List do Liberalnego Protestanta
Drogi Liberalny Protestancie,
Nie jest łatwo pisać mi kolejne zdania tego listu. Nie wiem nawet, jak mam się do Ciebie zwracać. Postępowy chrześcijaninie? Liberalny protestancie? Protestancki… liberale? Jeśli chodzi o mnie, możesz wybrać taką nazwę, jaką po przeczytaniu tego tekstu uznasz za najbardziej trafną.
Być może nazwiesz mnie fundamentalistą, choć samemu nie uważam się za takowego. Może uznasz mnie za kryptokatolika, ale przecież – urodzony w protestanckiej rodzinie – nigdy nie byłem członkiem Kościoła Rzymskokatolickiego, na który zawsze patrzyłem stosunkowo wolnym od dysydenckich namiętności okiem zewnętrznego obserwatora. Może jestem dla Ciebie po prostu staroświecki; ot, relikt dawnych czasów, wyrzucony na brzeg teraźniejszości przez dawno minione pływy morza historii: mastodont, który jeszcze nie dostrzegł zniknięcia właściwej mu epoki. To ostatnie byłoby nawet dla mnie komplementem – aczkolwiek musisz wiedzieć, że historia i dziedzictwo chrześcijańskiej tradycji same w sobie nie są dla mnie domem; raczej oknem, przez które zaglądam do Domu.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że jako członkowie i tak nielicznego w Polsce nurtu chrześcijaństwa będziemy naturalnie współdzielić sposób patrzenia na Boga i wiarę. Odnajdziemy w sobie nawzajem głęboko wyznawane i najskrytsze intuicje dotyczące roli Kościoła, interpretacji Biblii czy Chrystusa. W obranym przez Ciebie kierunku odnajdę właściwą drogę wiary a w tworzonych przeze mnie teologicznych ilustracjach Ty odkryjesz swoje własne myśli przelane na papierowe płótno. W końcu jesteśmy protestantami! Wielu Twoich towarzyszy to członkowie historycznych protestanckich wyznań, do których mam ogromne pokłady szacunku i sympatii. Ja z kolei wywodzę się z charyzmatyczno-ewangelikalnego ruchu, którego dynamizm przynajmniej przez jakiś czas musiał kiedyś zdobyć Twoje zainteresowanie.
Nie będę jednak ukrywał – trudno mi wyobrazić sobie kogoś innego niż Ty, kto w swoich wyobrażeniach na temat chrześcijaństwa byłby ode mnie odleglejszy. Dlaczego? Spróbuję wyjaśnić.
Oferta świata czy… oferta dla świata?
Pozwól jednak, że na początku zadam Ci pytanie; co chcesz zaoferować światu? Co jest Twoją Ewangelią? Że ponieważ Bóg nas kocha, możemy być tacy jacy jesteśmy? Czy ponieważ Bóg nas kocha, możemy stać się inni? Pytam, bo nie wiem. Czytam lub słucham wywiadów, których udzielają protestanccy duchowni z bardziej posuniętych na liberalnym kursie państw zachodnich – i nie mogę wychwycić, jaka jest treść kierowanego przez nich w stronę świata apelu. Tolerancja? Prawa człowieka? Humanizm? Wolność religijna? Potępienie religijnego fundamentalizmu? Ich głos zlewa się z wołającym dokładnie o to samo laickim chórem, ginie w tumulcie pozbawionej wiary opinii publicznej. Często słyszę u Ciebie powoływanie się na rzekomo zapomniane dotychczas w chrześcijaństwie miłosierdzie oraz konieczność należytego jego wyeksponowania. I to prawda, że wobec świata nie da się być “zbyt miłosiernym”; ja też wierzę, że Boża łaska nie ma granic. Da się jednak być za mało sprawiedliwym – nie chcieć uznać zła za zło a niechętnie traktowanej dziś prawdy za wartą obrony.
Wydaje mi się, że chociaż trochę pojmuję Twój pomysł na dzisiejszy protestantyzm. W zdominowanej przez stosunkowo konserwatywny oraz ludowy katolicyzm Polsce, inne wyznania mogą zapełnić postępową niszę; stanowić interesującą alternatywę dla ludzi znużonych zaangażowaniem episkopatu w politykę, klerykalizmem bądź irytującym uporem polskim hierarchów w sprawach moralnego nauczania Kościoła. Twoim marzeniem jest Kościół pozbawiony obsesji w sprawach rozporkowych, jak najżywiej potępiający żywe tu i ówdzie przejawy nacjonalizmu bądź innych wrogich Ci ideologii, starannie stroniący od polityki i jej rzekomo neutralnych światopoglądowo fundamentów, unikający nakładania na swoich wiernych zbyt surowych (kto właściwie ustala, co jest zbyt surowe?) wymagań… Słowem – myślisz o Kościele co do zasady pogodzonym ze światem. Kościele, który zaakceptował ponowoczesność i XXI-wieczny świat Zachodu w stanie surowym. Odrobinę przejaskrawiając; czy nie marzy Ci się po prostu trochę bardziej uduchowiona przybudówka Partii Razem?
Nie oznacza to oczywiście, że Twój protestantyzm nie walczy – o nie! W pewnym sensie Ty również wierzysz w “Kościół wojujący” – Ecclesia Militans. Twoi współtowarzysze niczym dawni obrońcy ortodoksji – jak poczują wiatr w żaglach – miotają ogniste anatemy i pozwalają sobie na odium theologicum wobec heretyków. Kto jest jednak Waszym celem? Przeciwko komu walczycie? Zaskakująco często przeciwko “martwej religii”, bardzo rzadko przeciwko martwemu światu. Wasz reformatorski zapał i gorące apele obracają się zawsze w stronę nie dość zreformowanego w nowoczesnym duchu Kościoła, nigdy ku nie dość wierzącemu w Chrystusa tłumowi. W końcu Pan też nie szczędził ostrych słów właśnie uczonym w Piśmie!
Jak łatwo przychodzi Ci potępiać katolików za ich zaściankowość i skostnienie! Jeśli masz ich za współczesnych faryzeuszy, pamiętaj że według słów samego Jezusa “Jeśli Twoja sprawiedliwość nie będzie obfitsza niż ich sprawiedliwość, nie ujrzysz Królestwa Bożego”. Czy rzeczywiście Twoje życie przynosi owoc, z którym możesz bez strachu stanąć przed Bożym trybunałem? Zaskakuje mnie, jak łatwo przychodzi Ci powiązać (wprost utożsamić) faryzeizm z religijnością. Tak jakby nie istnieli religijni Nikodemowie oraz świeccy Kajfasze – zaczadzeni w oparach nowoczesnych ideologii, tych quasi-kultów dzisiejszego wieku! Nie dziwota, że hipokryzja i fałsz w kipiącej religijnością starożytnej Judei znalazły schronienie właśnie w strukturach religijnych; dlaczego jednak miałyby uczynić to samo w gotującej się od niewiary współczesnej Europie? Wszak problemem wrogów Jezusa była zatwardziałość serc; a ta, powiedzmy sobie szczerze, na pewno nie kończy się na kościelnej kruchcie.
Mówisz że walczysz przeciwko martwej religii – ale czy widzisz, obok kogo stajesz w tej walce? Tak się składa, że gdy świat zwraca się przeciwko wierze (nawet tej tylko powierzchownie Chrystusowej), to w większości przypadków i tak potępia w niej to, co słuszne. Jak zauważył Jan Kalwin, Bóg jest tak łaskawy i tak wysoko ceni dobro, że w ograniczonym stopniu nagradza nawet pozór cnoty; niewiara natomiast gotowa jest walczyć nawet z cieniem wiary, z jej nazwą, imieniem… Nie widzisz że rozwiązaniem na bolączki płytkiej wiary nie jest antyklerykalizm? Chcesz wzywać ateistów, by wypisali receptę ciężko choremu organizmowi Kościoła? Sojusz antychrześcijańskiego świata z “prawdziwą wiarą” przeciwko “fałszywej religii” – to zbyt absurdalne, by mogło być słuszne. Herosie błędu! Naprawdę bliżej Ci do tych, którzy chcą zaorać zachwaszczony ugór polskiej religijności do gołej ziemi niż do tych, którzy w jej ramach choć trochę i choć czasem szukają Boga?
Reformacja rewolucją czy… kontrrewolucją?
Inspirujesz się odwagą Reformatorów w naruszaniu kościelnego status quo. Wielokrotnie wyrażałeś pragnienie, by naśladować ich właśnie w tym; odważnym konfrontowaniu denominacji zastygłych w stagnacji i obskurantyzmie. “Protestanci, protestujcie!” – oto Twoje zawołanie, którym chcesz zatrząść posadami tradycyjnych, konserwatywnych Kościołów (artykuł pod takim właśnie tytułem na opisywany przeze mnie temat jest dostępny w internecie; wystarczy “wygooglać”). Co powiesz jednak o treści głoszonych przez Reformację tez? Jak odniesiesz się do zaintonowanego przez nią hymnu na cześć absolutnie koniecznej i w pełni wystarczającej Bożej łaski? Zgodzisz się z tak podkreślaną wówczas całkowitą deprawacją upadłego człowieka i wypływającą z tego radykalnie pesymistyczną oceną pozbawionego wiary świata? Jesteś gotów odmówić sprawiedliwości wszystkim, którzy odmawiają czci Chrystusowi? Chciałbyś zainicjować wzmożony wysiłek na rzecz powrotu do autentycznego nauczania Pisma Świętego, nawet za cenę konfrontacji z panującymi obecnie trendami? Nie ma bowiem co ukrywać – jeśli protestanckie “sole” są dla Ciebie czymś więcej niż pożytecznym wehikułem do walki z rzymskim katolicyzmem, wówczas z pewnością dostrzeżesz, jak bardzo ich treść gryzie się ze wszystkim, co króluje dziś w kulturze popularnej laickiego świata. Mówiąc całkiem wprost – jeśli tezy Reformacji były słuszne i trafne w odniesieniu do XVI-wiecznej doktryny Kościoła, wówczas są one dziesięć razy bardziej słuszne i trafne w XXI-wiecznym kontekście postmodernizmu i demoliberalizmu. Jeśli w imię powrotu do autentycznego chrześcijaństwa chcemy odrzucić niektóre z historycznie chrześcijańskich tradycji, tym bardziej trzeba nam zwrócić się przeciwko współczesnym świeckim modom. Jeśli miało sens odrzucenie celibatu dla księży (przecież w imię argumentów biblijnych!), tym większy sens ma potępienie współczesnej panseksualnej rozpusty – dokładnie z tych samych powodów! Skoro istniała wtedy szczególna potrzeba przypominania o przemożnym wpływie grzechu na naturalne możliwości człowieka, o ileż bardziej konieczne jest to dziś, gdy neguje się samo to pojęcie! Późni scholastycy tacy jak Gabriel Biel rzeczywiście pomylili się sugerując, że sama Boża łaska jest do zbawienia jeszcze niewystarczająca; ale skoro tak, to co powiemy o ludziach, którzy dziś wierzą w świecką wersję zbawienia – doprowadzenie dziejów ludzkości do nastania finalnej utopii – z zupełnym pominięciem zbawczego dzieła Chrystusa? Jak protestant może w ogóle wierzyć w “postęp”, który nie jest przebudzeniem? Jeśli poddawało się wtedy krytyce zbyt wybujałą i tworzoną “pod papieską tezę” egzegezę Biblii, jak można nie zauważyć “cudów”, jakie wyrabia z Pismem dzisiejsza umysłowość? Skoro autentyczna treść Pisma ma znaczenie, czy możemy w ogóle tolerować próby robienia z Jezusa pierwszego komunisty, demokraty, genderysty lub zaledwie oświeconego nauczyciela moralności? Dlaczego właściwie mamy pozwolić, żeby “duch czasów” prowadził nas w interpretowaniu Objawienia? Parafrazując Tertuliana, należałoby zapytać: cóż Hollywood ma wspólnego z Jerozolimą? Popkultura z Kościołem? Rewolucja seksualna z Reformacją? Jesteś gotów odpowiedzieć na te pytania?
Być może odpowiesz w sposób, którego się najbardziej obawiam; że “sole” były tylko “prawdą etapu”, pożyteczną w wyemancypowaniu chrześcijaństwa spod krępującego wpływu papiestwa – teraz jednak warto wyemancypować spod wpływu “martwej religii” także i chrześcijan oraz w ogóle wszystkich ludzi. Tylko że to oznacza koniec wiary… Bo ta wspierać się może tylko na prawdzie absolutnej a nie “prawdach etapu”. Moim strasznym podejrzeniem jest właśnie koniec wiary – wiele kościołów na zachodzie pogodziło się z liberalizmem, ponieważ… przestało wierzyć. Ich przywódcy i wierni nie słyszą już szeptu Ducha Świętego a tylko jazgot ducha czasów. W ich wnętrzach już dawno zakwitły ostateczne konsekwencje kompromisu. Bardzo chciałbym, żebyś nie okazał się podobnym do nich.
Pod prąd czasu
Dlatego właśnie mam inną wizję protestantyzmu niż Ty. Nie chcę zdobywać żadnej liberalnej niszy w polskim społeczeństwie, nie chcę stanowić alternatywy dla “katolickiego zaścianka”. Marzy mi się Kościół, który w jednym ręku dzierży Zakon a w drugim Ewangelię. Nie usypia sumień, lecz je przebudza. Nie doprowadza do rozpaczy bądź hipokryzji, lecz nieustannie wskazuje na krzyż i lejącą się z niego Łaskę. Nie jest pogodzony ze światem, ale pomimo swoich wątłych sił obiera przeciwny do niego kurs. Nie stracił zainteresowania niezmienną treścią na rzecz ulotnych trendów. Nie jest pionierem w obniżaniu chrześcijańskich standardów życia i wiary, lecz inicjatorem autentycznej odnowy Ludu Bożego w Chrystusie. Nie powiela schematów popkultury, ale jest kontrkulturowy; przechowuje w swoim wnętrzu normy i obyczaje obce zewnętrznemu światu. Jest w posiadaniu Skarbu, którego nie ma “duch czasów”. Nie boi się skandalicznie brzmiących prawd, które czasem chciałoby się utemperować.
W jaki sposób istnienie takiego Kościoła jest możliwe? W największym skrócie; ludzie nazywający się chrześcijanami muszą naprawdę zwątpić w siebie i naprawdę uwierzyć w Jezusa. Jak napisał bowiem o swoim nawróceniu norweski luteranin, Ole Hallesby: “I tak Jezus Chrystus stał się moim Panem. Przestałem Go krytykować i pouczać w sprawach religijnych i moralnych. Podporządkowałem Mu się bezwzględnie i całkowicie, niezależnie od tego, czy mówił o Bogu czy człowieku, o grzechu czy o łasce, o upadku czy zbawieniu, o niebie czy piekle, o aniołach czy diabłach, o Chrzcie czy Komunii, o życiu wiecznym czy wiecznym potępieniu.”
Tylko taki Kościół, drogi Protestancie, ma coś do zaoferowania światu. Kościół liberalny stoi w nim z pustymi rękami; bowiem on sam jest światem.
Z poważaniem,
Konserwatywny Mastodont