Co to znaczy być “wszystkim dla wszystkich”?
Gorącym pragnieniem każdego chrześcijanina powinno być to, aby ewangelia dotarła do jak największej liczby osób. Mamy niezwykłe posłannictwo dane nam przez Boga, dobrą nowinę o zbawieniu dla wszystkich, którzy wierzą w Chrystusa. Naturalnie często pojawia się więc pośród chrześcijan refleksja nad tym, jak możemy dotrzeć z ewangelią do tych, którzy jej potrzebują? Co możemy zrobić aby nie tylko nie stwarzać barier dla zwiastowania dobrej nowiny, ale też przyczyniać się do jej rozprzestrzeniania się?
Często w takich rozważaniach przywoływane są słowa apostoła Pawła, który napisał, że stał się wszystkim dla wszystkich aby tak czy owak zbawić niektórych. Niestety zdarza się też, że ta bardzo ważna wypowiedź Pawła jest wykorzystywana instrumentalnie w dyskusjach na temat “współczesnej” formy nabożeństw. Apostoł – mówi się – uważał zewnętrzne formy za coś obojętnego i był gotów dopasować się do swoich odbiorców w dowolny sposób, byle tylko móc dotrzeć do nich z przesłaniem ewangelii. Zatem współczesny kościół również powinien uczynić wszystko aby forma jego spotkań była jak najatrakcyjniejsza dla odbiorcy spoza wspólnoty, zachowując przy tym niezmienną treść orędzia chrześcijańskiego.
Śmiem jednak twierdzić, że rzeczony fragment ma niewiele wspólnego z formą nabożeństwa chrześcijańskiego. Zawiera za to bardzo istotne przesłanie, które wydaje się umykać w ferworze dyskusji o jego uwspółcześnianiu.
Paweł w Kontekście
Żeby zrozumieć dobrze wspomnianą wypowiedź Pawła należy ją osadzić w szerszym kontekście. Paweł podczas swojej służby wielokrotnie zmagał się z wewnętrznymi sporami dzielącymi chrześcijan. Wierzący pochodzenia Żydowskiego naciskali aby nawróceni poganie zachowywali starotestamentowy obrzęd obrzezania oraz przepisy dotyczące czystości rytualnej i koszernej diety (Dz 15, Ga 5:1-6). Kościół w Koryncie podzielony był w kwestii darów Ducha Świętego – bracia mający pewne dary lekceważyli tych, którzy byli obdarowani inaczej (1 Kor 12). Część chrześcijan swobodnie jadła mięso ofiarowane w pogańskich świątyniach, podczas gdy “słabsi” w wierze bracia i siostry gorszyli się na ten widok (1 Kor 8).
Wszystko to oburzało apostoła, który wzywał do uznania brata i siostry za ważniejszych od na samych (Flp 2,3) oraz starania się ze wszystkich sił o jedność kościoła. Dlatego Paweł wzywa “mocnych” w wierze Koryntian aby raczej zrezygnowali ze swojej chrześcijańskiej wolności do jedzenia mięsa ofiarowanego bożkom, jeżeli w ten sposób będą mogli uchronić “słabszych” chrześcijan przed zgorszeniem (1 Kor 8:13). Aby lepiej uzmysłowić adresatom listu jaka powinna być chrześcijańska postawa, Paweł odnosi się w kolejnym wersie do siebie samego (1 Kor 9:1). Wskazuje, że jako apostoł ma prawo do bycia utrzymywanym przez wspólnotę oraz bycia żonatym i zabierania małżonki w podróże (1 Kor 9:2-7). Jednak zrezygnował z tych przywilejów woląc utrzymywać się z własnej pracy i pozostać w stanie wolnym, byleby tylko w żaden sposób nie stwarzać ograniczeń dla swojej misji zwiastowania ewangelii.
Właśnie w takim kontekście pada ten słynny cytat. Apostoł pisze, że chociaż nie jest pod prawem jak Żydzi (ponieważ Chrystus je wypełnił), aby nie gorszyć Żydów zachowuje przepisy prawa. Faktycznie, apostoł obrzezał Tymoteusza ze względu na Żydów (Dz 16:3) oraz wziął udział w rytualnym oczyszczeniu w świątyni aby uspokoić chrześcijan pochodzenia Żydowskiego (Dz 21:23-26). Jednocześnie Paweł jest gotów żyć w taki sposób jak poganie aby móc głosić im ewangelię i wręcz napomniał Piotra, który pod wpływem żydowskich wierzących przestał jadać razem z wierzącymi nieżydowskiego pochodzenia (Ga 2:11-14). Sednem postawy apostoła jest głębokie przekonanie, że Pan Bóg stworzył jeden lud Boży złożony z wierzących niezależnie od ich pochodzenia (Ef 2:11-16). Paweł gotów był więc radykalnie ograniczyć swoją osobistą wolność w kwestiach moralnie neutralnych, żeby nie gorszyć drugiego wierzącego i nie stwarzać barier dla rozprzestrzeniania się ewangelii. Jeżeli spożywanie przez niego mięsa miałoby przywieść “słabszego” brata do upadku, Paweł był gotów porzucić spożywanie mięsa. Jeżeli jego lekceważenie dla obyczajów przodków miałoby zniechęcić do niego i ewangelii Żydów, Paweł gotów był ich przestrzegać. Jednak kiedy chrześcijanie pochodzenia Żydowskiego zaczynali je narzucać nawróconym poganom rozbijając przy tym jedność kościoła i zniechęcając innych pogan do chrześcijaństwa, Paweł natychmiast ostro się temu sprzeciwiał.
Czego Paweł nie mówi?
Przede wszystkim Paweł ani słowem nie wspomniał tutaj, że Kościół ma upodabniać się pod względem formy do otaczającego go świata. Sednem tego fragmentu nie jest to, że mamy za wszelką cenę uczynić formę chrześcijaństwa atrakcyjną i przyciągającą ludzi spoza kościoła. Nie wzywa do konkurowania z cesarzem kto urządzi lepsze igrzyska, ani przyciągania Greków do ewangelii poezją dorównującą kunsztem świeckim autorom. Co więcej, nie znajdziemy nigdzie takich myśli w jego listach.
Owszem, mówiąc do ludzi spoza kościoła Paweł stosował kontekstualizację, to znaczy mówił w sposób jak najbardziej zrozumiały dla odbiorców. Dlatego kiedy przemawiał do Żydów w synagodze odwoływał się do Starego Testamentu (Dz 17:1-15), ale mówiąc do Greków w Atenach powołał się raczej na ich filozofów (Dz 17:16-33). Jednak nigdzie nie sugeruje, że należy dostosowywać do ludzi spoza kościoła formę nabożeństwa, ani tym bardziej, że odpowiednio atrakcyjna forma może przyczynić się do rozprzestrzeniania się ewangelii. Jeżeli to miałoby być kluczem do zdobywania ludzi dla Chrystusa, to największy misjonarz pierwszego Kościoła pozostaje na tę kwestię dziwnie obojętny.
Co Paweł mówi?
Myślę, że najważniejszym przesłaniem tego fragmentu jest to, że ewangelia jest dla wszystkich ludzi niezależnie od ich pochodzenia. Co więcej ci, którzy uwierzą ewangelii, mają być jednością. Paweł sprzeciwia się wszystkiemu co może prowadzić do podziału wierzących na różne frakcje lub wykluczenia jakiejś grupy ludzi jako odbiorców ewangelii. Przenosząc to na dzisiejsze realia możemy wskazać wiele sytuacji, kiedy kościoły dzielą się ze względu na kryteria etniczne lub społeczne. Na przykład w Stanach Zjednoczonych są kościoły dla białych oraz Afro-amerykanów. Niektóre kościoły przyciągają głównie ludzi zamożnych i osoby o niższym statusie majątkowym nie mogą się w nich odnaleźć. Paweł jednak wzywa aby być białym dla białych a Afroamerykaninem dla Afroamerykanów. Do wrażliwości na uczucia drugiego człowieka oraz nie stwarzania barier, które ograniczałyby chrześcijaństwo tylko do jednej grupy ludzi. Podobnie możemy znaleźć we współczesnym chrześcijaństwie odpowiedniki “mięsa ofiarowanego bożkom” – na przykład niektórzy chrześcijanie sądzą, iż możemy pić alkohol, podczas gdy inni uważają to za coś niewłaściwego. Bracia i siostry podzielający ten pierwszy pogląd nie powinni obnosić się z tym w sytuacjach, w których wiedzą, iż może być to dla drugiego chrześcijanina powodem do zgorszenia.
Forma nabożeństwa a słowa Pawła
Nie tylko nie sądzę, żeby wypowiedź Pawła w jakiś bezpośredni sposób odnosiła się do formy chrześcijańskiego nabożeństwa, ale wręcz uważam, że instrumentalne wykorzystywanie tego tekstu w dyskusjach może mieć skutek przeciwny wobec intencji apostoła. Najczęściej na słowa te powołują się zwolennicy zmieniania formy nabożeństw na bardziej współczesną. Argumentacja wydaje się pozornie spójna: młodzi ludzie oraz osoby niereligijne niekoniecznie lubią “kościelny” styl. Śpiewanie pieśni z lat osiemdziesiątych albo, co gorsza, kilkusetletnich hymnów może im się nie spodobać. Jeżeli więc mamy stawać się wszystkim dla wszystkich, czy nie wypadałoby dopasować stylu naszych nabożeństw do upodobań ludzi, do których chcemy dotrzeć?
Jednak to rozumowanie ma trzy poważne słabości. Po pierwsze czyni miarą jaką oceniamy formę nabożeństwa gust oraz upodobania. Jednak gusty mają to do siebie, że są zmienne oraz bardzo subiektywne. Muzyka, która będzie się podobać współczesnym dwudziestolatkom, może nie znaleźć uznania w oczach ich rodziców. Ponadto ci sami dwudziestolatkowie będą podzieleni w swoich preferencjach na miłośników jazzu, rocka i muzyki klasycznej. Jeżeli miarą, podług której dokonujemy oceny i zmian w formie będą przede wszystkim upodobania, to nigdy nie będziemy w stanie zadowolić wszystkich. Co więcej może się okazać, że kościoły zaczną dzielić się podług grup wiekowych i upodobań muzycznych. Kiedy patrzę na zbory złożone z samych młodych ludzi, które mają wypisane na sztandarach bycie wszystkim dla wszystkich, ogarnia mnie smutna refleksja, że gdzieś po drodze zagubiony został nadrzędny cel, w jakim Paweł napisał te słowa – jedność kościoła niezależnie od wieku, pochodzenia i upodobań muzycznych.
Po drugie wspomniane rozumowanie umieszcza misyjną skuteczność chrześcijaństwa w atrakcyjności formy. Nie twierdzę, że forma jest czymś całkiem obojętnym dla rozwoju kościoła. Jednak zdecydowanie nie jest najważniejsza. Niedawno czytałem książkę napisaną przez Thomasa Rainera, w której przedstawiał on wyniki badań nad tym, jakie kościoły w Ameryce są najskuteczniejsze w pozyskiwaniu osób niewierzących dla Chrystusa. W ramach tego projektu zrobił ankietę wśród chrześcijan, którzy przed swoim nawróceniem byli osobami niereligijnymi. Pytał ich między innymi o to, jakie ludzkie czynniki wpłynęły na to, iż po swojej pierwszej wizycie w kościele zdecydowali się w nim zostać. Muzyka oraz współczesna forma nabożeństwa miały małe znaczenie, natomiast bardzo ważne okazało się nauczanie. Respondenci twierdzili zgodnie, że przyciągały ich kazania oparte na Słowie Bożym i w przystępny, ale bezkompromisowy sposób wykładające prawdy wiary chrześcijańskiej.
Po trzecie wreszcie, ta argumentacja zakłada całkowitą neutralność form. Jednak nie jest to prawdą, sposób w jaki przekazujemy wiadomość ma pewien wpływ na to, jak zostanie ona odebrana. Dlatego na przykład uważa się za coś nagannego zakończenie związku przez SMS-a. Treść jest być może podobna niezależnie od formy: “Myślę, że powinniśmy skończyć naszą relację.” Jednak sposób przekazania tej wiadomości ma ogromne znaczenie i może powiedzieć bardzo wiele drugiej osobie! Podobnie forma jest nieobojętna w przypadku składania podania o pracę. Również podczas uroczystości państwowych spodziewamy się, że będą im towarzyszyły pewne rodzaje muzyki, podczas gdy inne uznalibyśmy za niestosowne.
Jest rzeczą naturalną, że ktoś spoza kościoła będzie się w nim czuł na początku obco. Dotyczy to wszelkich grup społecznych – ludzie postawieni w nowej sytuacji i skonfrontowani z grupą mającą odmienne wartości oraz sposób bycia, będą się czuli obco. Dotyczy to w równym stopniu kościołów, co kół naukowych, klubów sportowych oraz stowarzyszenia działkowiczów. Każda grupa wytwarza swój język potrzebny do wyrażenia pojęć ważnych dla niej oraz zestaw konwencjonalnych zachowań nieczytelnych dla osób nienależących do niej. Obawa przed nieuchronną niezrozumiałością dla otoczenia form, wyrażających to co ważne dla chrześcijan, nie powinna być kryterium oceny tych form. Zamiast tego powinna nią być stosowność formy wobec treści, to czy jest ona godna Chrystusa i jego ewangelii.
Natomiast obowiązkiem kościoła jest wykazywać głęboką troskę o osoby poszukujące pojawiające się na nabożeństwach. Jednak troska ta nie powinna polegać na dostosowaniu formy nabożeństwa do ich upodobań, ale na gotowości do ograniczenia naszej osobistej wolności i wygody dla dobra drugiego człowieka i ewangelii. Nowa osoba w kościele z całą pewnością będzie się czuła obco i dziwnie i tak wręcz być powinno, jeżeli kościół czymś różni się od świata. Jednak nie powinna się czuć odrzucona lub potraktowana z obojętnością. Jestem przekonany, że większe znaczenie dla zbawienia takiej osoby będzie miało przywitanie się z nią po nabożeństwie i poświęcenie jej naszej uwagi, niż zastąpienie pianina gitarą elektryczną.