Chrześcijaństwo to nie “głuchy telefon”

Jestem dzieckiem ostatniej dekady minionego wieku. Osobą, której wczesne dzieciństwo minęło głównie na zabawach na podwórku, jeździe na rowerze i skakaniu na skakance. Ja i moi rówieśnicy wychowywaliśmy się (przynajmniej do pewnego momentu) bez komputerów, a co dopiero Internetu. Przez pierwszych kilka lat życia nasz dom, szkoła i podwórko były całym naszym światem. Nikomu wtedy nie przyszłoby nawet do głowy, że może być coś takiego jak portale społecznościowe. Naszą klasą byli ludzie, z którymi codziennie o ósmej rano zasiadaliśmy w szkolnych ławkach. Facebookiem były albumy, w których znajdowały się zdjęcia z przyjaciółmi zrobione np. podczas kolonii – fotografie te przedstawiały ludzi i wydarzenia, które tworzyły nasze realne wspomnienia. Nikt też chyba nie odczuwał wtedy potrzeby, by co drugą swoją myśl – bardziej błyskotliwą lub mniej – natychmiast wytweetować całemu światu albo od razu poinformować wirtualną przestrzeń o tym, co się akurat zjadło, kupiło lub zrobiło. Dorastaliśmy wraz z postępem technologicznym, który powoli zaczynał dawać nam dostęp do rzeczy i możliwości, o których nie śniło się naszym rodzicom. Wszystko w życiu ma swoje konsekwencje, więc i to otwierające się na świat internetowe okno, zaczęło na nas mniej lub bardziej oddziaływać.

Wszyscy wkroczyliśmy już w dorosłość. Każdy w jakiś sposób poukładał swój system wartości, określił priorytety. Za nami jednak pojawiło się kolejne pokolenie. Pokolenie w pewnym sensie bezbronne i wystawione na większe niebezpieczeństwa niż my – ono bowiem już od najwcześniejszych lat jest zewsząd zalewane wpływem współczesnej pop kultury, wirtualnego świata, mediów i promowanych w nich trendów. A młodemu, nastoletniemu człowiekowi tak trudno jeszcze odróżnić dobre od złego, ziarno od plew.

We współczesnym świecie dużo mówi się o kryzysie wartości i braku autorytetów. Dotyczy to nie tylko środowisk świeckich, ale w pewnym stopniu także i Kościoła. Pokoleniowe różnice sprawiają, że często starsi i młodsi mają problem z wzajemnym zrozumieniem. Młodzi często uważają starszych za „zacofanych”, starsi zaś młodszych za zbyt „postępowych”. Niewiele potrzeba, by zaiskrzył konflikt. Często słychać skargi, że wśród starszych brakuje wzorców, których przykład można by naśladować. Zostawmy jednak na razie kwestię relacji starsi – młodzi. Skupmy się na moment na innej – młodych z… młodszymi.

Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że nastoletni młody człowiek szukający jakiegoś wzorca do naśladowania raczej nie często będzie szukał w pokoleniu swoich rodziców czy dziadków. Najprawdopodobniej zwróci swój wzrok na tę grupę, która wiekowo jest najbardziej do niego zbliżona, a która przekroczyła już ten magiczny próg dorosłości. Prawdopodobnie spojrzy więc na nas – obecnych dwudziestoparolatków. Jaki zobaczy obraz?

Czasami podczas nabożeństw mogę uchwycić ukradkowe spojrzenia kilku małych dziewczynek. W ich spojrzeniu widzę siebie sprzed lat, jak sama patrzyłam z pewnego rodzaju fascynacją na młode „ciocie”, które już były dorosłe. Należały do innej kategorii dorosłych niż rodzice i to na nich byłam bardziej skłonna się wzorować. Stojąc więc w kościelnej ławce zastanawiam się, co one we mnie zobaczą? Czy będzie to obraz młodej kobiety według Bożego serca, której słowa, czyny, zachowanie i wygląd będą świadectwem tego, że jest królewską córką, która należy do wspaniałego Boga? Czy raczej zobaczą osobę nie różniącą się zbyt wiele od tych pokazywanych w mediach, pop kulturze, na ulicach? I, żeby uniknąć niejasności, nie mam tutaj na myśli kwestii ubioru czy wyglądu. Jakkolwiek jest ona istotna, takie pojęcia jak „skromność” czy „zadbanie” z definicji są dość pojemnymi określeniami, w dużej mierze poddawanymi subiektywnej interpretacji. Dużo istotniejsza, w moim mniemaniu, jest kwestia charakteru i zachowania, bo to w nich przejawia się owoc Ducha: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, wstrzemięźliwość (Gal 5:22-23).

Często nie zdajemy sobie sprawy, że to właśnie my jesteśmy dla tego najmłodszego pokolenia wizytówką chrześcijaństwa. Prawdopodobnie to nam przypadnie w udziale przekazanie im Prawdy, którą nam z kolei przekazało starsze, powoli odchodzące pokolenia. To od nas zależy, czy będzie to nienaruszony, bezcenny skarb Słowa, które daje życie, czy będzie raczej przypominało mocno zmienione zdanie, które jak w zabawie w głuchy telefon dociera do ostatniej osoby zupełnie zniekształcone. Jesteśmy swoistym pomostem, między tymi, którzy byli przed nami, a tymi, którzy idą za nami. Jakkolwiek banalnie może to brzmieć, musimy zdawać sobie z tego sprawę – również z konsekwencji, jakie się z tym faktem wiążą.

List św. Pawła do Tymoteusza zawiera wiele słów zachęty, które choć oryginalnie adresowane do młodego Tymoteusza, powinny motywować i nas, by staczać dobry bój, zachowując wiarę i dobre sumienie (1 Tym 1:18-19), unikać niepotrzebnych, bezsensownych sporów, ale ćwiczyć się w pobożności (1 Tym 4:7). Apostoł Paweł dając te wskazówki stawia poprzeczkę wysoko: Niechaj cię nikt nie lekceważy z powodu młodego wieku; ale bądź dla wierzących wzorem w postępowaniu, w miłości, w wierze, w czystości. (…) O to się troszcz, w tym trwaj, żeby postępy twoje były widoczne dla wszystkich. Pilnuj siebie samego i nauki, trwaj w tym, bo to czyniąc, i samego siebie zbawisz, i tych, którzy cię słuchają” (1 Tym 4:12, 15-16). Pawłowe zalecenia mają na celu nie tylko dobrą duchową kondycję Tymoteusza, ale także ubogacenie ludzi z jego otoczenia. Każdy z nas, w większym lub mniejszym stopniu, jest pod wpływem otoczenia, w którym się znajduje, jak i sam na to otoczenie oddziałuje. Dlatego być może warto czasami zatrzymać się na moment i pomyśleć, że my sami – nasz charakter, zachowanie, wygląd, świadectwo naszego życia i koherencja między deklarowanymi poglądami i wyznawaną teologią, a sposobem, w jaki żyjemy – być może dla niektórych z młodszych pokoleń jesteśmy albo zachętą, albo raczej przeszkodą w opowiedzeniu się za chrześcijaństwem i zdecydowaniu się, by pójść za Chrystusem. Szczególnie, że w dwudziestym pierwszym wieku, areną na której nierzadko wszystko się rozgrywa jest sfera wirtualna, m.in. na platformie mediów społecznościowych. Warto i ten aspekt wziąć pod uwagę. Chyba większość z nas spotkała się z choć jednym przypadkiem, gdy czyjś starannie wykreowany internetowy wizerunek (albo raczej niekiedy „prawdziwe oblicze”) nie do końca pokrywał się z rzeczywistością, bądź sprawiał wrażenie podwójnego życia, posiadania „dwóch twarzy”.

Jak już było wspomniane powyżej, Apostoł Paweł w swoich listach do Tymoteusza zawarł jasne wskazówki dotyczące życia i postępowania, niech jego słowa będą zachętą – a może i wyzwaniem – także i dla nas:

Ale ty, człowiecze Boży, unikaj tego, a zabiegaj o sprawiedliwość, pobożność, wiarę, miłość, cierpliwość, łagodność. Staczaj dobry bój wiary, uchwyć się żywota wiecznego, do którego też zostałeś powołany i złożyłeś dobre wyznanie wobec wielu świadków. Nakazuję ci przed obliczem Boga, który wszystko ożywia, przed obliczem Chrystusa Jezusa, który przed Poncjuszem Piłatem złożył dobre wyznanie, abyś zachował przykazanie bez skazy i bez nagany aż do przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa, które we właściwym czasie objawi błogosławiony i jedyny władca, Król królów, Pan panów, Jedyny, który ma nieśmiertelność, który mieszka w światłości nie dostępnej, którego nikt z ludzi nie widział i widzieć nie może; jemu niech będzie cześć i moc wieczna. Amen (1 Tym 6:11-16).

  • 13 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego na wydziale filologii angielskiej i lingwistyki. Zainteresowana historią, literaturą i językoznawstwem, miłośniczka książek i podróży.