Nasza ojczyzna jest w niebie… i w Polsce
Polska potrzebuje chrześcijaństwa, ale czy polscy chrześcijanie potrzebują polskości? Coraz częściej twierdzi się przecież, że w kościelnym krajobrazie nie ma miejsca dla biało-czerwonych barw. Skoro “nasza ojczyzna jest w niebie” (Flp 2,3), jak autorytatywnie stwierdził apostoł Paweł, to najwyraźniej nie na ziemi. Nie wśród kaszubskich jezior i bałtyckich plaż. Nie w Polsce. Czyż nie jesteśmy, jak pięknie ujął to autor listu do Hebrajczyków, gośćmi i pielgrzymami na ziemi, szukającymi dopiero ojczyzny (Hbr 11,13-14)? Nie można żyć w ojczyźnie i szukać ojczyzny. Może polskość jest zatem wyłącznie kategorią nieodnowionej rzeczywistości i pochodną moralnego upadku człowieka? Dlaczego chrześcijanie mieliby pielęgnować więzi wspólnoty narodowościowej, skoro Kościół – ostateczna i najdoskonalsza ze wszystkich wspólnot – uwolnił się od ciężkiego brzemienia kontekstów narodowościowych, kulturowych, geograficznych lub historycznych? Skoro “w odnowieniu tym (w Chrystusie) nie ma Żyda, ani Greka” (Gal. 3,28; Kol 3,11), to tym bardziej nie ma tam Polaka! Czy nie powinniśmy rozpoznać i potępić zło, które wyrządziły w historii właśnie podziały narodowościowe i szalejące nacjonalizmy, usprawiedliwiające na różne sposoby pogardę i nienawiść wobec drugiego człowieka? Czy nie powinniśmy zaproponować w duchu Ewangelii nowej, ponadnarodowej Wspólnoty, identyfikującej się raczej z krzyżem niż z orłem i raczej z “Ojcze nasz” niż z “Mazurkiem Dąbrowskiego”? Cóż, najwyższy czas zrozumieć, że nasza ojczyzna jest w niebie… i w Polsce.
Narodowość to Boży pomysł
Wbrew kuszącym uproszczeniom, narodowość nie jest produktem grzesznych podziałów w łonie ludzkości lub efektem językowej kary spod wieży Babel. To Bóg “z jednego pnia wywiódł wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania” (Dz 17,26). Najwyraźniej różnorodność języków, kultur, obyczajów, tradycji i form współistnienia nie tylko nie stoi w poprzek Bożych planów wobec ludzkości, ale wręcz przeciwnie – umożliwia ich realizację.
Nowa rzeczywistość w Chrystusie nie eliminuje zasadności istnienia narodowej różnorodności, a oba te porządki pozostają ze sobą komplementarne, a nie przeciwstawne. To prawda, w Chrystusie “nie ma Żyda, ani Greka”; nie ma jednak również “mężczyzny, ani kobiety”. Retoryka apostoła Pawła nie była propozycją usunięcia kategorii narodowościowych, w ramach globalnej wspólnoty kościelnej, tak samo jak nie była wezwaniem do ujednolicenia płci i porzucenia zbędnych rozróżnień. To prawda, nasza ojczyzna jest w niebie, choćby dlatego, że nasz Ojciec jest w niebie. Pokusić się jednak o stwierdzenie, że w takim razie na ziemi nie potrzebujemy ojczyzn, to jak przyznać, że nie potrzebujemy ojców. Cóż, potrzebujemy. Duchowa tożsamość nowego stworzenia nie eliminuje tożsamości ziemskich, a w szczególności płciowych, rodzinnych lub właśnie narodowościowych.
Ewangelia głoszona wszystkim narodom
Dogłębna analiza Nowego Testamentu prowadzi do zadziwiających wniosków – celem apostolskiej misji w świecie było przede wszystkim zaniesienie Ewangelii do wszystkich narodów, a dopiero później do wszystkich ludzi. Jezus Chrystus mógł powiedzieć przecież: “idźcie i czyńcie uczniami wszystkich ludzi!” Powiedział jednak: “idźcie i czyńcie uczniami wszystkie narody” (Mat 28,19). Apostołowie dobrze zrozumieli swoją misję, pracując, “aby dla imienia jego przywieść do posłuszeństwa wiary wszystkie narody” (Rzym 1,5). Apostoł Paweł jest modelowym przykładem koncentracji misyjnej nie tyle na poszczególnych osobach lub terytoriach, co właśnie na grupach etnicznych. Jego chlubą było “głosić ewangelię nie tam, gdzie imię Chrystusa było znane” (Rzym 15,20), co tłumaczy również zdumiewające stwierdzenie, że na rozległym terytorium “nie ma już pola do pracy” (Rzym 15,23). Nie oznacza to, że wszyscy w “Jerozolimie i okolicznych krajach aż po Ilirię” (olbrzymi obszar pomiędzy południową Palestyną a północną Italią) przyjęli już Ewangelię, albo że nie było nikogo, kto nie spotkałby się tam jej z pełną i dogłębną ekspozycją. Oznaczało to jednak, że apostoł Paweł odczuwał przynaglenie, aby strumień misyjnej aktywności skierować ku kolejnym narodowościom; ku tym, które nie słyszały jeszcze Ewangelii.
Narody w niebie. Tak, Polacy również!
Ta zdumiewająca koncentracja na narodach znajduje swoje dogłębne uzasadnienie w ostatniej księdze Pisma Świętego. Apokalipsa pełna jest poruszających opisów zwycięskiej Wspólnoty Kościoła, a w samym centrum tego radosnego pejzażu znajduje się właśnie prowokująca różnorodność narodów: “Potem widziałem, a oto tłum wielki, którego nikt nie mógł zliczyć, z każdego narodu i ze wszystkich, plemion, i ludów, i języków, którzy stali przed tronem i przed Barankiem, odzianych w szaty białe, z palmami w swych rękach. I wołali głosem donośnym, mówiąc: Zbawienie jest u Boga naszego, który siedzi na tronie, i u Baranka” (Obj 7,9-10).
Wyobraźmy sobie pewną niezwykłą stopklatkę z barwnego obrazu Nowego Jeruzalem, otrzymanego przez apostoła Jana na wyspie Patmos: “A miasto nie potrzebuje ani słońca ani księżyca, aby mu świeciły; oświetla je bowiem chwała Boża, a lampą jego jest Baranek. I chodzić będą narody w światłości jego, a królowie ziemi wnosić będą do niego chwałę swoją. A bramy jego nie będą zamknięte w dzień, bo nocy tam nie będzie; I wniosą do niego sławę i dostojeństwo narodów” (Obj. 21,23-26). Inne przekłady Nowego Testamentu oddają “sławę i dostojeństwo” poprzez np. “przepych i skarby” (BT) lub “wspaniałość i skarby” (KOW).
Najwyraźniej w wieczności odbywać się będzie wspaniały spektakl uwzględniający w scenariuszu wszystko to, co najpiękniejsze w każdej z niezliczonych grup etnicznych. Unikalne cechy narodowe i fragmenty dziejowych dramatów rozbłysną świeżym blaskiem w świetle chwały Bożej, znajdując swoje ostateczne miejsce na wielkiej planszy otulonej już do snu historii. Uwielbienie płynące dla Baranka Bożego przypominać będzie uderzająco bogatą symfonię zsynchronizowanych ze sobą kontekstów, kultur i języków. Wieczność nie ujednolici narodowych tożsamości, nie stłamsi ich i nie wyeliminuje. Różnorodność Bożego działania i bogactwo jego chwały ukazane zostaną właśnie na tle uwielbienia płynącego ze strony “plemion, ludów i języków”, z których każde wniesie do Nowej Rzeczywistości esencję swojego dziedzictwa i historii, a także zapach wyjątkowego zakątka losów wszechświata. Potężny chór odkupionych głosów będzie spektakularnym przejawem głębokiej jedności w głębokiej różnorodności, czego w takiej skali nigdy nie udało się osiągnąć żadnej idei mierzącej się z tajemnicą życia. Jeżeli tak intryguje nas obraz 7411 gitarzystów odgrywających jednocześnie utwór „Hey Joe” Jimiego Henrdixa (Gitarowy Rekord Guinnessa), o ileż głębszym doświadczeniem będzie trwale zjednoczone uwielbienie, podziw i cześć ze strony niezwykle barwnych szeregów różnorodnych “plemion, ludów i języków”! Absolutna wyjątkowość tej ujmującej scenerii dowodzić będzie rozpiętości chwały i wartości Tego, który narody te powołał do istnienia, a później przyciągnął do siebie silnym sznurem Ewangelii. Bóg wybrał bogactwo form istnienia jako manifestację swojej niezmierzonej Mądrości, a różnorodność stworzonych bytów uzupełniona zostanie właśnie różnorodnością odkupionych narodów.
Dlatego właśnie potrzebujemy polskości wraz całym jej dziedzictwem historycznym i kulturowym. Polacy nie są bowiem wyjątkiem i również zasilą szeregi narodów w Nowym Jeruzalem, wnosząc tam unikalne “wspaniałości i skarby” przypisanego do siebie losu. Pamiętajmy, że jakkolwiek tragiczny lub bolesny nie byłby to los, to w kontekście pełnego pejzażu narodowościowych zmagań ujawni w wieczności swój prawdziwy sens.
Teologiczny kosmopolityzm? Nie, dziękuję
Teologiczny internacjonalizm chciałby przekonać nas, że najlepiej porzucić narodowe barwy, głośno wyznając przy tym wszystkie bolesne przywary polskości, a później wtopić się w jednolity tłum odkupionych, przypominających jako żywo ubrane na biało szeregi identycznie wyglądających świętych z obrazkowych Biblii dla dzieci (obowiązkowo z równo przyciętymi palmami w dłoniach). Chciałby popchnąć nas do urzeczywistniania globalnego mega-projektu “wynaradawiania” Kościoła i swoistego kulturkampf wobec wszystkiego, co nie nosi na sobie znaku pop-kulturowej jedności w jednolitości.
Cóż, daleko mi do etnocentrycznego nacjonalizmu, upatrującego w narodowości absolutnej wartości. Daleko mi również do nacjonalizmu teologicznego, karmiącego się przekonaniem o wyjątkowym posłannictwie mesjańskiej Polski lub – w wersjach ucharyzmatycznionych – o roli “świeżego ognia Europy”. Nie będę ogłaszał, że “Polska będzie zbawiona”, bo nie widzę powodu, dla którego miałaby być zbawiona bardziej niż Angola, Meksyk lub Lichtenstein. Wszystko to nie zmienia jednak faktu, że to właśnie Polska stała się moim ziemskim domem – lub jak kto woli: tymczasowym namiotem – na mocy szczególnego zarządzenia Bożego. Niekiedy przytulnym i ciepłym, innym razem lodowato obcym, ale zawsze domem.
Ta pochylona i pomarszczona Polska, nosząca na plecach ciężki bagaż historycznych dramatów, ale i radośnie wychylająca się ku przyszłości z niezmiennie świeżym optymizmem, nie jest dla mnie wstydliwym dodatkiem do zakorzenionej w Chrystusie duchowej tożsamości, ale raczej ważnym komponentem tego, kim jestem jako chrześcijanin. Polska szukająca od wieków swojego miejsca nie tylko na mapie Europy, ale i wśród ideologicznych alternatyw serwowanych przez kroczące przez historię zamiecie, w tajemniczy dziś dla nas sposób odgrywa rolę przypisaną jej przez wiekami przez Stwórcę. Ten dzielny naród, zdolny zarówno do heroicznych czynów, jak i horrendalnych błędów, ma swoje własne miejsce w szeregu odkupionych narodów. Powinniśmy fakt ten z pokorą i z wdzięcznością zaakceptować, współtworząc polskość i chroniąc depozyt zgromadzonego w jej ramach dziedzictwa.
Polska potrzebuje chrześcijaństwa, a polscy chrześcijanie potrzebują polskości. Nie dlatego, że jesteśmy jak Niemcy, Francuzi lub Włosi, ale właśnie dlatego, że nie jesteśmy. Gdzieś na Scenie Wieczności trwają już ostatnie przygotowania, a jedno z miejsc zarezerwowanych dla niezliczonej rzeszy “plemion, ludów i języków” naprawdę nosi tą piękną nazwę: Polska.
Boże, błogosław Polskę!