Święta Bożego Narodzenia – pogaństwo przemycone czy zwyciężone?
Kalendarzowe Święta Bożego Narodzenia stanowią w wielu środowiskach tzw. biblijnie wierzących chrześcijan przedmiot niekończących się kontrowersji. Wskazuje się niekiedy, iż chrześcijanin pragnący żyć według wskazań Pisma Świętego nie powinien mieć z tym pogańskim obyczajem nic wspólnego.
Czy rzeczywiście wierność Pismu Świętemu prowadzić powinna do zupełnego zerwania z bożonarodzeniową tradycją? Wydaje mi się, że taki wniosek byłby co najmniej pochopny. Niewątpliwie szereg tradycji świątecznych, szczególnie w wydaniu przesądnej pobożności ludowej, w sposób oczywisty nie przystaje do powagi i charakteru Ewangelii, a panoszący się konsumpcjonizm wynosi na piedestał to, co powinno pełnić wyłącznie służebną rolę. Z drugiej strony, czy nie wylewamy dziecka z kąpielą, negując ideę Świąt Bożego Narodzenia przy okazji – słusznego skądinąd – protestu przeciwko zawłaszczaniu osoby i dzieła Chrystusa przez antychrystusowe wartości (obżarstwo, nieumiarkowanie, chciwość, itp.)?
Wielokrotnie czułem się głęboko zasmucony, widząc chrześcijan, którzy z gorliwością wartą lepszej sprawy, odżegnywali się z pasją od jakichkolwiek skojarzeń ze Świętami Bożego Narodzenia, sprowadzając świąteczną ewangelizację do przedstawiania światu zawiłych wyjaśnień na temat tego, dlaczego ludzie kochający Chrystusa nie powinni świętować Jego narodzin. Co więcej, chrześcijan obchodzących Święta Bożego Narodzenia uważa się przy tym za zeświecczonych, flirtujących z pogaństwem i uległych bezbożnemu duchowi świata. To wszystko sprawia, że w poniższym tekście podejmę próbę sprzeciwienia się takiej narracji. Zaznaczam przy tym, iż moim celem jest nie tyle nakłonienie czytelników do hucznego, tradycyjnego obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia, co raczej zaapelowanie o to, aby przestać z nimi walczyć, a zamiast tego wykorzystać do proklamowania chwały Chrystusa. Nie będę odnosił się do poszczególnych form obchodzenia Świąt, dotykając wyłącznie samej zasadności ich istnienia. Poniższe rozważania składać się będą z krótkiej prezentacji argumentów przeciwników Świąt Bożego Narodzenia oraz związanej z nimi refleksji.
Biblia milczy na temat konieczności obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia, zatem chrześcijanie nie powinni ich obchodzić.
Argument ten jest bodaj najbardziej rozpowszechniony, stanowiąc zazwyczaj istotę podnoszonej argumentacji. Nie sposób jednak nie zauważyć, że jest nie tylko niespójny, ale i – paradoksalnie – nieugruntowany w Piśmie Świętym. Faktem jest, że autorzy biblijni nie opowiadają się za koniecznością obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia, za kluczowe należy uznać jednak, że nie wypowiadają się również przeciwko nim. Chrześcijanie nie zostali obligowani do uznawania wyłącznie tych prawd i form ich wyrażania, które znajdują się bezpośrednio w Piśmie Świętym. Zostali obligowani do tego, aby nie przyjmować niczego, co pozostawałoby w sprzeczności z nauczaniem Pisma Świętego. Zwyczaje i tradycje pozabiblijne obecne są w praktyce każdego kościoła, wyrażając docelowo niezmienne prawdy wiary. Można byłoby więc podważyć skutecznie zasadność obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia wyłącznie wtedy, jeśli wykazano by jego antychrystusowy i antyapostolski charakter – sam fakt milczenia Pisma Świętego pozostaje dla całej tej kwestii bez znaczenia. Każdy chrześcijanin w ramach praktykowania swojej wiary czyni zarówno takie rzeczy, których “nie ma w Biblii”, jak i takie, których nie praktykował wczesny Kościół. Pismo Święte nie zawiera przecież informacji o budowaniu lub wynajmowaniu budynków kościelnych, a mimo to uważamy je za oczywisty standard w życiu lokalnej społeczności. We wczesnym kościele nie organizowano konferencji młodzieżowych (a przynajmniej Pismo Święte na ten temat milczy), natomiast ich współczesna zasadność wyłącznie sporadycznie – o ile w ogóle – staje się przedmiotem jakichkolwiek rozważań. Konkludując, milczenie Pisma Świętego może oznaczać zarówno sprzeciw, jak i aprobatę. Wszystko zależy od tego, czy dane zjawisko pozostaje w zgodzie z apostolskim nauczaniem.
Święta Bożego Narodzenia mają pogański rodowód, gdyż 25 grudnia świętowano pierwotnie narodziny bóstw Niezwyciężonego Słońca i Mitry (ponadto, wątpliwym jest, aby Chrystus rzeczywiście narodził się 25 grudnia). Święto to zostało pomyślane jako ustępstwo wobec pogańskiego świata i sposób na pielęgnowanie dotychczasowych pogańskich zwyczajów, ubranych jedynie w szaty chrześcijaństwa.
Aby zrozumieć wątpliwą zasadność przywołanych argumentów, wyobraźmy sobie bitwę o Berlin w 1945 r. Kiedy wokół rozlegają się ostatnie strzały, a dookoła wybuchają pociski, radzieccy żołnierzy zdejmują z najwyższych gmachów dumnego miasta hitlerowskie flagi. Nie poprzestają jednak na symbolicznym zerwaniu znienawidzonych sztandarów, lecz w ich miejsce wieszają własne. To nie fotografie zerwanych nazistowskich flag obiegły następnego dnia wszystkie gazety na świecie, ale właśnie fotografia powiewającej radzieckiej flagi nad gruzami Berlina. Flaga – sama w sobie – jest zjawiskiem zupełnie neutralnym, dopiero jej treść niesie z sobą określoną symbolikę i ideologiczny manifest. Każdy z nas intuicyjnie odrzuciłby argumentację twierdzącą, iż skoro źli naziści wieszali flagi symbolizujące zbrodniczą ideologię, to dobrzy “wybawiciele” nie powinni wieszać żadnych flag. O dziwo, dokładnie ta sama argumentacja wybrzmiewa często w kazaniach i artykułach, spotykając się z entuzjastycznym przyjęciem: skoro źli poganie 25 grudnia świętowali narodziny bóstw, to my – chrześcijanie zdobywający wiodącą pozycję w społeczeństwie – nie powinniśmy świętować w ogóle. Dlaczego jednak brak jakiegokolwiek świętowania – w miejsce świętowania kłamstwa – miałby bardziej uwielbiać Chrystusa, niż świętowanie prawdy? Dlaczego zmowa milczenia i publiczna nieobecność 25 grudnia miałyby odróżnić wczesny Kościół od pogan w bardziej wyrazisty sposób, niż głośne i wymowne proklamowanie Ewangelii? Milczenie nie stanowi przecież przeciwwagi dla wybrzmiewających kłamstw – przeciwwagę stanowi wybrzmiewająca prawda. Idąc jeszcze dalej, dlaczego tworzenie nowych symboli – obok już istniejących – miałoby mieć większą moc oddziaływania, niż nadanie już istniejącym nowego, ewangelicznego znaczenia? Czy przybysze ze wschodu burzyli na ziemiach odzyskanych poniemieckie domy, tylko po to, aby tuż obok wybudować nowe? Nie, byłoby to działaniem na wskroś nieracjonalnym. Chrześcijaństwo nie odrzucało istniejących pojęć, form, symboli i obrzędów, jeśli tylko mogło nadać im nowe znaczenie i wykorzystać dla celów Ewangelii (pod warunkiem, że nie były one niemoralne same w sobie). Mówiąc słowami przywołanej analogii, chrześcijaństwo nie burzyło pogańskich domów, lecz wypędzało z nich pogańskich mieszkańców. Apostoł Paweł wykorzystał sformułowania hymnów ku czci Zeusa stworzone przez stoika Aretusa w III w. p.n.e. i poetę Epimenidesa w VII w. p.n.e., aby opisać nimi chrześcijańskiego(!) Boga. Ewangelista Jan przejął od greków filozoficzną koncepcję logosu (Heraklit wykorzystywał pojęcie logosu już w VI w. p.n.e.), a pawłowe listy zawierają szereg bezpośrednich odniesień do myśli Sokratesa i Platona. Fakt wykorzystania przez chrześcijaństwo pogańskiego święta i recepcja dla celów Ewangelii związanych z nim symboli nie powinny więc dziwić, stanowią bowiem prostą konsekwencję przyjętego od początku modelu zakorzeniania chrześcijaństwa w ramach istniejących kultur i zwyczajów. Dla porządku dodać należy, iż święto Sol Invictus zostało narzucone społeczeństwu odgórnie przez cesarza Aureliana w II połowie III w. n.e. i wynikało z jego osobistego oddania bóstwu Słońca. Nie ma zatem przesłanek pozwalających twierdzić, iż stanowiło dla ówczesnych na tyle istotny element religijnego krajobrazu, że – w celu ugłaskania pogańskich adwersarzy – chrześcijanie musieli ubrać je w szaty Ewangelii.
Święta Bożego Narodzenia pozostają de facto skomercjalizowanym tworem kultury masowej, obfitując w grzechy pijaństwa, obżarstwa i braku powściągliwości. W powszechnym ujęciu społecznym, brak w nich jakiegokolwiek pierwiastka duchowego, zatem chrześcijanie nie powinni ich obchodzić.
Argument ten uważam za równie nietrafiony jak pozostałe. Fakt nadużywania lub niezrozumienia danego zwyczaju przez szerokie rzesze ludzi nie uprawnia do twierdzenia, iż sam w sobie jest on błędny. Prawdopodobnie, większość ludzi w naszym kraju chodzi do kościoła z powodów kulturowo-społecznych, zupełnie nie utożsamiając się z przesłaniem i naturą Ewangelii. Czy to oznacza, że prawdziwi chrześcijanie powinni przestać chodzić do kościołów, aby odróżnić się od tych, którzy chodzą w zły sposób? Weźmy inny przykład, w Polsce Świadkowie Jehowy mają około czterokrotną przewagę liczebną nad chrześcijanami ze środowisk ewangelikalnych, tym samym co najmniej czterokrotnie częściej dowodzi się na podstawie Pisma Świętego kłamstw, niż prawdy. Czy to oznacza, że ewangeliczni chrześcijanie powinni zrezygnować z wykorzystywania w dyskursie publicznym wersetów Pisma Świętego oraz nigdy nie poruszać się dwójkami podczas ulicznych ewangelizacji? Tak, sprowadziłem rzecz do absurdu, ale wyłącznie w tym celu, aby wskazać, że negowanie zasadności obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia z powodu ich masowej komercjalizacji nie zasługuje na uwzględnienie. Mam wrażenie, że skoro niepotrafiący czytać sąsiad pali w piecu stare tomiki poezji Miłosza, to byłbym skończonym głupcem, gdybym w odpowiedzi spalił własne. Powinienem wykorzystać nadarzający się moment, aby zachęcić go do nauki alfabetu, przeczytać na głos parę zwrotek i opowiedzieć o swojej fascynującej przygodzie z poezją.
Świat kocha Święta Bożego Narodzenia, buntując się jednocześnie przeciwko Bogu. Jeśli coś jest kochane przez niewierzących, to nie powinno być aprobowane przez chrześcijan.
Cóż, świat kocha Święta Bożego Narodzenia, nie dlatego, że kocha Boże Narodzenie, ale dlatego, że kocha święta. Sympatia względem urlopu, rodzinnych spotkań, prezentów i szeroko rozumianej niezwykłości nie jest jednak niczym nagannym. Świat kocha zatem Święta, ale podkreślić należy, że jednocześnie walczy z ich chrześcijańską tożsamością. W krajach z kręgu kultury europejskiej środowiska lewicowe i antychrześcijańskie stawiają sobie za cel wyeliminowanie chrześcijańskiego charakteru grudniowych Świąt, na równi z wyrugowaniem wszelkich chrześcijańskich symboli z przestrzeni publicznej. Z tego względu w oficjalnej korespondencji coraz częściej zastępuje się tradycyjne happy christmas sformułowaniem happy holidays, a betlejemskie szopki usuwa się z miejsc publicznych pod zarzutem naruszania wolności wyznawców innych religii (lub osób bezwyznaniowych). W tym roku szczególny wkład w negację Świąt Bożego Narodzenia wniosła firma odzieżowa House, eksponując na witrynach sklepów koszulki z wulgarnym napisem atakującym Święta. Krótko mówiąc, świat nie kocha Świąt Bożego Narodzenia. Za każdym razem, gdy gorliwi ateiści wykrzykują w kontekście chrześcijaństwa takie same hasła jak gorliwi chrześcijanie, mamy do czynienia z sytuacją, w której jedna ze stron trwa w nieświadomym błędzie co do faktycznego charakteru swoich wypowiedzi. Kto pomylił się tym razem? Poprawni politycznie ateiści, czy poprawni biblijnie chrześcijanie?
Chrześcijanin powinien obchodzić Święta Bożego Narodzenia każdego dnia, zatem obchodzenie ich w określonych ramach kalendarzowych jest błędne.
Cóż, okres świąteczny ma to do siebie, że występuje przeciwko powszedniości. Nie znam nikogo, kto każdego dnia przeżywałby w głęboki sposób fakt boskiego Wcielenia, a codzienne zabieganie naszych czasów nie sprzyja duchowym rozmyślaniom. Potrzebujemy wyodrębnionego czasu pogłębionej refleksji i zadumy nad znaczeniem oraz istotą chrześcijaństwa. Święta nie powinny stać się rzecz jasna substytutem systematycznych rozważań Pisma Świętego i związanych z nim rozmyślań, jednak należy uznać je za sojusznika, a nie przeciwnika tej systematyczności. Przecież fakt okresowego obchodzenia pamiątki śmierci Chrystusa, poprzez spożywanie chleba i wina, nie oznacza, iż w pozostałe dni zupełnie o krzyżu nie myślimy – oznacza, iż w tym dniu myślimy o nim w sposób szczególny. Argument ten należy uznać zatem za nietrafny.
Obchodzić czy nie?
Konkludując, choć obchodzenie Świąt Bożego Narodzenia może przybierać przeróżne formy (lepsze, gorsze lub całkowicie błędne), to nie ma biblijnego i racjonalnego uzasadnienia dla prób ich zwalczania. Właściwie wykorzystane i docenione przez chrześcijan mogą stać się pomostem dla Ewangelii, prowadzącym w samo centrum konsumpcyjnej i bezrefleksyjnej kultury. Nie każdy chrześcijanin musi obchodzić Święta Bożego Narodzenia, gdyż Pismo Święte nie sytuuje nigdzie takiego obowiązku, jestem jednak przekonany, że każdy powinien uszanować decyzję tych, którzy je obchodzą. Wartościowanie duchowości lub wierności chrześcijan za pomocą kryterium obchodzenia lub nieobchodzenia Świąt uznać należy zatem za potężną pomyłkę, opartą o szereg fałszywych założeń i błędnych przesłanek. Nie zmienia to faktu, że wiele spośród istniejących tradycji zakorzenionych jest w błędzie (np. przeróżne przesądy związane z dniem wigilijnym), zasługującym niewątpliwie na zidentyfikowanie i publiczną negację. Podobnie jak konsumpcyjne, bezrefleksyjne i pozbawione treści świętowanie Bożego Narodzenia przez tych, którzy żyją tak, jakby całe wydarzenie chrystusowe przynależało do świata fikcyjnych opowieści.
W związku z powyższym, nasuwa mi się na myśl podsumowujący apel: nie spędzajmy tych dni na walce z ideą świętowania narodzin Chrystusa. Spędźmy je na walce o realizację celów, dla których się narodził.