Elisabeth Elliot – życie (nie)idealne
Życie Elisabeth Elliot wydało mi się dalekie od idealnego, kiedy po raz pierwszy usłyszałam jej historię. Byłam w szoku, kiedy dowiedziałam się o wydarzeniach z 1956 roku, o śmierci pięciu misjonarzy w ekwadorskiej dżungli. Jeszcze bardziej przejęła mnie historia ich żon, oczekujących przy nadajnikach radiowych wiadomości od swoich mężów, a następnie wyczekujących wieści od ekspedycji ratunkowej, która wyruszyła na poszukiwania misjonarzy; w końcu słuchających słów: „znaleźli ciała”. Kiedy po raz pierwszy słuchałam tej historii wszystko we mnie krzyczało: „Nie! Boże jak mogłeś na to pozwolić?! Jaka straszna historia!” Nie mogłam pogodzić się z tym, że młoda kobieta została sama z maleńkim dzieckiem i samotnie kontynuowała pracę, która byłam marzeniem i powołaniem jej męża…
Ta historia nie kończy się w tym miejscu i w dalszym ciągu odbiega od życia, o jakim marzy większość młodych dziewcząt, o jakim marzyłam, jako nastolatka. Po siedmiu latach spędzonych w dżungli, Elisabeth wraca do Stanów i nadal samotnie wychowuje córkę. W wieku czterdziestu trzech lat zostaje żoną profesora Addisona Leitcha. Małżeństwo znów nie trwa długo, cztery lata później Addison umiera na raka. Po paru latach wypełnionych pisaniem i pracą na Gordon-Conwell Theological Seminary, Elisabeth ponownie wychodzi za mąż za Larsa Grena. Przeżyją razem trzydzieści sześć lat. Na początku wspólnie pracują i podróżują, później przez ostatnich dziesięć lat życia Elisabeth, Lars będzie troskliwie opiekował się chorą na demencję żoną.
Po śmierci Elisabeth, jej córka Valeria Elliot Shepard powiedziała: „Wiele osób pytało mamę, jak daje radę być mi matką i ojcem. A ona odpowiadała, że nigdy nawet się nie starała. Bóg obiecał w Biblii, że on sam będzie Ojcem dla tych, którzy nie posiadają ziemskich ojców. I tego mnie uczyła. Nigdy nie odczuwałam braku taty.” Słuchając tych słów uśmiechnęłam się i ze łzami w oczach wróciłam myślami do życia Elisabeth, ale od kilku lat postrzeganego już z zupełnie innego punktu widzenia.
Elisabeth swoim życiem i pracą ubłogosławiła wielu, nie tylko jako misjonarka w Ekwadorze czy wykładowca na Gordon-Conwell Theological Seminary. Napisała ponad dwadzieścia książek a wiele jej myśli stało się cennymi wskazówkami dla chrześcijan na całym świecie. Również dla mnie. Kilka z nich szczególnie mi pomogło, kierując mój wzrok na Chrystusa i zachęcając mnie do ufania Bogu i uwielbienie Go w każdych okolicznościach:
„Ta praca została dana mi do wykonania. Dlatego jest to prezent. Dlatego jest to przywilej. Dlatego jest to ofiara, jaką mogę złożyć Bogu. Dlatego powinnam wykonywać ją z radością, jeśli wykonuję ją dla Niego. Tutaj, nie gdzieś indziej, mogę nauczyć się Bożej drogi. W tej pracy, nie w jakiejś innej, Bóg oczekuje mojej wierności.”
„Zostaw wszystko w rękach, które zostały za ciebie przebite.”
„Jednej rzeczy jestem całkiem pewna, historia napisana przez Boga nigdy nie kończy się w popiołach.”
„Jeśli wierzysz w Boga, który kontroluje wielkie sprawy, musisz wierzyć w Boga, który kontroluje małe sprawy.”
Historia idealna, to nie życie bez problemów, bez tragedii, bez bólu. Idealnym nie jest życie, w którym wszystko toczy się tak, jakbyśmy chcieli, jak sobie to wymarzymy. Historia idealna to historia życia, przez które uwielbia się Bóg i które On używa ku swej chwale. A Jego drogi są wyższe od naszych, a Jego myśli są wyższe od naszych.
Kiedy myślę o życiu Elisabeth przypominają mi się słowa napisane przez Steve’a Sainta (syna Nate’a Sainta – jednego z pięciu misjonarzy zamordowanych przez Auca):
„Myśle, że Elisabeth byłaby szczęśliwa gdybyśmy zapamiętali ją po prostu jako kobietę wspaniale użytą przez Boga. Dla nas, śmiertelników, była niesamowicie utalentowaną i uzdolnioną kobietą, która ufała Bogu w najcięższych życiowych doświadczeniach (nawet demencji starczej) i pozwoliła, aby Bóg ją użył. I On to zrobił.”
Dziś życie Elisabeth wydaje mi się piękne i idealne, gdyż ufając Bogu w najcięższych chwilach i oddając Mu się bez reszty, pozwoliła, aby uwielbił się przez okoliczności jej życia, używając jej w budowaniu Kościoła ku swej chwale. O takim życiu marzę prosząc o łaskę, abym zawsze mogła ufać Bogu i aby Chrystus uwielbił się we wszystkich i przez wszystkie okoliczności mojego życia.