Europejskie znudzenie normalnością

Wyniki tegorocznej Eurowizji (2014) prowokują znów do przemyśleń na temat dynamicznych przemian kulturowych, granic tolerancji i europejskiego znudzenia normalnością.

Zdecydowany tryumf “kobiety z brodą” stanowi kolejny dowód na wzrastające zainteresowanie innością, odmiennością i łamaniem dotychczasowych schematów moralnych. Choć niewątpliwie wyniki głosowania trudno uznać za reprezentatywne dla wszystkich mieszkańców Europy, to mimo wszystko warto zapytać: dlaczego normalność staje się nudna i nieatrakcyjna?

Znak nadziei, źródło zmysłowej rozkoszy czy użyteczny papier?

Przenieśmy się myślami na front. Jeden z żołnierzy otrzymał kilka miesięcy temu list z dużym, wyraźnym zdjęciem pięknej kobiety. Początkowo wyciągał każdego wieczoru fotografię i ostrożnie trzymał ją w dłoni jako widzialny znak innego, lepszego świata. Troskliwie dotykał kruchego papieru i podziwiał piękno odbite na fotograficznej kliszy. Dbał o ten skrawek papieru jak o najcenniejszy skarb, chroniąc przed deszczem, wiatrem i piaskiem. Wpatrując się w oczy sfotografowanej kobiety wędrował uliczkami tęsknot na place innego świata. Wyobrażał sobie miłość, która trwa i szczęście, którego nie może odebrać zabłąkana kula. Uwielbiał myśleć o spokojnych wieczorach – wolnych od ryku bombowców, huku granatów i posępnych cieni śmierci. Znajdował pociechę w każdym odcieniu, kresce i konturze fotografii, głęboko wierząc, że pewnego dnia stanie się częścią tego odległego świata. Wszystko zmieniło się, gdy przyjacielski ostrzał zabrał trzech najbliższych kolegów, a w kieszeni jednego z nich znalazł zmięty list od jego żony: “ułożyłam sobie życie na nowo, nie myśl już o mnie”. W wykopanych opodal, prowizorycznych grobach pochował nie tylko ciała towarzyszy broni, ale i nadzieję na doświadczenie innej rzeczywistości. Pomyślał, iż nie ma żadnego powodu, dla którego jego życie miałoby wyglądać inaczej. Tego wieczoru wyjął jak zawsze swoją fotografię, ale tym razem bez wiary, tęsknoty i nadziei. Trzymał ją w dłoni z nieobecnym wzrokiem, podczas gdy w rozbieganych myślach zadomowiało się bolesne przeświadczenie o skończoności i ostatecznych granicach doświadczanej rzeczywistości. W jeden chwili fotografia przestała być przezroczysta. Straciła zaszczytną funkcję obrazowania nadchodzącej rzeczywistości i status widzialnego znaku nadziei. Okno do innego świata pokryło się sadzą czarnej niewiary, zabijając promienie światła. Mimo wszystko, żołnierz postanowił nie wyrzucać fotografii. Wyjął z najgłębszej kieszeni płaszcza i powiesił na wyeksponowanym miejscu w pobliskim namiocie. Od tego dnia służyła zaspokajaniu zmysłowych potrzeb towarzyszy, prowokując setki niewybrednych komentarzy i stymulując spragnioną wyobraźnię żołnierzy. Nikt nie dbał już o fotografię w taki sposób jak wcześniej, dlatego że nikt już jej tak nie cenił. Kilku żołnierzy – ku uciesze pozostałych – dorysowało na zdjęciu to i owo, a inni powycinali “niepotrzebne” fragmenty. Fotografia była świątynią, w której wierzący żołnierz spotykał się z inną rzeczywistością, lecz teraz stała się domem publicznym, mającym na celu dostarczenie zmysłowych rozkoszy w bolesnym i bezlitosnym świecie. Jakiś czas później sponiewierane, wytarte, wyblakłe i zniszczone zdjęcie nie było w stanie spełnić już nawet i tej funkcji. Pewnej nocy znudzeni żołnierze zdjęli je ze ścianki, podzieli na cztery części, złożyli w rulonik i wykorzystali do palenia marihuany. Dłonie, które dotykały kiedyś papieru z szacunkiem i uwielbieniem, rwały go teraz w pośpiechu, licząc na natychmiastową ekstazę. Fotografia nie służyła już obrazowaniu nadziei przyszłego wybawienia, ale krótkotrwałej, narkotycznej ucieczce w nieistniejący świat iluzji. Jakiś starszy człowiek dziwił się dlaczego tak surowo potraktowano takie piękne zdjęcie. Nie rozumiał, że gdy kierunkowskaz do domu staje się dla kogoś docelowym miejscem egzystencji, prędzej czy później zostanie doszczętnie zdewastowany i porzucony jako bezużyteczny. 

Komplementarność płci – okno do innego świata

Miłość małżeńska i komplementarność płci były niegdyś oknem do innego świata, iskrą z odległego pożaru wiecznego szczęścia. Chrześcijaństwo widziało w małżeństwie obraz Kościoła i Chrystusa, fascynującą fotografię nadchodzącego zbawienia. Pieczołowicie dbano o czystość, “nieskalaność małżeńskiego łoża” i pielęgnowanie zarówno męskości, jak i kobiecości. Wierzono bowiem, że zniekształcenie fotografii może zaburzyć zrozumienie transcendentnej rzeczywistości. Wpatrywano się z uwagą w odcienie, kontury i kompozycję, gdyż wydawała się pochodzić wprost z innego świata. Wraz z dechrystianizacją kultury europejskiej fotografia małżeńskiej miłości straciła swą przezroczystość. Dla postępowych, oświeconych europejczyków jasnym stało się, że śmierć jest ostateczną granicą egzystencji. Widzialna rzeczywistość straciła swój transcendentny wymiar, przestała kierować myśli ku zaświatom i wieczności. Bóg stał się pretekstem dla artystów, przestając być zarazem kontekstem dla filozofów. XX wiek przyniósł z sobą okrucieństwa wojen, dymy Holocaustu i bolesne pytania o nieobecność Boga. W masowych grobach chowano ciała i nadzieję ostatecznego zbawienia. “Bóg umarł w Auschwitz” – wołano, wieszając na witrynach domów rozrywki wszystko, co kojarzyło się do tej pory ze świętością, nadzieją zbawienia i sferą sacrum. Hołubiona niegdyś fotografia wypadła z kieszeni płaszcza, kończąc ostatecznie w najbardziej wyeksponowanych miejscach życia publicznego. Stała się towarem. Źródłem chwilowej, niezobowiązującej, taniej rozkoszy. Jednak utrata głębszego wymiaru i pozamaterialnego odniesienia, uczyniły ją płaską, płytką i zabójczo statyczną. Rozpoczęto więc eksperymenty. Ubarwianie, szukanie nowych kształtów i form, dorysowywanie i odcinanie – wszystko to miało pozwolić na uwolnienie potencjału seksualności z okowów skompromitowanej moralności. Stara fotografia nie modelowała już ludzkich nadziei i oczekiwań, to ludzie zaczęli modelować fotografię. Czynili ją wszystkim, czym chcieli, aby była. Królową umysłów, zdolną zachwycać i wzbudzać miłość, brutalnie zdetronizowano, ubierając w szaty posłusznej prostytutki. 

Nowa rzeczywistość społeczna czy niezmienna rzeczywistość Boża?

Dzisiaj – w publicznej świadomości europejczyków – nie ma już starej fotografii. Prawdę o komplementarności płci, czy też świętości małżeństwa jako związku mężczyzny i kobiety, wstawiono do gabloty w Muzeum Przebrzmiałych Idei. Cywilizacja zatacza krąg. Nie powinniśmy dziwić się kolejnym urozmaiceniom i dewiacjom podnoszonym do rangi artystycznej ekspresji. Naturalny związek dwojga ludzi – pozbawiony transcendentnego wymiaru i duchowej głębi – nie będzie w stanie zaspokoić nieugaszonych potrzeb zmysłowego człowieka. Straci więc królewską pozycję i dotychczasowy szacunek. Dziwne, inne i niespotykane – po to będzie sięgać publika, spragniona nowych wrażeń i doświadczeń. Nie wiedzieć czemu, uwierzono, że zmiana jest jedyną świętością, a dopóki robimy rzeczy inaczej niż wczoraj, dopóty dajemy świadectwo cywilizacyjnego wzrostu i historycznej dojrzałości. Chrześcijanie nie muszą poddawać się wszechobecnej presji nowego. Wierzymy, że prawdziwy postęp nie polega na kreowaniu nowej rzeczywistości społecznej, lecz na odkrywaniu wiecznej i niezmiennej rzeczywistości Bożej. 

Znudzenie naturalnym porządkiem rzeczy jest więc całkowicie naturalne w przypadku tych, którzy poruszają się wyłącznie w granicach widzialnego świata. Trudno oczekiwać od pasażera pociągu, aby wpatrywał się z zachwytem w zasłonięte okno. Równie trudno zakazać wpatrywania się temu, który z radością i zachwytem podziwia zmieniające się za oknem krajobrazy. Zasłona niewiary na oknach pociągu życia skazała ludzkość na straszliwy los wpatrywania się we własny obraz. Obraz, który tak bardzo nuży i tak bardzo rozczarowuje, że popycha wciąż pasażerów w ramiona kolejnych stylistów moralności, etyki i sztuki życia. Nowy image cieszy jednak tylko przez chwilę, a z biegiem czasu wyłącznie częste i szokujące metamorfozy są w stanie dostarczyć odrobiny satysfakcji. 

Jako chrześcijanie nie możemy porzucić palącej misji odsłaniania okien. Krajobraz chwały Bożej ukryty w Jezusie Chrystusie posiada w sobie wystarczająco dużo piękna, by ustabilizować szalejące wskazówki kompasów moralności i zaspokoić nieugaszone pragnienia ludzkości. Bowiem normalność – Boża normalność – jest nieskończenie pasjonująca. 

  • 71 Wpisów
  • 0 Komentarzy
Szczęśliwy mąż i ojciec, prawnik, absolwent prawa na Uniwersytecie Śląskim oraz teologii w Wyższej Szkole Teologiczno-Społecznej w Warszawie. Zaangażowany w szereg inicjatyw chrześcijańskich. Redaktor Naczelny portalu nalezecdojezusa.pl oraz współtwórca portalu myslewiecwierze.pl. Interesuje się historią chrześcijaństwa w kontekstach społecznych i kulturowych, filozofią oraz apologetyką. Od kilku lat zachwycony Chrystusem jako Osobą, Ideą i Odpowiedzią.