Jedność Kościoła – na jakich zasadach?

Jedno z głównych wyzwań współczesności stanowi fakt, że nasza cywilizacja staje się coraz mniej chrześcijańska. Oczywiście, możemy dyskutować o tym, na ile autentycznie wierząca była większość Europejczyków minionych wieków, ale faktem jest, że chrześcijaństwo przez całe epoki wywierało ogromny wpływ na całą kulturę. Dzisiaj zaś coraz częściej ze strony otaczającej nas kultury chrześcijaństwo konsekwentne, oparte na Piśmie Świętym, spotyka się z niezrozumieniem, a czasem i z wrogością. Dlatego naturalnie zastanawiamy się, co możemy zrobić, aby temu nierozumiejącemu chrześcijaństwa światu na nowo ukazać piękno i moc Ewangelii. Jedna z biblijnych odpowiedzi – nie jedyna, ale jedna z ważniejszych – brzmi: musimy zabiegać o jedność Kościoła.

Możemy to zauważyć przede wszystkim w siedemnastym rozdziale Ewangelii Jana. Przez całą tę Ewangelię przewija się wątek jedności Boga Ojca i Syna Bożego. Ale w rozdziale siedemnastym ten wątek rozwija się w niezwykły sposób. Modląc się za uczniów w wieczór przed swoją męką, Jezus mówi: Ojcze święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które Mi dałeś, aby byli jedno, jak my (J 17:111). Okazuje się, że w jakimś sensie uczniowie mają być złączeni taką jednością, jaka istnieje między Ojcem i Synem. Co więcej, Jezus mówi dalej: Nie proszę jedynie za nimi, ale także za tymi, którzy dzięki ich słowu uwierzą we Mnie. Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, żeby i oni byli w Nas, aby świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś. Obdarowałem ich chwałą, którą Mi dałeś, aby byli jedno, jak My jedno jesteśmy, Ja w nich, a Ty we Mnie. Aby doskonalili się w jedności, żeby świat poznał, że Ty Mnie posłałeś i umiłowałeś ich tak, jak Mnie umiłowałeś (J 17:20-23). A zatem Jezus modli się także za kolejne pokolenia wierzących – w tym także i za nas. Po drugie, nie tylko jedność między nami ma być analogią do jedności Ojca i Syna, lecz my sami w jakiś sposób zostajemy w tę Ich jedność włączeni. W końcu, jedność wierzących ma być środkiem prowadzącym do tego, by świat uwierzył. Zwróćcie uwagę: mamy być jedno w Ojcu i Synu, aby świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś (w. 21), jak mówi Jezus do Ojca, oraz mamy doskonalić się w jedności, żeby świat poznał, że Ty Mnie posłałeś i umiłowałeś ich tak, jak Mnie umiłowałeś (w. 23). Jedność Kościoła ma świadczyć o prawdziwości Ewangelii oraz budzić wiarę w świecie.

Czy Kościół już jest jednością? Czy modlitwa Jezusa już została wysłuchana? Myślę, że wyważona, biblijna odpowiedź brzmi: już i jeszcze nie. Wiemy, że Ojciec zawsze wysłuchuje Syna, więc oczywiście również ta prośba nie mogła zostać niewysłuchana. Paweł pisze później do Galatów: Nie ma już Żyda ani Greka, nie ma niewolnika ani wolnego, nie ma mężczyzny ani kobiety. Wszyscy bowiem stanowicie jedność w Chrystusie Jezusie (Ga 3:28). Jest to fakt dokonany: stanowimy jedność. Jednak z drugiej strony nie byłoby potrzeby, aby Paweł o tym przypominał, gdyby wierzący w Galacji nie mieli z jednością problemu. Widzimy, jak często wezwania do utrzymywania jedności, do zabiegania o jedność, pojawiają się w listach apostolskich: w Liście do Rzymian, 1 i 2 do Koryntian, do Galatów, do Efezjan, do Filipian, w 1 Liście Piotra… Ewidentnie jedność była czymś, o co Kościół musiał walczyć. Co więcej, zwróćmy uwagę, że Jezus modlił się, by wierzący byli jedno, aby świat uwierzył, że Ojciec posłał Syna; aby świat poznał, że Ojciec ukochał nas tak jak Jezusa. Więc ta jedność, o której mówi Jezus, nie może być tylko niewidzialna. Nie może być tak, że uczniowie Jezusa są pokłóceni, nie odzywają się do siebie, nie współpracują, ale zadowalają się prawdą, że pozostają duchowo zjednoczeni przez wiarę w jednego Pana. Żeby świat miał co zobaczyć, ta jedność musi się wyrazić przez wspólne wyznawanie wiary w tę samą Ewangelię, przez uznawanie siebie nawzajem za braci, przez pełne miłości relacje… Musi to być jedność widzialna.

A zatem można powiedzieć, że jedność jest Kościołowi zarówno dana, jak i zadana. Jesteśmy jedno w Chrystusie, ale musimy starać się, by tę duchową jedność wyrażać.

Zagrożenia dla jedności Kościoła bywają bardzo różne. Bywa, że różnimy się teologicznie; cenimy różne tradycje; mamy różne perspektywy na to, jak powinna funkcjonować wspólnota chrześcijańska, jej przywództwo, podejmowanie decyzji; często są to też czynniki osobiste, jakieś zranienia, nieporozumienia, nasze własne grzeszne skłonności; w końcu, bywa i tak, że największym wyzwaniem dla utrzymania jedności są kwestie w rodzaju nowego koloru ścian w kaplicy. W tym miejscu chcę jednak skupić się na różnicach dotyczących chrześcijańskich przekonań: naszej teologii, naszej doktryny.

Mamy w tej dziedzinie spory problem z utrzymaniem jedności. Kiedy Paweł wzywał efezjan, by starali się zachować jedność ducha we wzajemnej więzi, jaką daje pokój (Ef 4:3), jako jeden z filarów jedności wskazał jedną wiarę (w. 5). A jednak różni ludzie i różne grupy określające się mianem chrześcijańskich różnią się między sobą w kwestii tego, w co wierzą. Paweł mówi też: jeden Pan (w. 5). Jednak kim jest Pan Jezus? Większość odpowie: Synem Bożym, równym Ojcu; ale znajdą się i świadkowie Jehowy, którzy uznają Go za archanioła. Jeden chrzest (w. 5) – ale czy należy chrzcić zarówno dorosłych, jak i małe dzieci? Różne nurty protestantyzmu udzielają tutaj różnych odpowiedzi. Jedno Ciało (w. 4) – ale kto właściwie należy do Kościoła, który jest Ciałem Chrystusa? Jak określić jego granice? Czy aby prawdziwie – nie tylko pod pewnymi względami – do niego należeć, trzeba uznawać władzę biskupa Rzymu? Jeden Duch (w. 4) – ale co z Jego darami? Czy powinniśmy się dzisiaj modlić o mówienie językami, czy nie? A jeśli Duch powoła jakąś siostrę do nauczania, czy powinniśmy zaprosić ją za kazalnicę w niedzielę, czy nie? Jedna jest nadzieja, do której zostaliście powołani (w. 4) – ale co dokładnie jest treścią naszej nadziei? Czy Jezus przyjdzie po tysiącletnim królestwie, czy przed nim? Czy naród izraelski będzie miał z tym jakiś związek, czy nie?

Skoro między ludźmi odwołującymi się do chrześcijaństwa, do Pisma Świętego, istnieje tak wiele różnic dotyczących doktryny, to z kim mamy być jedno i na jakich zasadach? Jak wprowadzać w życie ową jedność Kościoła, o której mówią Jezus i apostołowie? Jak to praktykować?

W tej kwestii grożą nam dwie postawy skrajne. Pierwszą jest sekciarstwo, drugą – minimalizm.

Sekciarstwo polega na tym, że mając własny zestaw przekonań dotyczących bardzo różnych kwestii (nie tylko tych wymienionych przed chwilą, ale na przykład również tego, jak ubranym należy być na nabożeństwie albo jakie instrumenty są dopuszczalne) twierdzimy, jeśli ktoś w którejś z tych kwestii się ze nami nie zgadza, z pewnością jest odstępcą, heretykiem i wilkiem w owczej skórze. Wraz z grupką tak samo myślących tworzymy jedyny słuszny Kościół, a każdy nasz pogląd wyznajemy z takim samym zdecydowaniem. Jeśli zaś jakiś pogląd zmienimy, od tej pory będziemy z takim samym zdecydowaniem wyznawać nasze nowe przekonania, a tego, który pozostanie przy dawnym poglądzie, ogłosimy… odstępcą, heretykiem i wilkiem w owczej skórze.

Drugą postawą skrajną jest minimalizm doktrynalny. Może on brzmieć na przykład tak: Przestańmy w końcu dyskutować o teologii i po prostu skupmy się na Jezusie. Doktryna dzieli, Jezus łączy. Po prostu kochajmy ludzi i mówmy im o Jezusie – to jest najważniejsze. Od razu jednak pojawia się istotny problem: jeśli odwołujemy się do Jezusa, musimy wiedzieć, kim ów Jezus jest (odwiecznym Synem Bożym, archaniołem lub kimś jeszcze innym). W tym kontekście interesująca jest perspektywa apostoła Jana, który w swoim drugim liście napisał: Na świat wyszło wielu zwodzicieli, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele. Każdy z nich jest zwodzicielem i antychrystem (2 J 1:7). Wygląda więc na to, że ci, którzy głosili ideę Jezusa bezcielesnego, nienamacalnego, być może mówili ludziom o Jezusie, ale nie o tym Jezusie, którego opisuje Biblia. Z inną formą minimalizmu miewamy do czynienia w sytuacjach, gdy pojawia się różnica zdań w jakiejś teologicznej kwestii, na którą jeden z uczestników rozmowy reaguje słowami: Ale to nie jest najważniejsze, mając przez to na myśli, że w ogóle nie jest to sprawa, o której warto rozmawiać. Miewamy czasem taką skłonność, żeby wszystko dzielić na sprawy albo najważniejsze, albo całkiem nieistotne. Nie dostrzegamy nic pomiędzy. Na przykład gdy pojawia się w rozmowie kwestia chrztu i przynależności do Kościoła, mówimy: Najważniejsze jest to, żeby ludzie się nawracali. To prawda, ale czy chcemy przez to powiedzieć, że te kwestie są nieważne? Skoro apostoł Paweł pisze, że całe Pismo jest natchnione przez Boga i pożyteczne (2 Tm 3:16), to czy o jakiejś prawdzie, której Pismo naucza, możemy powiedzieć, że jest nieistotna?

Stoją więc przed nami dwa niebezpieczeństwa. Z jednej strony uzależnianie jedności od tego, czy ktoś zgadza się z nami w każdym szczególe (i przez to odrzucanie wielu ludzi, których Bóg przyjął). Z drugiej strony jednanie się wszędzie i ze wszystkimi, bez żadnych ograniczeń, choćby ktoś głosił coś, co apostołowie nazwaliby inną ewangelią. By uniknąć tych zagrożeń, musimy wejść w niuanse. Musimy w tym szukać mądrości. Musimy budować jedność tak, żeby ani nie wyolbrzymiać różnic, ani ich nie bagatelizować.

Jak to praktycznie robić? Albert Mohler, ważna postać w amerykańskim baptyzmie, stworzył określenie, które jest w tym kontekście przydatne: triaż teologiczny. Pojęcie triażu możemy kojarzyć ze szpitalnych oddziałów ratunkowych; oznacza segregację albo selekcję. Gdy ratownicy pojawiają się na miejscu wypadku i trzeba szybko ocenić, kto najbardziej potrzebuje pomocy (albo gdy kolejka na oddziale ratunkowym jest długa), potrzeba jakichś kryteriów, aby stwierdzić, którzy pacjenci są już bliscy śmierci; którzy priorytetowo potrzebują pomocy, aby przeżyć; którzy pilnie potrzebują pomocy (ale przeżyją, jeśli jeszcze trochę poczekają); i którzy w ogóle nie mają zagrożenia życia. Triaż teologiczny jest właśnie taką segregacją w dziedzinie naszej wiary, naszych przekonań, i różnic w tych przekonaniach między chrześcijanami. Które są kluczowe? Które drugorzędne? Na które można przymknąć oko?

Propozycji tego, jak to uporządkować, było wiele, ja jednak skupię się na pewnym dość prostym systemie stworzonym przez jednego z bardziej przeze mnie cenionych współczesnych teologów baptystycznych, Gavina Ortlunda. Bardzo polecam całą jego twórczość; w języku polskim niedawno ukazała się jego świetna książka apologetyczna pod tytułem Dlaczego Bóg nadaje światu sens2, a czytelników, którzy posługują się językiem angielskim, zachęcam do subskrybowania jego kanału na portalu YouTube: Truth Unites3 (czyli Prawda jednoczy). Ortlund napisał też całą książkę na temat, który nas w tym miejscu interesuje; jej tytuł w wolnym tłumaczeniu brzmi O co warto kruszyć kopie? Argument za triażem teologicznym4.

Zanim wyjaśnię proponowany przez niego system, chcę podkreślić, że moim zamiarem nie jest przede wszystkim przekonanie czytelnika do przyjęcia tej konkretnej propozycji. Przykłady jej zastosowania, które wymienię, są próbą zajęcia mądrego, wyważonego stanowiska wobec rozmaitych różnic między chrześcijanami. Przede wszystkim zależy mi jednak na tym, aby wskazać problem, który, jak sądzę, jako protestanci miewamy często. Uważam, że łatwo nam wpadać w skrajności sekciarstwa albo minimalizmu, albo też przypisywać różnicom drugorzędnym największą wagę, i odwrotnie: sprawy pierwszorzędne postrzegać jako otwarte na interpretację. Liczę na to, że niniejszy tekst będzie stanowić przynajmniej zachętę do refleksji nad tym problemem.

Gavin Ortlund dzieli przekonania dotyczące wiary na sprawy pierwszorzędne, drugorzędne i trzeciorzędne. Sprawy pierwszorzędne to takie, które dotyczą fundamentów chrześcijaństwa; aby bez oporów uznać kogoś za brata, aby uznawać, że razem należymy do jednego Kościoła Pana Jezusa, powinniśmy się w tych kwestiach zgadzać. Sprawy drugorzędne to takie, które są, owszem, niżej w hierarchii, ale z pewnych powodów bardzo trudna lub niemożliwa byłaby przynależność do jednej wspólnoty (Kościoła lub denominacji), gdybyśmy się w nich nie zgadzali. Sprawy trzeciorzędne nie są nieistotne – wciąż są ważne, czasem bardzo ważne, ale możemy żyć i służyć w jednej wspólnocie, nawet jeśli się w tych sprawach różnimy.

W jaki sposób można te sprawy odróżnić? Kwestie pierwszorzędne są bezpośrednio związane z Ewangelią. Albo dotyczą samej treści Ewangelii, albo też potrzebujemy je dobrze rozumieć, by jasno przedstawiać Ewangelię. Co jest treścią Ewangelii? Paweł pisze o tym tak: Przypominam wam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, a którą przyjęliście i w której trwacie. Przez nią również dostępujecie zbawienia, jeśli zachowujecie ją tak, jak wam głosiłem, chyba że nadaremnie uwierzyliście. Przekazałem wam bowiem na początku to, co i ja przejąłem, że zgodnie z Pismem Chrystus umarł za nasze grzechy, że został pogrzebany i trzeciego dnia wskrzeszony z martwych, zgodnie z Pismem (1 Kor 15:1-4). A zatem treścią Ewangelii jest Chrystus i to, czego dla nas dokonał. Musimy więc wiedzieć, kim jest Chrystus – że jest Bogiem i człowiekiem, że jest drugą osobą Trójcy Świętej, i tak dalej. Musimy wyznawać to, że umarł za nasze grzechy – a zatem potrzebujemy mieć założenie, że jesteśmy grzeszni, że Bóg jest sprawiedliwy, i że potrzebujemy ratunku. Został pogrzebany oraz wskrzeszony z martwych – a zatem śmierć nie jest końcem, a Jego zmartwychwstanie jest podstawą naszej nadziei na przyszłość. O wszystkim tym świadczy Pismo – a więc musimy mieć jasne przekonanie dotyczące tego, że Pismo jest Słowem Bożym. Są to rzeczy pierwszorzędne.

Jednym z podawanych przez Ortlunda przykładów takich rzeczy jest kwestia usprawiedliwienia z wiary. Czy można być zbawionym, nie do końca rozumiejąc tę doktrynę? Można. Ale żeby wzrastać w wierze, niewielu rzeczy potrzebujemy tak bardzo jak zrozumienia – umysłem i sercem – że Bóg usprawiedliwia nas bez udziału naszych zasług. A jeśli ktoś wprost zaprzecza tej prawdzie – trudno uznać go za chrześcijanina; raczej za kogoś, kto wyznaje inną ewangelię, jak pisał Paweł. Musimy tych prawd bronić z przekonaniem i odwagą.

Jeśli chodzi o sprawy drugorzędne, jest to kategoria bardzo szeroka. Należą do niej takie kwestie, w których możemy się różnić, nie zaprzeczając przez to Ewangelii, lecz pozostawanie w jednym Kościele lub denominacji byłoby trudne lub niemożliwe. Potrzeba tutaj mądrości, bo kwestie drugorzędne miewają różną wagę i różny bywa ich wpływ na jedność Kościoła. Jesteśmy w bardzo niekomfortowej sytuacji, jeśli musimy komuś powiedzieć: Uznaję cię za brata, ale z powodu kwestii x nie możemy być w jednej wspólnocie (albo byłoby to trudne do wykonania). Ortlund podaje trzy przykłady takich kwestii. Po pierwsze, chrzest. Tworzenie jednej wspólnoty z osób mających różne poglądy na temat chrztu niemowląt okazałoby się bardzo trudne w momencie, gdyby któremuś z członków urodziło się dziecko, albo gdyby do kościoła przyszedł ktoś z ulicy, nawróciłby się, i zapytał, czy powinien zostać ochrzczony, skoro był już ochrzczony w wieku kilku miesięcy. Musimy jako wspólnota ustalić pewną wspólną linię. Po drugie, służba kobiet. Jeśli w Biblii znajdują uniwersalne zakazy nauczania przez kobiety w kościele, grzeszymy, gdy jako wspólnota powołujemy je na starszych. Ale jeśli zakazy te nie są uniwersalne, to być może Bóg powołuje spośród nas jakieś kobiety do takiej roli, a my nie pozwalamy im służyć. Po trzecie, dary duchowe. Czy będziemy zachęcać członków naszego Kościoła do mówienia językami na nabożeństwie, na grupie domowej, czy raczej zniechęcać, kierując się przekonaniem, że taki dar przeminął wraz z końcem ery apostolskiej? Potrzebujemy równowagi, aby nie odrzucać tych, którzy mają inne podejście niż my, a jednocześnie jako Kościoły zabierać w tych sprawach konkretne stanowisko.

Ostatnie są sprawy trzeciorzędne. Jak powiedziałem, nie są one nieważne. Pozostają istotne, możemy wyciągać z Pisma wnioski na ich temat, ale jednak są to sprawy, które nie stoją na przeszkodzie temu, abyśmy byli z kimś w jednej wspólnocie. Gdy w takich kwestiach pojawiają się różnice, potrzebujemy mieć wobec innych wyrozumiałość, podchodzić ze spokojem i zachowywać pewną elastyczność. Mogą to nawet być rzeczy, które istotnie wpływają na życie chrześcijańskie; możemy o nich nauczać z kazalnicy; ale jeśli ktoś w Kościele ma inne zdanie, w porządku! Być może z czasem działające w nas Słowo skłoni go (albo mnie) do zmiany zdania. Ortlund podaje dwa przykłady kwestii trzeciorzędnych. Pierwszy to szczegóły dotyczące końca wszystkiego, czyli czasów ostatecznych – na przykład tego, jak dokładnie rozumiemy królestwo tysiącletnie. Wszyscy czekamy na Chrystusa, ale nie wszyscy w Kościele muszą koniecznie rozumieć każde proroctwo tak samo. Drugi przykład to szczegóły dotyczące początków wszystkiego, w tym rozumienia dni stworzenia albo wieku Ziemi. Owszem, są w pierwszych rozdziałach Biblii pewne sprawy, którym zaprzeczać nie możemy; są też takie, w których możemy mieć uzasadnione przekonanie, że ktoś inny próbuje na siłę zmieścić swoje współczesne poglądy w tekście Pisma Świętego. Ale to nie oznacza, że powinniśmy się na tym tle jakkolwiek dzielić.

A we wszystkim potrzebujemy pokory, zarówno w sercu, jak i w relacjach. Takiej pokory, która rodzi się, gdy zdamy sobie sprawę, że również nasze własne przekonania kształtowały się długo i być może się jeszcze zmienią; być może ta druga osoba ma jednak trochę racji. Ale także w tych kwestiach, których jesteśmy pewni (a pewnych rzeczy powinniśmy być pewni, przede wszystkim treści Ewangelii!), musimy zawsze pamiętać, że nasza pewność nie opiera się na tym, jacy jesteśmy mądrzy i jak dobrze wszystko zrozumieliśmy, ale raczej na tym, że Boża łaska otworzyła nam oczy na Chrystusa.

Zabiegajmy więc o jedność! Z mądrością, z równowagą, stosując triaż, nie traktując każdej różnicy teologicznej tak samo. Czy jest coś, co w dziedzinie zabiegania o jedność Kościoła mógłbyś robić lepiej? W obliczu tak wielu podziałów między wierzącymi, i w obliczu patrzącego na nas świata, który zobaczy, że jesteśmy rzeczywiście umiłowani przez Ojca… albo nie zobaczy: czy mógłbyś zrobić coś, aby jedność, o którą modlił się Jezus, wyrażała się w twoim Kościele pełniej? A może powinieneś zadbać o relacje z wyznającymi Ewangelię wspólnotami należącymi do innych denominacji? W tym wszystkim nam, Panie Boże, dopomóż!


  1. Fragmenty Pisma Świętego za: Biblia Ekumeniczna, to jest Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Przekład Ekumeniczny z języków oryginalnych. Towarzystwo Biblijne w Polsce, Warszawa 2021.
  2. Gavin Ortlund, Dlaczego Bóg nadaje światu sens. Jak wiara i nauka wzajemnie się dopełniają, Wydawnictwo eSPe, Kraków 2022.
  3. Kanał Ortlunda można znaleźć tutaj: link.
  4. Gavin Ortlund, Finding the Right Hills to Die On: The Case for Theological Triage, Crossway, Wheaton 2020.
  • 39 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Pastor pomocniczy w Zborze Kościoła Chrześcijan Baptystów EXE w Gdańsku. Absolwent teologii na Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicznym w Warszawie oraz amerykanistyki na Uniwersytecie Gdańskim. Pasjonat wszystkiego, co związane z Bożym Słowem oraz historią Bożego ludu. Prowadzi służbę Akademickich Spotkań Biblijnych w Trójmieście.