Poza Tobą – czyli tak właściwie gdzie?
Już niedługo pierwsi szczęśliwcy otrzymają premierową wersję płyty Kasi Kiklewicz Poza Tobą. Nie wiem, do jakiej kategorii wybranych mogę się zaliczyć (skoro już teraz słucham nagrań), ale zdecydowanie należy to zidentyfikować jako niezasłużoną łaskę. Tak czy inaczej, konsumuję płytę któryś już raz z kolei – i… hmm – no właśnie, co? Świeżość. Świeżość słyszę.
Grzebiąc w dalekiej przeszłości kojarzę pierwsze spotkanie z twórczością Kasi – ponad 4 lata temu na konferencji usłyszałem „Twój ogród” – co prawda tylko przy akompaniamencie kościelnego pianina – już wtedy uderzyła mnie niebanalna struktura utworu i bogactwo językowe tekstu. W porównaniu do uwielbieniowych standardów była to zaiste miła odmiana. Oprócz tego niedługo później okazało się, że głębokie dociekania teologiczne nie zawsze muszą być domeną starszych panów siedzących w bibliotekach czy zakonach, a ciekawe refleksje na temat łaski można usłyszeć od studentki dyrygentury pierwszego roku. Gdy jednak okazuje się, że obecnie – na długo przed nagraniem płyty – Artystka ma na koncie również dyplom z teologii, wszystko staje się jasne. A wspomniana wcześniej łaska zajmuje niebanalne miejsce w tematyce utworów, które spotkamy na krążku.
Przechodząc do samej zawartości – nie jest łatwo odnieść się krytycznie do projektu, w którym niemal połowa muzyków jest mi bliżej lub dalej znana. Gdyby jeszcze się okazało, że autorka ma coś wspólnego z portalem, na którym publikuję… oh wait. Szczęśliwie jednak muzyki Kasi naprawdę słucha się z przyjemnością. Mimo tego, że jazzowe klimaty to nie do końca moja bajka, to nie sposób nie zauważyć (czy raczej nie wysłyszeć) solidnie dopracowanych aranżacji, które przyjemnie korespondują z tekstami piosenek. W sumie dość niedawno, bo w maju ubiegłego roku miałem okazję słuchać utworów z płyty na żywo – i tu muszę przyznać, że w stosunkowo niedługim upływie czasu zauważam sporo pozytywnych zmian w wykonaniu całego materiału. Podczas słuchania natrafimy na masę instrumentalnych smaczków które idzie łatwo wychwycić – całość miksu jest selektywna i przejrzysta. W związku z powyższymi zachwytami rodzi się pytanie – czy nie mamy wręcz do czynienia z albumem idealnym? Jeżeli o mnie chodzi, to całość jest aż nazbyt poprawna (czy to wada, czy zaleta – oceńcie sami). Osobiście życzyłbym sobie czasami odrobiny szaleństwa, ale to może na następnym krążku? Czas pokaże.
Jeżeli chodzi o poszczególne utwory to mam dwóch faworytów: numer 4. – Z Głębokości oraz tytułowy Poza Tobą. To co tam robią kontrabas (w obu) z trąbką (w tym drugim) – chapeau bas. Mnie kupiło od razu. Dobre to. Fest. Ostatni wspomniany kawałek rzuca światło na nieco zagadkowy tytuł albumu. Refren: “Nie ma dla mnie dobra poza Tobą” – wydaje się odkrywać znaczenie tegoż tytułu. Pytanie, czy tylko o to chodzi. Album ukazuje Boga, który jest dla człowieka wszystkim. Co w takim razie jest poza Nim? Ósmy utwór rzuca twierdzenie, że bez Boga dobro nie istnieje. Całość albumu – że bez Niego nie ma nic. Jesteśmy “w Nim” albo tak naprawdę nie istniejemy. Ale to tylko moja interpretacja, egzegeza może zawierać błędy.
Przechodząc do podsumowania: projekt postrzegam jako zakończony stuprocentowym sukcesem. Wszyscy zaangażowani w pomoc przy kampanii crowdfundingowej: możecie być dumni z efektów. Naprawdę. Całej ekipie: gratulacje. Kasia: czekamy na więcej.
Płytę można dostać pod poniższym linkiem. (Jeżeli tylko nie należycie do ludzi, którzy jeszcze nie znudzili się pop-worshipem – satysfakcja gwarantowana!)