, gdy nagle przerażający krzyk kobiet wzniósł się na moment ponad pieśniami chwały. Dawid odwrócił się, aby spojrzeć na Skrzynię Przymierza i zobaczył obraz, który będzie prześladował go przez wiele długich nocy. Zaufany wojownik – Uzza – leżał martwy tuż obok symbolu Bożej chwały… Bóg przemówił! Wyciągnął potężne ramię, aby zatrzymać uwielbienie na swoją cześć! W tej strasznej chwili ucichł wszelki śpiew. Nikt już nie tańczył… Tragedia przerwała radosny pochód chwały. Gdy piszę te słowa, trudno mi powstrzymać łzy. Widzę Skrzynię Przymierza i dziesiątki zwłok, które leżą gdzieś obok w całkowitym nieładzie i zapomnieniu… Znam ich imiona, pamiętam twarze i gesty… Widzę wspaniałych, młodych wojowników, którzy wiernie i z poświęceniem rozpoczęli swoją służbę w Bożym Królestwie. Pamiętam chwile, w których trzymaliśmy na zlotach biało-czerwoną flagę, wołając ze łzami o przebudzenie… Pamiętam radosny taniec i nadzieję, która przenikała nasze życie. Pamiętam wieczory modlitwy, podczas których leżeliśmy na ziemi wołając o Boże nawiedzenie… Byliśmy o krok od przebudzenia, marząc o powrocie Bożej chwały… Dzisiaj widzę te nieruchome zwłoki i nie mogę w to uwierzyć… Nie mogę uwierzyć, że Uzza tak po prostu upadł, aby już nigdy nie powstać! O, Boże, dlaczego? Wielu moich znajomych nie uczęszcza dłużej na wieczorne modlitwy, spotkasz ich w lokalnym klubie na kolejnej prywatce. Uzza, ten wspaniały wojownik, w jednej chwili stracił piękną przeszłość i obiecującą przyszłość. Myślę o liderach młodzieży, którzy poddali się i odeszli. Myślę o wielu namaszczonych, młodych ewangelistach, którzy nie wygłoszą już nigdy żadnego kazania… Usłyszałem ostatnio o koledze, będącym w przeszłości wulkanem ewangelizacyjnego entuzjazmu. Gdy powiedziano mi, że zupełnie stracił wiarę, nie mogłem w to uwierzyć! Wołałem: Boże, to nie może być prawdą! Ach, czy potrafimy jeszcze płakać nad martwym Uzzą? Czy te nieruchome ciała cokolwiek dla nas znaczą? Coś strasznego wydarzyło się na naszych oczach! Tracimy pokolenie młodych ludzi i zapewne dostrzegasz to w swoim zborze. Nie chcę być człowiekiem, który zaklina rzeczywistość, narzuca ciemną płachtę na leżące zwłoki i woła do muzyków: Grajcie na tyle głośno, by zagłuszyć okrzyki tragedii! Nie chcę odwracać głowy i mówić, że nic się nie stało, bo mamy przecież setki innych wojowników! Nie chcę pocieszać matki martwego Uzzy, nie śmiąc spojrzeć w jej zapłakane oczy… I zmartwił się Dawid tym, że Pan przez tak nagły zgon porwał Uzzę… (13,11) Gdzie się podziało dzisiaj święte zmartwienie? Czy w pogoni za bezstresową codziennością i nieustannym śmiechem ślepego entuzjazmu, nie zagubiliśmy jednego z najwartościowszych narzędzi boskiego warsztatu? Czytamy z tęsknotą o potężnych przebudzeniach przeszłości. Chcemy tamtej mocy i namaszczenia, ale czy chcemy tamtych łez i cierpienia? Tam, gdzie nie ma głębokiego zmartwienia, nie będzie nigdy głębokiego przebudzenia. Potrzebujemy dziś łez złamanego Jeremiasza i szczerego szlochu wstrząśniętego Nechemiasza. Potrzebujemy kapiących łez apostoła Pawła i serca Chrystusa płaczącego nad Jerozolimą. O, Panie… Złam moje serce… Dawid zląkł się Boga w tym dniu. (13,12) Ten Boży Mąż zgubił gdzieś bojaźń Bożą, tańcząc z entuzjazmem przed Skrzynią Przymierza… Czy naprawdę rozumiemy naturę Boga, dla którego przychodzimy w niedzielę do zboru? Gdzie się podział święty lęk, który sprawił, że Jan padł jakby umarły u stóp Chrystusa? Dlaczego tak wielu traktuje Boga jak kumpla ze szkolnej ławki, prosząc od czasu do czasu o gumkę do mazania? Ten Święty Jahwe nie będzie bawił się w chowanego, szukając, co wieczór zagubionych dzieci. Święty, Święty, Święty – oto kim jest Bóg Izraela! Kościół w Jerozolimie żył w niezwykłych czasach, ale nawet on potrzebował świeżego objawienia Bożej świętości. Gdy pochowano ciała Ananiasza i Safiry, wielki strach ogarnął cały zbór i wszystkich, którzy to słyszeli. (Dz 5,11) Jeśli jest coś, czego rozpaczliwie potrzebujemy, to świeżej wizji boskiej chwały i majestatu. To nieprawda, że nie ma nic równie głębokiego jak Boża miłość – Boża nienawiść w pełni jej dorównuje. Bać się Pana – znaczy nienawidzić zła. (Przyp 8,13) Ludzie pytają dzisiaj: Gdzie podziała się miłość w Kościele? Dlaczego jednak tak niewielu pyta, gdzie podziała się nienawiść?
Uzza nigdy nie spotkał na swojej drodze proroka, który z ogniem w oczach przypomniałby o standardach Bożego Słowa. Dawid, w swojej szczerej gorliwości, zlekceważył samego Boga. W tym czasie oddzielił Pan plemię Lewiego do noszenia Skrzyni Przymierza Pana, do stawania przed Panem, służenia mu i udzielania w jego imieniu błogosławieństwa aż do dnia dzisiejszego. (V Mojż 10,8) Lewici mieli być odłączoną częścią ludu, przeznaczoną wyłącznie dla Pana. Mieli żyć w nadzwyczajnej świętości i oddzieleniu dla Bożych celów. Nikt poza nimi nie mógł przynieść do Izraela Bożej chwały i obecności. Ich myśli, pragnienia i tęsknoty miały mieć na sobie pieczęć Bożej dłoni! Gdzie są prorocy i kaznodzieje, którzy staną naprzeciw Uzzy, aby ostrzec go przed gniewem świętego Boga? Gdzie są dzisiaj głosy wołające na pustyni? Uzza nigdy nie oddzielił się od rzeczy pospolitych… Nie był przecież Lewitą, poświęconym wyłącznie Panu! Niektórzy spośród nas spędzają sobotni wieczór przed telewizorem, by odkryć w niedzielę, że Bóg znowu przeszedł obok. Nie, nie jestem piewcą legalizmu i zewnętrznej pobożności. Twierdzę jednak, że głęboka miłość skutkuje zawsze głębokim oddzieleniem. Oglądamy filmy, których Bóg absolutnie nienawidzi, ale nikt nie występuje przeciwko temu z powodu strachu przed łatką cielesnego faryzeusza…! Jak to możliwe, że zaakceptowaliśmy obrazy i scenariusze, będące zupełnym zaprzeczeniem Ewangelii? Karmimy się odpadkami ze śmietniska Internetu, nie potrafiąc już zatrzymać rzeki nieczystości, która niszczy na swojej drodze wszelkie wzniosłe myśli. Codzienny wicher pustych, nieistotnych informacji pustoszy świątynie naszych serc. Oddychamy zepsutym powietrzem świata i jemy z wytrawnych tac Babilonu. Wiem, o czym piszę, gdyż nie raz spoglądałem w oczy duchowej śmierci z powodu niewidzialnej trucizny pospolitości. Największym wrogiem Kościoła nie jest dzisiaj satanistyczna muzyka i ateizm, umieramy z powodu trującego jadu masowej rozrywki. Szatan nigdy nie jest bardziej groźny niż wtedy, gdy przywdziewa szaty nieszkodliwej zabawy. Jeden z popularnych mówców wołał ostatnio: “Młodzieży, bądźcie jak świat – oglądajcie kinowe hity i słuchajcie popularnych przebojów – tylko wtedy będziecie zdolni, by głosić ewangelię w zrozumiałym języku!” Czy nie dostrzegł, że od kiedy staliśmy się jak świat, nie mamy już czym walczyć i za co umierać…? W imię zniszczenia legalizmu, zniszczyliśmy oddzielenie i świętość. W imię wyzwolenia z kajdan zakonu, zniewoliliśmy młode pokolenie grzechami naszych czasów. Gdzie są głosy, które wzywałyby młodych ludzi do radykalnego zerwania ze wszystkim, co nie jest chrystusowe? Drogi czytelniku, spójrz raz jeszcze na te nieruchome zwłoki… Czy ktoś powiedział im, że muszą wziąć krzyż i umrzeć dla świata?
Gdy woły się potknęły, Uzza wyciągnął brudną dłoń, aby przytrzymać coś, co było nieskończenie czyste… Pospolitość ziemi dotknęła świętości nieba i nie mogła ujść z życiem wobec majestatu Boga. Co robimy, kiedy woły się potykają? Kiedy symbol Bożej chwały wydaje się upadać? Co robimy, kiedy Boża obecność wydaje się zanikać, a chwała nieba tracić swoją moc? Ach, Boże, wybacz nam… Wyciągamy swoje schematy, plany i podręczniki marketingu… Angażujemy statystyków, zatrudniamy piarowców i ściągamy ludzi na kolejne, fantastyczne spotkanie przy kawie! Gdy brudna dłoń ludzkich wysiłków próbuje ratować Bożą chwałę, napotyka niezmiennie na sprzeciw Wszechmocnego. Kościół nigdy nie będzie kolejną korporacją, której sukces można zmierzyć zestawem liczb i wykresów. Czy naprawdę myślimy, że to, co narodziło się z ciała zdoła podtrzymać to, co nigdy nie miało początku i nie będzie mieć końca?
Potrzebujemy dziś ludzi według Bożego serca – takich jak Dawid. Potrafił zatrzymać się na drodze religijnej aktywności i powrócić do Bożego Słowa. Odwołał wielkie święto, wysłał tysiące ludzi do domów i zacząć na powrót szukać Boga. Czy mamy dość odwagi, by pójść w jego ślady? Dawid potrzebował usłyszeć znów Boży głos. Potrzebował raz jeszcze przypomnieć sobie Jego niezmienną wolę. Chwilę później wezwał Lewitów, mówiąc: Ponieważ za pierwszym razem nie było was przy tym, sprowadził Pan, Bóg nasz, na nas nieszczęście, gdyż nie zadbaliśmy o niego należycie. (15,13) Oto człowiek, który nie błądzi po omacku. W Bożym Słowie znalazł odpowiedź i odważnie ogłasza ją światu. Podziwiam odwagę i pokorę tego niezwykłego króla. Miał za sobą niezliczoną ilość zwycięstw, ale tym razem odłożył je wszystkie na bok. Pogromca Goliata i legendarny wódz Izraela nie bronił swojej reputacji. Czasami garść przypiętych odznaczeń skutecznie przeszkadza w uderzeniu się w piersi. Boimy się zniszczyć całą chwalebną przeszłość, przyznając się do błędu. Czy można zwołać potężną konferencję, z całej siły tańczyć przed Bogiem, być głęboko szczerym i nadzwyczajnie gorliwym – a mimo to, nie zadbać należycie o Boga? Spytajmy Dawida. To jedna z zapomnianych prawd naszego pokolenia. Bóg nigdy nie oczekiwał od ludzi gorączkowego działania bardziej niż cierpliwego oczekiwania. Nigdy nie oczekiwał płomiennej gorliwości bardziej niż wytrwałej świętości. Nigdy nie pragnął głośnego święta bardziej niż cichego posłuszeństwa. (I Sam 15,22)
Możesz, drogi czytelniku, nie zgodzić się ze wszystkim, co przeczytałeś. Może niektóre porównania nie są zbyt fortunne, a słowa rażą nieporadnością. Za to przepraszam. Mimo wszystko, proszę – stań dziś obok mnie, aby pomodlić się o mądrość i odwagę…
Boże, przywróć nam pokorę króla Dawida. Pozwól odłożyć na bok dumę i przyznać, że nie zadbaliśmy o Ciebie w należyty sposób. Uwolnij nas z sieci bezproduktywnych programów i martwych metod. Zbaw nas od ślepego entuzjazmu, który ignoruje Twój sprzeciw. Naucz nas łez nad ciałem Uzzy. Pozwól zapłakać raz jeszcze nad pobitymi córkami Twojego ludu… Naucz nas świętego zmartwienia i niebiańskiego lęku. Wybacz, że w swojej szczerej gorliwości chcieliśmy zbudować Twój dom według naszego projektu… I przyjdź, o Boże… Przyjdź raz jeszcze, by wypełnić Kościół swoją chwałą i obecnością… Amen.
24.04.2012r.