Czy reformację należy świętować? (Dyskusja)
Dokładnie 505 lat temu do drzwi katedry w Wittenberdze mnich augustiański przybił swoje 95 tez. Moment ten stał się symbolicznym początkiem okresu historycznego, który dzisiaj nazywamy reformacją. O reformacji uczymy się w szkołach, słyszymy w naszych Kościołach, znamy na pamięć reformacyjne 5 sola, korzystamy z definicji i opisów prawd biblijnych sformułowanych przez czołowych reformatorów, takich jak Marcin Luter, Jan Kalwin czy Ulrich Zwingli. Jednak czy reformację należy świętować? Jak oceniać jej konsekwencje, skoro poza walką o prawdę Bożą, doszło do podziału Kościoła i wielu późniejszych konfliktów na tle religijnym? Czy reformacja, jako moment historyczny i zjawisko społeczne ma dla nas dzisiaj jakieś znaczenie? I jeśli tak, to jak to znaczenie wyrażać w życiu Kościoła?
Z okazji Święta Reformacji, jako część redakcji portalu Należeć do Jezusa zdecydowaliśmy się zmierzyć z wymienionymi pytaniami w ramach rozmowy przeprowadzonej w świecie wirtualnym. Mamy nadzieję, że ta wyjątkowa i nowa forma publikacji, przypadnie Wam do gustu oraz będzie inspiracją do refleksji nad wydarzeniami sprzed ponad 500 lat!
Filip Kegel
Ja reformację świętuję i myślę, że jest ona powodem do świętowania dla wszystkich Kościołów protestanckich. Podstawowe idee reformacji, wspólne dla wszystkich nurtów protestantyzmu – jak oddanie autorytetowi Biblii i nauce o usprawiedliwieniu tylko przez wiarę – są cały czas fundamentem naszej tożsamości i czymś, co odróżnia nas od pozostałych gałęzi chrześcijaństwa, na czele z rzymskim katolicyzmem. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Oczywiście sam fakt podziału w Kościele jest czymś smutnym – jednak już Paweł pisał, że niektóre podziały są potrzebne (1Kor 11:19). Wszystkie wielkie kontrowersje teologiczne w naszej historii były okazją do tego, by na nowo odkryć i bardziej precyzyjnie zdefiniować prawdę, która jest treścią naszej wiary. Dla mnie świętowanie reformacji jest więc świętowaniem nie podziału samego w sobie, lecz tego, że w związku z nim zaczęto przywracać Ewangelii należne jej miejsce.
Poza tym Święto Reformacji jest też okazją do tego, żeby spojrzeć w tył i uświadomić sobie, że jesteśmy spadkobiercami nieustannego Bożego działania w historii Kościoła. Nie wzięliśmy się znikąd. Jak to się często ładnie ujmuje, stoimy na ramionach olbrzymów. Chrystus, zgodnie z tym, co obiecał, przez dwadzieścia wieków nie porzucił swojego ludu. Potrzebujemy okazji, by sobie o tym przypominać, zwłaszcza dzisiaj, gdy zarówno w otaczającej nas kulturze, jak i w świecie ewangelikalnym nie przywiązuje się zbyt dużej uwagi do tego, co było przed nami.
Filip Sylwestrowicz
Myślę, że każda wspólnota potrzebuje swoich symboli oraz opowieści założycielskich. Naszą polską tożsamość narodową, na przykład, kształtuje opowieść o staraniach o odzyskanie niepodległości, której symbolem jest Święto Niepodległości. Dzień Reformacji pełni rolę podobnego symbolu dla wspólnot protestanckich; przypomina nam podstawowe wartości i przekonania, które są cenne dla naszych wspólnot. Dlatego chętnie obchodzę pamiątkę reformacji, która jest dla mnie okazją do ponownego uświadomienia podstawowej prawdy reformacji: zbawienie naprawdę jest od początku do końca Bożym łaskawym darem. Pewność zbawienia nie jest, jak uważali teologowie w średniowieczu, grzechem pychy, ale owocem poznania charakteru Boga jako dobrego ojca, który nie odrzuci swoich dzieci. Świętowanie reformacji to dla mnie świętowanie tego, że na pytanie w czym znajdujesz jedyną pociechę w życiu i wobec śmierci, mogę odpowiedzieć słowami Katechizmu heidelberskiego: W tym, że ciałem i duszą należę—- zarówno teraz, gdy żyję, jak i wtedy, gdy umrę — nie do siebie, ale do Jezusa Chrystusa, mego wiernego Zbawiciela1.
Jednocześnie myślę, że symbole i opowieści założycielskie niosą ze sobą też zagrożenia. Zdrowy patriotyzm ma też swój mroczny odpowiednik w postaci nacjonalizmu. Podobnie protestancka tożsamość może być zdrowym przywiązaniem do postulatów reformacji, ale może też prowadzić do jednostronnego i wybiórczego spojrzenia na historię chrześcijaństwa. Dlatego dla mnie szczególnie ważne jest, żeby świętowanie reformacji było rzeczywiście okazją do wspomnianego przez Filipa spojrzenia w przeszłość. Historia ma to do siebie, że jest skomplikowana, malowana raczej odcieniami szarości, niż czernią i bielą. Opowieść o reformacji, to opowieść o wspaniałych rzeczach, jak powstanie przekładów Pisma Świętego na języki narodowe i upowszechnienie się dostępu do Pisma Świętego. To opowieść o powrocie do źródeł naszej wiary i spojrzeniu na nowo na Ewangelię w jej pełnym blasku. Ale to także opowieść o tym, że ruch protestancki już na początku podzielił się na różne odłamy. To też opowieść o krwawych wojnach religijnych i prześladowaniach, m. in. prześladowaniu anabaptystów przez moich współwyznawców.
Ania Pazio
Dzień Reformacji jest świętem niejednoznacznym. Trudno postawić go obok Bożego Narodzenia czy Wielkanocy, świąt, które wynikają bezpośrednio z porządku liturgicznego i przypominają nam o ważnych punktach historii odkupienia – wcieleniu, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. W końcu reformacja była zjawiskiem skomplikowanym. Tak, zapewniła ona ludziom bezprecedensowy dostęp do Pisma Świętego, proklamowała obraz Boga jako zarówno sprawiedliwego, jak i podejmującego inicjatywę, by usprawiedliwić grzesznika z łaski, obdarzając go darem zbawienia, którego nie może utracić. Jednak idee reformatorów – nie tylko te dotyczące doktryny zbawienia – miały długofalowe konsekwencje. Można powiedzieć, że szeroko pojęta reformacja jako zjawisko nie tylko religijne, ale także polityczne, społeczne i gospodarcze zaowocowała licznymi wątpliwymi projektami zbudowania królestwa Bożego na ziemi poprzez przyjęcie indywidualistycznej i całkowicie odcinającej się od tradycji interpretacji Pisma, a zbytnie zbliżenie władzy świeckiej i duchownej często pozwalało władcom na instrumentalne wykorzystanie Kościoła, a potem także używanie idei reformacji do karmienia projektów nacjonalistycznych. Tutaj można też wspomnieć o ówczesnym niejednoznacznym podejściu do emocji, a także jego związku z pewnością zbawienia i wybrania, które potrafiło generować w wielu poczucie przerażającej melancholii, a także kontrreakcję w postaci doszukiwania się dowodów własnego wybrania w życiowym (i gospodarczym!) sukcesie. Nie mówiąc już o często jednostronnej krytyce średniowiecznej filozofii w wydaniu reformatorów, która do dziś odbija się echem.
To wszystko każe zniuansować naszą definicję reformacji, która była zjawiskiem znacznie szerszym niż przemiany doktrynalne i odłączenie się Kościołów protestanckich od Kościoła Rzymskiego. Trudno celebrować każdy aspekt tak złożonego zjawiska z takim samym entuzjazmem, z jakim podchodzimy do Niedzieli Wielkanocnej. Zresztą chyba nawet nie powinniśmy. Dzień Reformacji, jak wspomnieli Filipowie, jest przede wszystkim okazją do rzucenia okiem na przeszłość i przyjrzenia się historii z wdzięcznością przez pryzmat Boga, który chroni swojego Słowa i Ewangelii. Boga, który na przestrzeni dziejów używał zwykłych i słabych ludzi do swoich dzieł.
Żeby nie brzmieć zbyt pesymistycznie, oczywiście myślę, że mamy być za co wdzięczni jeżeli chodzi o Reformację. Wierzę, że Bóg użył reformatorów do precyzyjniejszego zdefiniowania nauki o zbawieniu i kapłaństwie wszystkich wierzących, a także do podkreślenia wartości stworzonego świata i powołań dnia codziennego. I czynimy dobrze, czerpiąc z bogatych zasobów teologicznych, które teologowie reformacji pozostawili po sobie. Co nie znaczy, że należy być bezkrytycznym wobec Lutra i Kalwina, czy konfliktów nowych wyznań protestanckich. Warto być wrażliwym na skomplikowane realia historyczne, w których przyszło Lutrowi przybić swoje tezy, a jego następcom wprowadzać jego idee w życie. Jedno podejście nie wyklucza drugiego. W końcu nawet problematyczne aspekty reformacji przypominają nam o tym, że żadne dzieło reformy na tym świecie nie będzie skończone i doskonałe – Kościół musi się wciąż reformować, weryfikować sam siebie, czerpiąc z bogactwa teologicznej tradycji, zdążając do tego, by w każdej epoce historycznej podporządkowywać się Chrystusowi. Dzień Reformacji wydaje mi się ważnym o tym przypomnieniem i wezwaniem do działania.
Marta Sobiech-Buzała
Bardzo podoba mi się to, że w swoich wypowiedziach zaakcentowaliście, że świętowanie reformacji stanowi raczej docenienie i uśmiechnięcie się do pewnej wartości symbolicznej danego momentu na planie historii, a nie świętowanie porównywalne do osobistego przeżywania Świąt Bożego Narodzenia, czy Wielkiej Nocy, bo są to zgoła inne wydarzenia. Równie ważne wydają mi się Wasze uwagi, jako że do historii rozgrywającej się w grzesznym świecie, w której uczestniczą grzesznicy, choćby i byli reformatorami oddanymi Panu mającymi duży wpływ na doprecyzowanie i odkrywanie na nowo Prawdy Bożej, trzeba podchodzić krytycznie. Często protestantom interesującym się historią reformacji i szczerze doceniającym spuściznę teologiczną przybicia 95 tez do drzwi katedry w Wittenberdze zarzuca się, że będąc ignorantami budują swoją tożsamość na dalekosiężnych konsekwencjach zachwiania ówczesnym porządkiem kościelnym, takich jak wojny religijne, czy inne tego typu wydarzenia, przymykając oczy na wszelkie obiekcje co do splotu wydarzeń, które nastąpiły po tym symbolicznym momencie. I myślę, że tutaj istotne jest to, jak patrzymy na reformację i jak ją ramujemy: czy widzimy ją jako triumf kościelny i polityczny Marcina Lutra, czy jako policzek wymierzony Kościołowi Rzymskiemu, czy jako moment zwrotu (a wręcz powrotu) w kierunku Prawdy, który faktycznie coś zmienił. Idąc dalej tym tokiem myślenia: czy patrzymy na to wydarzenie jak na utarcie nosa tym, którzy się z nami nie zgadzają, czy jako na moment w historii, za który możemy być wdzięczni Bogu, że czuwa On nad swoim Kościołem i powołał w swoim czasie ludzi, których wyposażył w odwagę, by walczyli o sumienne pochylenie się nad Pismem i dążyli do lepszego zrozumienia prawd Bożych. I wreszcie: czy naszą zbiorową tożsamością jest bardziej bycie prowadzonym przez Boga Kościołem, czy protestantami, którym po prostu podoba się obalanie autorytetów i życiorysy charakterologicznie silnych postaci epoki. Mam nadzieję, że nikt nie świętuje reformacji opierając się wyłącznie na fangirlingu silnych jednostek i radości z masakry oponentów, będących zwolennikami innych opcji teologicznych i światopoglądowych.
Ja święto reformacji traktuję jako moment refleksji. Moment wdzięczności za to, że jej podstawowe idee odzwierciedlają to, co zawarte jest w Bożym Słowie i zostały w historii głośno i wyraźnie wyartykułowane. Podoba mi się myśl Filipa, że jest to też dobra okazja do tego, żeby spojrzeć wstecz i uświadomić sobie, że jako Kościół jesteśmy spadkobiercami nieustannego Bożego działania w historii Kościoła. Do dzisiaj przecież czerpiemy z dzieł reformatorów, trudno też sobie wyobrazić jak wyglądałby świat, jeżeli reformacja nie wydarzyłaby się w ogóle. Wspominajmy wydarzenia historyczne, bądźmy wdzięczni za to co dobre i krytyczni wobec tego, co niewłaściwe. I zaśpiewajmy z wdzięcznością Bogu od czasu do czasu Warownym grodem, bo to bardzo ładny hymn. A szczególnie 31 października.
Konrad Buzała
Choć napisaliście już całkiem sporo, a ja podpisuję się pod waszymi wypowiedziami w całej ich rozciągłości, wciąż sądzę, że mogę odegrać w tej rozmowie pewną rolę, wydobywając na światło dzienne te aspekty reformacyjnej spuścizny, które są dla mnie szczególne ważne.
Z mojej perspektywy reformacja jest ruchem odnowy wewnątrz jednego, świętego, powszechnego i apostolskiego Kościoła. Jakkolwiek osobliwie może to zabrzmieć w uszach polskiego ewangelikalnego chrześcijanina, jednym z celów reformacji było przywrócenie Kościołowi chrześcijańskiemu pełni katolickości, którą cieszył się w przeszłości, a która została nadszarpnięta na skutek polityki i nadużyć papieskiego Rzymu. Jak przyznaje nawet John Henry Newman, chrześcijaństwo rozwinęło się w formę najpierw katolickiego, a potem papieskiego Kościoła2. Przez katolickość nie należy tu rozumieć oczywiście prostego odniesienia do nazwy, do której zastrzega sobie wyłączność jedna z większych denominacji, ale raczej cechę prawdziwego Kościoła wskazaną w Nicejskim wyznaniu wiary. To właśnie dzięki katolickości Kościół w niebezkrytyczny sposób ceni swoje historyczne dziedzictwo, zachowuje ciągłość wiary podzielanej wszędzie, zawsze i przez wszystkich oraz przyjmuje uniwersalną orientację, obejmując wszystkie kultury, grupy etniczne, narody, języki, płci, grupy wiekowe i klasy społeczne. Tak pojmowana katolickość sprzeciwia się zatem sekciarskiej partykularności, która w optyce reformatorów stanowiła problem współczesnego im Kościoła Rzymskiego, gdyż ten stał się ostatecznie bardziej rzymski niż katolicki.
Reformację chętnie opisuje się przy pomocy hasła ad fontes, a więc jako ruch ukierunkowany ku źródłom wiary chrześcijańskiej. Jakkolwiek najistotniejszą, a przy tym nadrzędną rolę odgrywa tu Biblia w językach oryginalnych, reformatorzy z poważeniem odnosili się też do dzieł Ojców Kościoła zachodniego i wschodniego. To właśnie odkrycie na nowo pism patrystycznych stanowiło ogromne wsparcie dla reformacji i przyczyniło się do jej sukcesu, dlatego że sięgnięcie do tego, co zostawili po sobie dawni autorzy uświadomiło XVI-wiecznym chrześcijanom kilka istotnych spraw. Po pierwsze, Ojcowie ponad wszystko trzymali się przekonania o wystarczalności i najwyższym autorytecie Pisma Świętego, a my powinniśmy iść w ich ślady. Po drugie, pierwsze wieki historii kościelnej nie milczą na temat kluczowych przekonań, które podzielają wszyscy protestanci, tak że stanowisko protestanckie jest w gruncie rzeczy nie rewolucyjne, lecz konserwatywne. Po trzecie, Rzym odstąpił od starożytnej tradycji, obciążając sumienia swoich wiernych niekatolickimi, ale typowo rzymskimi doktrynami i praktykami, takimi jak transsubstancjacja, czyściec, odpusty czy prymat papieski. Jak trafnie ujął to Fred Sanders w swoim artykule na portalu The Gospel Coalition, głównym celem reformy jest bycie bardziej katolickimi niż Rzym na to pozwala przez bycie bardziej patrystycznymi niż Rzym na to pozwala i przez bycie bardziej biblijnymi niż Rzym na to pozwala3.
Afirmując katolickość reformacji, w terminie protestant wolę zatem doszukiwać się bardziej znaczenia pozytywnego niż negatywnego. Protest nie jest celem samym w sobie, ale narzędziem, które ma pomóc w tym, aby tym jaśniej i wyraźniej wyznawać coś cennego – coś, o co warto walczyć. W związku z tym swoje postrzeganie pojęcia protestant wolę wywodzić z łacińskiego czasownika protestor, którego podstawowe znaczenie to publicznie zaświadczać lub ogłaszać 4. W moim ujęciu celebrowanie Święto Reformacji powinno być okazją nie tyle do ponownego zaakcentowania niezgody między denominacjami, lecz do wyeksponowania wspaniałości Ewangelii o zbawieniu tylko z łaski i tylko przez wiarę w doskonałą ofiarę Chrystusa na krzyżu jako wiecznie aktualnego przesłania, które reformacja pozostawiła światu.
Filip Sylwestrowicz
Myślę, że z dotychczasowej rozmowy wyłaniają się dwie główne myśli: po pierwsze reformacja jest dla nas, jako protestantów, ważnym punktem odniesienia, który chcemy celebrować. Po drugie jednak reformacja była skomplikowanym wydarzeniem, które miało swoje blaski, ale też cienie. Czy możecie polecić jakieś filmy, lektury lub inne źródła, które mogą być pomocne we wspominanym w tej rozmowie spojrzeniu wstecz?
Żeby zacząć, myślę, że z okazji Dnia Reformacji warto sięgnąć do biografii reformatorów. Zwykle dają one wgląd nie tylko w życie głównego bohatera, ale też pozwalają lepiej zrozumieć szerszy historyczny kontekst jego działalności. Mamy w Polsce kilka naprawdę dobrych biografii Lutra, m. in. pióra Rolanda Baintona, Heiko Obermana i Lyndal Roper. Jest też dostępna niezła biografia Kalwina pióra Alistera McGratha. Warto też sięgnąć po biografię naszego polskiego reformatora Jana Łaskiego — pierwsza część jest autorstwa Oskara Bartela, druga Haliny Kowalskiej.
Filip Kegel
Jeśli chodzi o pogłębienie wiedzy nt. reformacji i jej konsekwencji, poleciłbym też książkę rektora WBST, dr. Włodzimierza Tasaka – Reformacja. Sukces czy porażka?.
Ania Pazio
Ja mogę dorzucić do tego krótką a treściwą pozycję, która przy okazji przypomina nam o historii polskiej reformacji – a mianowicie wydany jakiś czas temu przez Wydawnictwo MW Katechizm Krakowski. Z niecierpliwością oczekuję także na wciąż znajdujące się w przygotowaniu uwspółcześnione wydania katechizmów brzeskiego i endeńskiego.
Konrad Buzała
Jeżeli ktoś chciałby przejść od opracowań do źródeł, to fanów Lutra zaprosiłbym na początek do jego Komentarza do Listu do Galatów, który pojawił się w języku polskim się za sprawą Wydawnictwa Tymbes, natomiast miłośnikom Kalwina poleciłbym jego kluczowe dzieło, Nauka religii chrześcijańskiej, którego kolejne tomy ukazują się co pewien czas na rynku polskim dzięki Towarzystwu Upowszechniania Myśli Reformowanej HORN.
- Katechizm heidelberski 1, w: Prospectus fidei, red. S. Koroza, Łódź 2011, s. 67.
- J. H. Newman, O rozwoju doktryny chrześcijańskiej, Warszawa 1998, s. 310-311.
- Tekst online: F. Sanders, Why the Reformation Should Make You More catholic, [online], dostęp: 29 października 2022, Dostępny w internecie: link.
- protestor, w: Słownik kościelny łacińsko-polski, red. A. Jougan, Sandomierz 2013, s. 552.