Zapomniane „Błogosławiony jest ten…”
Niespełnione oczekiwania, zawiedzione nadzieje – rozczarowanie, uczucie znane każdemu od najmłodszych lat: odwołana wycieczka do zoo, zielony misiu zamiast różowego i deszcz na wymarzonych wakacjach zamiast słonecznej pogody. Oswajamy się od dzieciństwa z uczuciem zawodu i wchodząc w dorosłość myślimy, że wiemy o nim wszystko tak samo jak o życiu, które w końcu w całej okazałości roztacza się przed nami. Jednak młodzieńczy entuzjazm z impetem zderza się z niewidoczną ścianą zwaną realiami, wyhamowuje wpadając w trybiki przeróżnych systemów w miejscach pracy, a ostatecznie zostaje przemaglowany w kieracie codzienności. Kiedy wracamy do młodzieńczych marzeń i snów wydaje się, że o rozczarowaniu wiemy już wszystko. Do momentu, kiedy przychodzi nam się zmierzyć z sytuacjami, które wywracają nasz świat do góry nogami, kiedy stajemy wobec okoliczności, które rozsypują nasze życie na kawałki.
O rozczarowaniu mówi się często. Przywołuje się rozczarowaną Martę, siostrę Łazarza, która nie wiedząc, że za moment zobaczy wskrzeszonego barta stwierdza z rozczarowaniem: „Panie! Gdybyś tu był, nie byłby umarł brat mój (Ew. Jana 11:21)”. Wspomina się też sfrustrowanych uczniów w drodze do Emaus oraz ich gorycz dostrzeganą w słowach: „A myśmy się spodziewali, że On odkupi Izraela” (Ew. Łuk. 24:21). Między wierszami albo wprost mówi się, że rozczarowane osoby nie dostrzegały Bożego planu i dopiero za moment miały zobaczyć jeszcze większą chwałę Bożą – Marta ubolewając nad tym, że Chrystus nie przyszedł do chorego Łazarza nie zdawała sobie sprawy, że zamiast cudu uzdrowienia zobaczy cud wskrzeszenia. Uczniowie idący do Emaus nie byli świadomi, że staną się świadkami i uczestnikami budowanie Królestwa Bożego wykraczającego poza granice Judei oraz współczesne im czasy. Zawiedzione oczekiwania zestawia się z cudownym finałem. W opowiadaniach współczesnych chrześcijan o zmaganiach również można zauważyć podobną tendencję – o rozczarowaniu mówi się z perspektywy teraźniejszości, w czasie przeszłym i jest to rozczarowanie zakończone happy endem.
W ostatni dzień 2019 roku słuchałam krótkich świadectw różnych ludzi. Większość z nich mówiła o trudnościach i zmaganiach, których doświadczali oraz o cudownym wyjściu z patowych sytuacji, powrocie do zdrowia, wysłuchanych modlitwach. I wtedy rozejrzałam się po kościelnych ławkach. Znałam większość tych ludzi dobrze i mój wzrok zatrzymał się na paru osobach, które od wielu lat niosły różne problemy nie widząc nadziei na ich rozwiązanie. O rozczarowaniu, które jest, którego źródło niezmiennie trwa, któremu na co dzień towarzyszy cichy uporczywy ból, kłujący czasami tak mocno, że aż brakuje tchu, a mimo to trzeba żyć, trwać i iść do przodu, z czasem ucząc się nawet uśmiechać i cieszyć codziennością – o takim rozczarowaniu bardzo rzadko się mówi. Jest to zbyt zniechęcający temat. Lepiej przecież rozbudzać nadzieję opowiadając o dobrym zakończeniu podobnych sytuacji. Tylko bardzo łatwo przemilczeć kwestię, że nikt nie obiecał szczęśliwego zakończenia każdej trudności, problemu, dramatu.
Cichy głos rozczarowania
Przyglądając się wspomnianym wyżej osobom przypomniałam sobie cichy głos rozczarowania, który tak często jest pomijany i zapominany. Wtrącony do więzienia Jan Chrzciciel wysłał uczniów do Jezusa i przez nich zapytał go: „Czy Ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też mamy oczekiwać innego?” (Ew. Mat. 11:4-). Do jego więziennej celi docierały wieści o różnych cudach uczynionych przez Chrystusa. Jezus pomagał cierpiącym na różne choroby, rozmnażał chleb, uciszał burzę nawet pieniądze na podatek zostały znalezione w pyszczku ryby, a o Janie, który przecież zapowiadał przyjście Mesjasza, wydawało się, że zapomniał. Jakby nie interesował się Jego losem. Odpowiedź, która w pierwszej chwili wydaje się być bezduszna, może stać się pocieszeniem i wskazówką dla tych zmagających się z rozczarowaniem własnym losem: „Idźcie i oznajmijcie Janowi, co słyszycie i widzicie: Ślepi odzyskują wzrok i chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni i głusi słyszą, umarli są wskrzeszani, a ubogim zwiastowana jest ewangelia; A błogosławiony jest ten, kto się mną nie zgorszy” (Ew. Mat. 11:4-6). Innymi słowy: Janie, każdy ma swoją inną historię. Twoje historia jest tutaj i tutaj musi się dokonać, ale nie trać z tego powodu wiary, bądź mi wierny, a będziesz błogosławiony (szczęśliwy).
Historia Jana, podobnie jak tysięcy prześladowanych chrześcijan dzisiaj i na przestrzeni wieków, nie miała ziemskiego szczęśliwego zakończenia. Wiele problemów w naszym życiu również nie będzie go miało. Możemy temu zaprzeczać, próbować to wyprzeć, przemilczeć, zagłuszyć. Jednak w ten sposób nigdy nie odnajdziemy spokoju, będziemy się szarpać i tylko się zmęczymy. Piękne świadectwa są dobre, ale czasami warto też rozejrzeć się wokół siebie i dostrzec cichych bohaterów wiary, tych którzy nigdy nie staną na środku opowiadając o szczęśliwym zakończeniu, ale do końca swoich dni pozostaną wierni słowom Chrystusa: A błogosławiony jest ten, kto się mną nie zgorszy. Warto nieść ich w modlitwie, wspierać, kiedy słabną, zachęcać do trwania w Chrystusie pomimo wszystko. Nie jest to łatwe. Ale nikt nie obiecał że będzie łatwo.
A gdyby to nam przyszło się zmierzyć z sytuacjami, które wywracają nasz świat do góry nogami, kiedy staniemy wobec okoliczności, które rozsypią nasze życie na kawałki, wołając do Boga o pomoc, rozwiązanie i wybawienie nie zapominajmy o tym by budować swoją wiarę. Nie szukajmy pocieszenia tylko w pięknych świadectwach, ale poznając Chrystusa coraz bardziej wzrastajmy w Nim tak, by pozostać mu wiernym bez względu na to co dzieje się w naszym życiu. Nie zapominajmy o tych często pomijanych słowach: „Błogosławiony jest ten, kto się mną nie zgorszy”, nawet wtedy, kiedy modlitwy pozostaną niewysłuchane, a życie potoczy się zupełnie inaczej niż tego oczekiwaliśmy.