Jak chodzić do szkoły dla Bożej chwały?
Przez pewien okres, szkoła wydawała mi się bardzo nieduchowym miejscem. Właściwie czułem się czasami jak uciekinier na polu minowym, bojąc się, że za chwilę wylecę w powietrze.
Z bezpiecznego środowiska chrześcijańskich znajomych przenosimy się przecież na front, pełen świstających pocisków grzechu. Czy to oznacza, że na mapie wiary szkoła stoi na skrajnie przeciwnym biegunie niż kościół? Jeśli tak, to mamy naprawdę duży problem. Lekcje pochłaniają przecież kilkunastokrotnie więcej czasu niż kościelne inicjatywy. Apostoł Paweł uczy nas boskiego sposobu myślenia, polegającego na czynieniu wszystkiego dla Bożej chwały. Jak więc chodzić do szkoły w taki sposób, by wykorzystywać czas lekcji i przerw dla celów duchowego wzrostu? Oto trzy praktyczne porady, które sam próbowałem zastosować w swoim życiu.
1. Chodź do szkoły, by uczyć się Chrystusa
Szkolne lekcje niosą w sobie niesamowity potencjał pogłębiania chrześcijańskiej wiary. Dlaczego nie mielibyśmy uczyć się gorliwie gramatyki po to, by właściwie odczytywać Biblię? Poznanie form literackich i właściwych zasad interpretowania tekstów okazuje się niezbędne w przypadku troskliwego studiowania biblijnych ksiąg. Pan/Pani od polskiego może zrobić więcej dla naszego “cichego czasu z Biblią” niż ulubiony kaznodzieja. Zrozumienie zasad budowy zdań (podrzędne/nadrzędne) w niezwykły sposób otworzy bogactwo listu do Rzymian, a umiejętność odkodowywania metafor pomoże spojrzeć na starotestamentowe pieśni w głębszy i mocniejszy sposób. Język polski oddaje swoje usługi nie tylko w tym zakresie. Wielu młodych chrześcijan nigdy nie czyta klasycznych dzieł literatury, zadowalając się krótkim streszczeniem lub opowieścią kolegi. Lenistwo ubiera się wtedy w pobożne szaty unikania grzechu, mówiąc, że nie warto czytać “świeckich książek”. Czasami tak – niektóre książki nie są warte uwagi- ale generalnie rzecz biorąc, zdecydowanie się z tym poglądem nie zgadzam. Po pierwsze, studiując klasykę literatury, przeżywamy spotkanie z najgłębszymi pytaniami jakie kiedykolwiek zadawała ludzkość. Rozpoczynamy dialog z umysłami, które szukały sensu w zagmatwanej i bolesnej rzeczywistości. Pytania, które usłyszymy będą domagać się odpowiedzi, a kiedy spróbujemy ich udzielić, okaże się, że nasza wiara wymaga pogłębienia i sprecyzowania. Po drugie, spojrzymy na rzeczywistość z cudzej perspektywy, nabywając pokory i szacunku wobec tych, którzy w skrajnie trudnych okolicznościach usiłowali odnaleźć klucz do tajemnicy życia. Po trzecie, zmieni się forma naszej ewangelizacji, gdyż nie będziemy głosić Chrystusa gdzieś ponad głowami słuchaczy. Znając ich pytania, będziemy w stanie przedstawić Chrystusa jako odpowiedź. Czy nie w taki sposób postępował apostoł Paweł na Areopagu, odwołując się do greckiej poezji? Po czwarte, wyobraźnia nie jest wrogiem chrześcijaństwa, lecz oddanym przyjacielem. Książki, które przenoszą w inną rzeczywistość pozwalają wyćwiczyć zdolność abstrakcyjnego myślenia. Współczesny człowiek, zapatrzony w iPada i iPhona potrzebuje wznieść się na skrzydłach myśli do świata, którego nie można fizycznie dotknąć i poczuć. Tylko tak można zrozumieć i przeżyć niesamowitą Opowieść o Bogu, który poświęca własnego Syna dla uwielbienia samego siebie i zbawienia Kościoła.
Nie tylko lekcje języka polskiego mogą znacznie wzbogacić wiarę. Historia pozwala na ujrzenie wielkiego planu zbawienia w szerszym kontekście, odkrywa przed studiującym głębię ludzkiego grzechu oraz każdorazowe upadki kolejnych ideologicznych wież Babel. Matematyka uczy logicznego myślenia, opartego na właściwym budowaniu związków przyczynowo-skutkowych. Nie muszę chyba dodawać, że umiejętność odpowiedniego łączenia faktów i poprawnego wnioskowania stanowi konieczny warunek zdrowego pojmowania chrześcijaństwa. Wiele popularnych uproszczeń – a także groźnych zwiedzeń – nigdy nie zadomowiłoby się w umysłach wierzących, gdyby nie brak wyćwiczonej umiejętności poprawnego rozumowania. Trenujmy swoje umysły, skoro powierzono im wielkie zadanie przyjęcia Objawienia! Duch Święty nie zastąpi naturalnych umiejętności, gdyż Bóg nie zastępuje swoim ponadnaturalnym działaniem tego, co powinno stanowić owoc naszej wytężonej pracy. A co z innymi przedmiotami? Cóż, gdzie w głębszy sposób zmierzymy się z rozległością Bożej mocy niż na lekcjach geografii? Jeśli “niebiosa zwiastują jego chwałę”, to wspomniane lekcje są po prostu pasjonującym kazaniem, które z zapartym tchem powinniśmy wysłuchać i przyswoić. Staranna nauka biologii i fizyki uzmysłowi nam istnienie inteligentnego projektu, a w konsekwencji dostarczy wielu argumentów na rzecz przyszłych polemik z ewolucjonistami i sceptykami. Poza tym wzbudzi zachwyt nad wielkością Umysłu, który powołał do istnienia tak niesamowitą rzeczywistość. Warto przyłożyć się również do nauki języków obcych. Ileż wartościowych, budujących materiałów kryje się za barierą nieznanej mowy! Czy nie warto poświęcić trochę czasu i wysiłku, aby w przyszłości czytać w oryginale dzieła wybitnych teologów, biblistów czy misjonarzy? Nie żałuję żadnej minuty spędzonej nad podręcznikami języka angielskiego. Dzięki temu otworzył się przede mną świat myśli, do których nigdy nie miałbym dostępu, a niektóre z obcojęzycznych dzieł na zawsze wyznaczyły kierunek mojego życia. Na tym zakończę wymienianie korzyści płynących z nauki niektórych przedmiotów, bynajmniej nie dlatego, że pozostałe są bezwartościowe. Szkoła może być wielką nauczycielką Chrystusa!
2. Chodź do szkoły, by świadczyć o Chrystusie
Szkoła jest po prostu rozległym polem misyjnym. Opowiadamy wciąż jak ciężko jest dzisiaj chodzić do szkoły i nie ulec presji środowiska. Jednak czy światło nie jest po to, by świecić w ciemności? Czy Kościół nie istnieje po to, by być świadectwem dla świata? Czy Chrystus spędził życie w ławkach synagogi? Wyjazdy na zagraniczne misje są bez wątpienia wspaniałym pomysłem, ale ludzie w Afryce nie są bardziej zgubieni niż kolega ze szkolnej ławki. W liceum miałem taki zwyczaj, by każdego dnia wieczorem modlić się o jedną ewangelizacyjną rozmowę w szkole. Wspaniale było spędzać przerwy na dyskusjach o Bogu, nawet jeśli dla większości było się jedynie barwną, nic nie znaczącą ciekawostką. Gdy Bóg łączy nas na kilka lat z ludźmi chodzącymi do tej samej klasy, arogancją byłoby myśleć, że nie mamy wobec nic żadnego zobowiązania, a cała sceneria jest najzupełniej przypadkowa. Nie warto spędzać przerw z słuchawkami na uszach i oczami wbitymi w telefon. Tuż obok siedzą młodzi ludzie, których podarował nam Bóg, dlaczego nie mielibyśmy okazywać im zainteresowania?
3. Chodź do szkoły, by stawać się podobnym do Chrystusa
Nie trudno być świętym wśród świętych. Prawdziwa szkoła charakteru rozpoczyna się w świecie bezwzględnej rywalizacji, pełnym plotek, oszczerstw i nieuczciwych zagrywek. Spędzanie wielu godzin z ludźmi, którzy bywają od nas skrajnie różni pozwoli na dostrzeżenie własnych słabości i wad, nad którymi warto intensywniej popracować. Systematyczne nieodrabianie zadań, ściąganie na sprawdzianach czy uwagi w dzienniku świadczą o poważnych brakach samodyscypliny, a to zdecydowanie nie przypomina w niczym Chrystusa. Jeśli nie odrabiasz systematycznie zadanych lekcji – wciąż odkładając je na jutro – to jestem pewien, że to samo uczynisz z modlitwą. Na cóż nam charyzmaty, jeśli nie posiadamy właściwego charakteru?
Trampolina czy hamulec?
Podsumowując, szkoła jest wspaniałym miejscem treningu, służby i pogłębiania wiary. Tylko od nas zależy czy wykorzystamy jej potencjał i nie zmarnujemy młodości na ciągłe narzekanie, rozmyślne unikanie nauki i słodkie lenistwo w imię źle pojmowanej pobożności. Lekceważące podejście do szkolnych obowiązków jest przejawem duchowej niedojrzałości i może odcisnąć negatywne piętno na wszystkich obszarach życia. Nie pozwólmy na to, gdyż szkolne dni nigdy nie powrócą. Staną się trampoliną do głębszego życia lub hamulcem, który na zawsze spowolni nasz bieg.